W minioną sobotę Estadio do Dragao w Porto po raz drugi z rzędu był areną decydującej potyczki o najważniejsze trofeum w europejskiej piłce klubowej. Rok temu po puchar sięgnął Bayern Monachium, a w tegorocznej edycji z udziałem dwóch angielskich zespołów Chelsea Londyn pokonała 1:0 Manchester City.
Chelsea Londyn i Manchester City to angielskie futbolowe potęgi zbudowane za gigantyczne pieniądze wpompowane do tych klubów przez cudzoziemskich właścicieli. Do kasy „The Blues” od 2003 roku setki milionów funtów pakuje rosyjski oligarcha Roman Abramowicz, a do „The Citizens” od 2009 roku szejk Mansour bin Zayed bin Sultan Al Nahyan ze Zjednoczonych Emiratów Arabskich. Swoja hojnością nie kupili jednak sympatii kibiców nawet na Wyspach Brytyjskich. Kiedy w 2018 roku angielski dziennik „Mirror” przeprowadził wśród swoich czytelników ankietę, na podstawie której stworzył ranking najbardziej znienawidzonych drużyn w Premier League, na czele zestawienia znalazła się Chelsea. Za co? Głównie za nieustannie płynący na klubowe konto strumień pieniędzy rosyjskiego miliardera.
Abramowicz został właścicielem Chelsea w 2003 roku i chciał sukcesów natychmiast i z miejsca zainwestował w klub wielkie pieniądze. Nakłady przyniosły natychmiastowy efekt, bo już sezon 2003/2004 ekipa „The Blues” zakończyła na drugim miejscu w Premier League, ale w dwóch kolejnych sezonach sięgała po mistrzowskie tytuły. Do dzisiaj w trwającej już 18 lat erze rządów Abramowicza piłkarze Chelsea wygrali rozgrywki w angielskiej ekstraklasie pięć razy, tyle samo razy zdobyli FA Cup, trzykrotnie triumfowali w Pucharze Ligi i dwa razu zdobywali Tarczę Wspólnoty. W sezonie 2007/2008 dotarli do finału Ligi Mistrzów, lecz przegrali walkę o puchar z Manchesterem United po konkursie rzutów karnych. W kluczowych momentach najpierw spudłował John Terry, a później golkiper „Czerwonych Diabłów” Edwin van der Sar obronił strzał Nicolasa Anelki. Na kolejną szansę londyński zespół musiał czekać do sezonu 2011/2012 roku. W tej edycji rozgrywek zespół „The Blues” wreszcie spełnił marzenie rosyjskiego właściciela i wygrał Ligę Mistrzów, dokładając do tego triumf w Klubowych Mistrzostwach Świata. A rok później triumfował w Lidze Europy, powtarzając ten sukces w sezonie 2018/2019. Te wyczyny drażniły kibiców innych drużyn, bo przed pojawieniem się rosyjskiego oligarchy Chelsea mistrzem Anglii była tylko raz, a na europejskiej arenie dwukrotnie sięgała po nieistniejący już Puchar Zdobywców Pucharów i raz po
Superpuchar UEFA.
Najbardziej jednak drażniła niebywała rozrzutność Abramowicza na rynku transferowym. Rosjanin nie żałował pieniędzy i kupował najlepszych zawodników, a gdy pojawiał się jakiś opór przed transferem, po prostu przepłacał. Dzięki temu wiele angielskich klubów dużo zarobiło, ale kibicom taki nierówny układ sił nie przypadł do gustu i tak z roku na rok ich niechęć do Chelsea rosła.
Abramowicz był pierwszym krezusem szastającym funtami w angielskim futbolu i na niego spadło odium niechęci, ale za jego plecami na salony Premier League wkroczyli następni inwestorzy zagraniczni. Petrodolary szejka Mansoura już nie wzbudziły takich emocji, lecz mimo to „The Citizens” w wyżej wspomnianym rankingu nienawiści ustalonym przez dziennik „Mirror” uplasowali się na drugiej pozycji. Manchester City pod rządami arabskiego konsorcjum Abu Dhabi United Group Investment również wywalczył pięciu mistrzowskich tytułów w Premier League, ale na europejskiej arenie „The Citizens” nie zdobyli jeszcze żadnego trofeum. W sobotę 29 maja 2021 roku zespół pod wodzą Pepa Guardioli miał na stadionie w Porto wreszcie osiągnąć tak wyczekiwany przez szejka Mansura sukces.
