Zakończenie tegorocznego sezonu Formuły 1 bez wątpienia dostarczyło kibicom wielu emocji. Walka Lewisa Hamiltona z Maxem Verstappenem była epicka, bowiem 24-letni Holender swój pierwszy w karierze mistrzowski tytuł wyszarpał obrońcy trofeum dopiero na ostatnim okrążeniu.
Początek wyścigu w Abu Zabi był dla Verstappena nieudany, bo kierowca Red Bull Racing zaspał na starcie i Hamilton dzięki temu już na dojeździe do pierwszego zakrętu wyszedł na prowadzenie. Ale Holender znany jest z agresywnej jazdy i nieustępliwości na torze. Wykorzystał chwile rozluźnienia rywala na dojeździe do kolejnego zakrętu, wcisnął się przed niego i zmusił do zjazdu na pobocze. Brytyjczyk nie stracił zimnej krwi, pojechał poboczem i utrzymał prowadzenie. Ekipa Red Bulla natychmiast zażądała ukarania Hamiltona, ale sędziowie najwyraźniej postanowili nie wtrącać się do rywalizacji o mistrzowski tytuł i nie zareagowali. „To jest niedorzeczne!” – wściekał się Verstappen, tymczasem Hamilton chwycił rytm i zaczął odjeżdżać rywalom. W tym momencie wydawało się, że losy mistrzowskiego tytułu zostały już przesądzone, lecz ekipa „Czerwonych byków” jeszcze nie złożyła broni. Wykorzystała drugiego ze swoich kierowców, Sergio Pereza, do przyblokowania pędzącego Hamiltona, co dało Verstappenowi możliwość odrobienia kilku straconych sekund. Brytyjczyk w końcu jednak wyprzedził Pereza i znów zaczął powiększać przewagę nad swoim najgroźniejszym rywalem, lecz wtedy los uśmiechnął się do Red Bulla. Sędziowie zarządzili tzw. wirtualną neutralizację po problemach Antonio Giovinazziego, co Verstappen wykorzystał na zjazd do pit-stopu po nowe opony, z miękkiej mieszanki, dające dużą przyczepności. Plan był jasny – na ostatnich 20 okrążeniach miał odrobić straty do Brytyjczyka i go wyprzedzić, lecz chociaż na nowym ogumieniu kierowca Red Bulla był szybszy od kierowcy Mercedesa, to jednak nie był w stanie go dogonić. I wówczas los po raz drugi tego dnia uśmiechnął się do Holendra. Na sześć okrążeń przed metą Nicholas Latifi rozbił swój bolid i na tor wyjechał samochód bezpieczeństwa. Hamilton zapytał swoich inżynierów, czy może zjechać do pit-stopu po nowe opony, ale nie uzyskał zgody. „Stracilibyśmy pozycję na torze” – usłyszał Hamilton i mógł tylko słać w eter przekleństwa. Szefowie ekipy Mercedesa byli przekonani, że już nie dojdzie do wznowienia rywalizacji, ale ku ich zaskoczeniu wyścig został jednak wznowiony, a Verstappen jadąc na miękkich oponach bez większego trudu dogonił Hamiltona i na ostatnim okrążeniu zdołał go wyprzedzić, zdobywając swój pierwszy w karierze tytuł mistrza świata kierowców. W ekipie Red Bulla zapanowała euforia i zaczęły strzelać korki z otwieranych butelek szampanów. Okazja była podwójna, bo Red Bull Racing wywalczył też mistrzostwo świata konstruktorów, kończąc trwającą od siedmiu sezonów dominacje Mercedesa.
Niemiecki zespół od razu złożył dwa protesty. Pierwszy dotyczył art. 48.8 regulaminu sportowego F1, który stanowi, że żaden kierowca nie może wyprzedzać drugiego na torze podczas samochodu bezpieczeństwa. W tym przypadku może być mowa o wydarzeniach z samej końcówki, gdy Hamilton celowo zwalniał stawkę F1, gdy neutralizacja dobiegała końca. Brytyjczyk redukował prędkość tak znacząco, że Verstappen był bliski jego wyprzedzenia. Czy do tego doszło? Mercedes najpewniej będzie próbował udowodnić, że tak. Drugi protest dotyczył art. 48.12, w którym czytamy, że wszystkie bolidy, które zostały zdublowane przez lidera wyścigu, muszą wyprzedzić pozostałe samochody na okrążeniu podczas neutralizacji. Mowa o sytuacji, w której dyrekcja wyścigu pozwoliła, by Lando Norris, Fernando Alonso, Esteban Ocon, Charles Leclerc i Sebastian Vettel „oddublowali” się. To właśnie ci kierowcy znajdowali się między Hamiltonem a Verstappenem. Takiej samej zgody na „oddublowanie” nie otrzymali natomiast Daniel Ricciardo, Lance Stroll i Mick Schumacher.
„Co sądzę o tym proteście? Tak naprawdę niewiele mam do powiedzenia na ten temat. Myślę, że to najlepiej podsumowuje ten sezon – powiedział Verstappen, cytowany przez motorsport.com. Kierownictwo Red Bulla wyraziło natomiast „głębokie rozczarowanie” postawą pokonanych rywali. Mercedesowi protesty nie zdały się na nic, bo sędziowie odrzucili je w całości. Klasą wykazał się natomiast Hamilton, bo chociaż nie ukrywał rozczarowania faktem, że nie zdobył ósmego w karierze mistrzowskiego tytułu, co dałoby mu pierwsze miejsca w klasyfikacji wszech czasów (teraz dzieli je z Michaelem Schumacherem, który także ma siedem tytułów mistrza świata), to docenił osiągnięcie Holendra. „Wielkie gratulacje dla Maxa i jego zespołu. Wykonaliśmy świetną robotę, ale oni także. To był najtrudniejszy sezon, jaki mieliśmy w F1. Ale wszyscy daliśmy z siebie maksimum” – powiedział Hamilton przed kamerami Eleven Sports.
Gdyby Verstappen miał więcej szczęścia, to losy tytułu rozstrzygnęłyby się znacznie wcześniej niż na ostatnim okrążeniu zmagań na torze Yas Marina w Abu Zabi. Holenderski kierowca w tym sezonie tylko czterokrotnie znalazł się na mecie poza czołową dwójką. W Azerbejdżanie w samej końcówce wystrzeliła opona w jego bolidzie w momencie, gdy z ogromną przewagą jechał po zwycięstwo. W Wielkiej Brytanii to Hamilton zabrał go z toru już na pierwszym okrążeniu. Na Węgrzech w pierwszym zakręcie w jego bolid trafił Valtteri Bottas. We Włoszech kierowca Red Bulla uderzył w Hamiltona. A Hamilton pięciokrotnie finiszował poza czołową dwójką.
Hamilton miał też momenty szczęścia, jak w Imoli, gdzie znalazł się na poboczu w momencie, gdy akurat wywieszono czerwoną flagę i przerwano wyścig. Dzięki temu nie musiał tracić czasu na powrót na tor. Zyskał w ten sposób „darmowe” drugie miejsce. Neutralizacja w końcówce GP Abu Zabi, sprowokowana wypadkiem Nicholasa Latifiego, była momentem, w którym los oddawał Holendrowi to, co zabrał mu wcześniej.