Polscy szczypiorniści zaskoczyli swoją postawą w r mistrzostwach Europy. Biało-czerwoni już po dwóch wygranych spotkaniach w grupie, z Austrią i Białorusią, zapewnili sobie awans do kolejnej rundy turnieju, co oznacza, że w najgorszym razie wywalczą 12. miejsce. To duży postęp, bo w poprzednim europejskim czempionacie zajęli 21. lokatę.
Reprezentacja Polski zaczęła tegoroczne mistrzostwa Europy od zwycięstwa nad Austrią 36:31, a wygrywając w kolejnym spotkaniu z Białorusią 29:20 biało-czerwoni byli już pewni awansu do następnej rundy, bowiem rywalizujący także w grupie zespół Niemiec również pokonał Austriaków i Białorusinów (odpowiednio 34:2 i 33:29), a do kolejnej fazy turnieju z każdej grupy przechodziły dwie najlepsze drużyny. We wtorkowej potyczce Polaków z Niemcami (zakończyła się po zamknięciu wydania) gra toczyła się więc już nie tylko o pierwsze miejsce w grupie D, ale także o pierwsze punkty w II rundzie mistrzostw Europy, albowiem dwie najlepsze ekipy z grupy D trafiły do piekielnie silnej Grupy II, wraz z europejskimi potentatami – reprezentacjami Hiszpanii, Rosji, Norwegii i Szwecji. Na sukces, a takim byłoby zajęcie jednego z dwóch czołowych miejsc dających awans do półfinału imprezy, nikt naszym szczypiornistom szans nie daje. Niezależnie jednak od końcowego rezultatu, Polacy i tak w tegorocznym europejskim czempionacie już osiągnęli najlepszy wynik od czasu zakończenie reprezentacyjnej kariery przez pokolenie Karola Bieleckiego, braci Michała i Bartosza Jureckich, Sławomira Szmala czy Krzysztofa Lijewskiego. Progres jest widoczny – dwa lata temu reprezentacja naszych piłkarzy ręcznych zakończyła rywalizację w mistrzostwach Europy na 21. miejscu, a z ubiegłorocznych mistrzostw świata wróciła
z 13. lokatą.
Era sukcesów biało-czerwonych zaczęła się za trenerskich rządów Bogdana Wenty (prowadził kadrę Polski w latach 2004-2012) w 2007 roku od zdobycia sensacyjnego wówczas srebrnego medalu mistrzostw świata. Dwa lata później biało-czerwoni potwierdzili swoją obecność w światowej czołówce zdobywając brąz. W światowym czempionacie Bielecki i spółka błysnęli po raz ostatni w 2015 roku, pod wodzą niemieckiego selekcjonera Michaela Bieglera (prowadził kadrę Polski w latach 2012-2016), ponownie zajmując trzecie miejsce. W igrzyskach olimpijskich 2008 roku w Pekinie biało-czerwoni wywalczyli piątą lokatę, a osiem lat później w Rio de Janeiro otarli się o podium zajmując 4. miejsce.
W mistrzostwach Europy w pięciu turniejach z rzędu nasza reprezentacja pięć razy z rzędu zajmowała lokaty w czołowej dziesiątce imprezy – w 2008 roku była siódma, w 2010 zajęła czwarte miejsce, dwa lata później dziewiąte, w 2014 roku szóste, a w 2016 siódme.
Nieunikniona zmiana pokoleniowa nastąpiła po igrzyskach 2016 roku. Z gry w kadrze w krótkim czasie zrezygnowała plejada wielkich graczy – Sławomir Szmal, Karol Bielecki, Marcin i Krzysztof Lijewscy, Grzegorz Tkaczyk, Artur Siódmiak, Mariusz Jurkiewicz, Bartosz Jurecki i Michał Jurecki, Mariusz Jurasik. Nowe pokolenie zawodników nie było jeszcze gotowe do gry na poziomie starych mistrzów, więc nawet pod wodzą Tałanta Dujszebajewa polska reprezentacja nie zdołała utrzymać się w gronie najlepszych drużyn – w 2017 roku, dwa lata po medalu wywalczonym w światowym czempionacie w Katarze, biało-czerwoni zajęli dopiero 17. miejsce.
Władze ZPRP były tym wynikiem tak rozczarowane, że podziękowały za dalszą pracę Dujszebajewowi i 18 maja 2017 roku powierzyły prowadzenie kadry Piotrowi Przybeckiemu. Nie był to jednak najwyraźniej najlepszy wybór, bo pod wodzą tego szkoleniowca nasza drużyna mocno obniżyła loty i nie zakwalifikowała się dwa kolejne wielkie turnieje – MŚ 2019 i ME 2020. W lutym 2019 roku doszło więc do kolejne zmiany na stanowisku selekcjonera kadry. Przybeckiego zastąpił 49-letni obecnie Patryk Rombel, przed laty solidny gracz ligowy w MMTS Kwidzyn (2001-2013), w którym w 2015 roku rozpoczął karierę trenerską. Był też jednym z asystentów Dujszebajewa w kadrze, w latach 2017-2018 prowadził zespół Motoru Zaporoże, a w latach 2017-2019 kadrę Polski B. Pod jego ręką nasza reprezentacja piłkarzy ręcznych powoli i nie od razu, ale jednak zaczęła odbudowywać utraconą pozycję. Postęp był widoczny, bo biało-czerwoni zakwalifikowali się do MŚ w 2021 roku i tegorocznych mistrzostw Europy. W Egipcie wywalczyli 13. miejsce, a wiadomo już, że z europejskiego czempionatu wrócą w najgorszym przypadku z 12. lokatą.
A przed mistrzostwami Europy na Węgrzech i Słowacji akcje naszej reprezentacji nie stały wysoko. Na dodatek z powodu niedociągnięć organizatorów mistrzostw nasi szczypiorniści jeszcze na kilka godzin przed pierwszym meczem w turnieju, z Austrią, nie wiedzieli w jakim składzie przyjdzie im zagrać, bo nie dotarły do nich wyniki testów.
Na szczęście wszyscy powołani w ostatniej chwili zawodnicy okazali się zdrowi i mogli zagrać. Nasz zespół wbrew prognozom bukmacherów, faworyzującym austriacki zespół, zwyciężyli w dobrym stylu 36:31. Jeszcze lepiej biało-czerwoni zagrali w niedzielnym meczu z Białorusinami, których wysoko pokonali 29:20. Po dwóch kolejkach spotkań liderem grupy D byli Polacy mając na koncie cztery punkty i bilans bramkowy +14. Lepszym w turnieju po dwóch seriach spotkań legitymowali się tylko Duńczycy (+20) i Francuzi (+18), a kompletami punktów mogły się pochwalić jeszcze ekipy Niemiec, Rosji, Hiszpanii i Islandii.
Wtorkowy mecz z zespołem Niemiec dla podopiecznych Patryka Rombla był więc zarówno ostatnim w fazie grupowej, jak i pierwszym w zmaganiach drugiej rundy czempionatu, bo wynik tego spotkania będzie się w w niej liczył, ponieważ oba zespoły wywalczyły awans do czołowej „12” turnieju i już wiadomo, że w drugiej rundzie dołączą do najlepszych zespołów z grup E i F – Hiszpanii, Szwecji, Rosji i Norwegii. To przeciwnicy z najwyższej półki.