Futbolowi eksperci w finałowym starciu więcej szans dawali aktualnym mistrzom Anglii, którzy pod wodzą hiszpańskiego szkoleniowca przez cały sezon prezentowali wysoką formę i grali widowiskowy futbol. W przeciwieństwie do drużyny Chelsea, która wpadła w potężny kryzys, z którego dopiero w tym roku wydobył ją niemiecki trener Thomas Tuchel. Ale w Lidze Mistrzów zespół dzieło zaczął pod wodzą Lamparda, a zakończył z Tuchelem na trenerskiej ławce.
Tak na marginesie, to Tuchel jest trzecim niemieckim trenerem z rzędu, który wygrał ze swoim zespołem Ligę Mistrzów. w Poprzednim roku sztuki tej dokonał z Bayernem Monachium Hansi Flick, a dwa lata temu z Liverpoolem zwyciężył Juergen Klopp. 48-letni Tuchel na szersze wody wypłynął w 2015 roku przechodząc z FC Mainz do Borussii Dortmund. W poprzednim sezonie doprowadził Paris Saint-Germain do finału Ligi Mistrzów, lecz przegrał w nim z Bayernem. Katarscy właściciel paryskiego klubu uznali to za niewybaczalną porażkę i w grudniu niemal tuż przed świętami podziękowali mu za dalsza pracę. Dzisiaj pewnie plują sobie w brodę, bo Tuchel w krótkim czasie przemienił niemrawą drużynę Chelsea w sprawną maszynę do wygrywania.
Co ciekawe, zwycięski zespół ukształtował się trochę pod przymusem, bo w lutym 2019 roku UEFA nałożyła na Chelsea zakaz transferowy za nielegalne pozyskiwanie młodzieży do klubowej akademii. Miał obowiązywać przez dwa tzw. okienka transferowe, ale chociaż ostatecznie został skrócony do jednego, to władze londyńskiego klubu nie dokonywały żadnych transferów przez rok i Frank Lampard musiał sięgnąć po wychowanków. I tak w kadrze zespołu pojawili się Tammy Abraham, Billy Gilmour, Callum Hudson-Odoi, Reece James, a przede wszystkim Mason Mount. I ta pokoleniowa zmiana okazała się strzałem w dziesiątkę. Największą piłkarską perłą okazał się 22-letni Mount. To po jego genialnym podaniu na czystą pozycję strzelecką w meczu z Manchesterem City wyszedł Kai Havertz i trochę szczęśliwie, ale pokonał bramkarza „The Citizens” Edersona Moraesa. Dzięki zwycięstwu drużyna „The Blues” zostanie rozstawiona w losowaniu fazy grupowej nowej edycji Ligi Mistrzów. Manchester City także znajdzie się w pierwszym koszyku jako mistrz Anglii. Tylko co to za splendor dla szejków z Abu Zabi, którzy utopili angielskim klubie już 2,6 mld funtów i wciąż pozostają bez najważniejszego trofeum w europejskim futbolu klubowym. Szejk Mansour bin Zayed al-Nahyan, jeden z dziewiętnastu synów założyciela Zjednoczonych Emiratów Arabskich, znów będzie świecił oczami na rodzinnych przyjęciach. W poprzednich edycjach Champions League „The Citizens” przegrywali ze znacznie biedniejszymi rywalami – Olympique Lyon, Tottenhamem, AS Monaco czy Ajaksem Amsterdam. W tym roku byli bardzo blisko, ale nie dali rady. Warto w tym miejscu przypomnieć, że swój pierwszy i jedyny jak dotąd triumf w europejskich pucharach „Obywatele” odnieśli w sezonie 1969/1970 pokonując w finale Pucharu Zdobywców Pucharów
Górnika Zabrze 2:1.