Zespół Legii w niedzielę pokonał u siebie Górnika Zabrze 1:0 i zajął jego miejsce na fotelu lidera ekstraklasy. Było to piąte z rzędu ligowe zwycięstwo legionistów. Tak samą serię legioniści mieli też rok temu pod wodzą Jacka Magiery.
Przed rokiem po porażce 2:3 z Pogonią w Szczecinie w 12. kolejce Legia miała już 12 punktów straty do prowadzącej Lechii Gdańsk, a na koncie zaledwie 13 punktów. Potem jednak między 22 października, a 27 listopada podopieczni Jacka Magiery wygrali pięć kolejnych meczów: z Lechem, Koroną, Cracovią, Jagiellonią i Śląskiem, dzięki czemu zmniejszyli stratę do lidera do ośmiu punktów i awansowali na czwarte miejsce w tabeli. Zwycięska passa skończyła się na remisie z Wisłą Płock. Teraz stołeczna ekipa powtórzyła to osiągnięcie – 1 października Legia doznała klęski w Poznaniu z Lechem przegrywając aż 0:3 i ze stratą sześciu „oczek” do prowadzącego „Kolejorza” spadła na ósmą lokatę w tabeli. Ale potem legioniści byli niepokonani w spotkaniach z Lechią, Wisłą Kraków, Arką, Pogonią oraz Górnikiem i po tej serii awansowali na pozycje lidera, a nad uważnym za ich najpoważniejszego rywala do mistrzowskiego tytułu Lechem mają teraz sześć punktów przewagi. To dlatego, że lechici od 1 października zaliczyli z kolei fatalną serię pięciu meczów bez zwycięstwa, notując cztery remisy i jedną porażkę.
Nikt nie wie co się stało, że świetnie grający do końca września zespół nagle po zwycięstwie nad Legią zwinął skrzydła. A przecież w przerwie letniej poznański klub ściągnął za 15 milionów złotych grupę nowych zawodników, którzy mieli podnieść poziom sportowy zespołu na wyżyny niedostępne nawet dla broniących tytułu warszawian. W tej chwili ten plan leży w gruzach i trener Nenad Bjelica musi teraz kombinować jak wybudzić swoich podopiecznych z marazmu.
Legia po okiem trenera Romeo Jozaka nadal nie zachwyca jakością gry, ale zespół ustabilizował grę w defensywie i przestał tracić gole, a że w każdym meczu przynajmniej raz trafia do siatki rywala, to i wygrywa. Z meczu z Górnikiem legioniści oddali 17 strzałów. Bardziej aktywni pod tym względem byli tylko w meczach z Arką (19 strzałów) i Cracovią (21), ale osiem uderzeń na bramkę Tomasza Loski mieli celnych. W żadnym innym meczu bramkarz zabrzan nie miał tyle pracy co w niedzielę na Łazienkowskiej. Wygrana Legii i jej awans na pierwsze miejsce w tabeli jest więc zasłużony, mimo dwukrotnego przerwania meczu przez pirotechniczne ekscesy kibiców i dwukrotnej skorzystania przez arbitra z systemu VAR. Sytuacja w czołówce daleka jest jednak od stabilizacji. Już w następnej kolejce może dojść do zmiany lidera, bo Górnik traci do Legii tylko dwa punkty, a w piątek gra u siebie z Jagiellonią, zaś legioniści na wyjeździe z niepokonaną w lidze od 23 września Koroną Kielce.