Brąz Dawida Kubackiego na skoczni normalnej to jedyny medalowy dorobek naszych skoczków w zimowych igrzyskach w Pekinie. Liczyliśmy, że może w konkursie drużynowym coś dorzucą, ale zajęli dopiero szóstą lokatę. Niestety, wygląda też na to, że będzie to jedyny krążek wywalczony przez całą liczącą blisko 60 osób olimpijską reprezentację Polski.
W zimowych igrzyskach w Pekinie olimpijski konkurs drużynowy w skokach narciarskich rozegrano po raz dziesiąty. Po raz pierwszy odbył się w 1988 roku na igrzyskach w Calgary. Wystartowało 11 zespołów, a zwyciężyli Finowie (Nikkola, Nykaenen, Ylipulli, Puikkonen), przed Jugosłowią (Ulaga, Zupan, Debelak, Tepes) i Norwegią (Eidhammer, Kjoerum, Fidjestoel, Johnsen). Drużyny mogły składać się z minimum trzech, a maksymalnie czterech zawodników. Do końcowego wyniku wliczano trzy najlepsze rezultaty. Podobne reguły obowiązywały także cztery lata później w Albertville. W 1994 roku uległo to zmianie. Od tamtej pory o medale walczyły czteroosobowe teamy. Co ciekawe jednak, wszystkie zespoły uzyskiwały awans do drugiej serii. Dopiero podczas igrzysk w Turynie wprowadzono zasadę, że drugi skok może oddać czołowych osiem ekip. Podkreślmy, że w Turynie wystartowało najwięcej, bo aż 16 ekip.
Polacy zadebiutowali w tej konkurencji na zimowych igrzyskach 1998 roku w Nagano, zajmując ósmą lokatę. Triumfowali gospodarze imprezy Japończycy (Okabe, Saito, Harada, Funaki), srebro zdobyli Niemcy (Hannawald, Schmitt, Jaekle, Thoma), a brąz Austriacy Austria (Schwarzenberger, Hoellwarth, Horngacher, Widhoelzl). Cztery lata później w Salt Lake City po złoto sięgnęli Niemcy (Hannawald, Hocke, Uhrmann, Schmitt), a biało-czerwoni skończyli rywalizację na szóstej pozycji. W zimowych igrzyskach 2006 roku w Turynie zwyciężyła ekipa Austrii (Widhoelzl, Kofler, Koch, Morgenstern), przed Finlandią (Kiuru, Happonen, Ahonen, Hautamaeki) i Norwegią (Bystoel, Romoeren, Ingebrigtsen, Ljokelseoy), zaś polska drużyna zajęła 5. lokatę. W Vancouver w 2010 roku znów najlepsi byli Austriacy (Loitzl, Kofler, Morgenstern, Schlierenzauer), srebro zdobyli Niemcy (Neumayer, Wank, Schmitt, Uhrmann), zaś brąz Norwegia (Bardal, Hilde, Evensen, Jacobsen), a nasza drużyna uplasowała się na 6. pozycji. W 2014 roku w Soczi biało-czerwoni otarli się już jednak o podium, bo zajęli 4. miejsce. Wygrali jednak Niemcy (Wank, Kraus, Wellinger, Freund), przed Austriakami (Hayboeck, Morgenstern, Diethart, Schlierenzauer) i Japończykami (Shimizu, Takeuchi, Ito, Kasai). Dopiero w 2018 roku w Pjongczangu w stawce 12 zespołów polska drużyna w składzie Maciej Kot, Stefan Hula, Dawid Kubacki i Kamil Stoch) wywalczyła pierwszy medal. Tylko brązowy, bo ekipy Norwegii (Tande, Stjernen, Forgang, Johansson) oraz Niemiec (Geiger, Leyhe, Freitag, Wellinger) okazały się lepsze.
APoniedziałkowy konkurs drużynowy rozpoczął się nerwowo, bo zawodnicy musieli wyczekiwać na korzystne warunki wietrzne. W pierwszej turze skakał Piotr Żyła, ale nie popisał się uzyskując tylko 118 m. Inna sprawa, że trafił na fatalne warunki. Wiatr trochę się uspokoił przy skoku Pawła Wąska. Najmłodszy z polskich skoczków potwierdził swoją dobrą formę i poszybował na odległość 131,5 m, Dawid Kubacki uzyskał 122 m, ale skaczący jako ostatni z naszych Kamil Stoch oddał kapitalny skok na odległość 137 m. Te wyniki zapewniły jednak polskiej drużynie jedynie szóstą lokatę. Nasi skoczkowie musieli bronić tej pozycji przed atakami rosyjskiej ekipy, natomiast poprawić swoja lokatę mogli tylko kosztem piątej w stawce reprezentacji Japonii. W drugiej serii Żyła uzyskał 125,5 m, skaczą sporo dalej od Yukiyi Sato, dzięki czemu biało-czerwoni na chwilę wyprzedzili Japończyków oraz Niemców i przesunęli się na czwarte miejsce. Niestety, skaczący jako drugi w naszej ekipie Wąsek nie powtórzył świetnego wyniku z pierwszej serii i zaliczył tylko 120 m, a to było za mało, żeby utrzymać tak wysoką lokatę. Kubacki wylądował na 126. metrze, co wystarczyło do ponownego wyprzedzenia Japończyków, lecz dobry skok Słoweńca Timiego Zajca praktycznie przekreślił nasze nadzieje na brązowy medal. Występ Polaków zakończył Kamil Stoch, ale trafił na fatalne warunki i uzyskał tylko 128 m, co oznaczało, iż Polacy zakończą zawody ostatecznie na szóstym miejscu z dorobkiem 880,1 pkt. W ostatniej serii triumf Austriaków (942,7 pkt) przypieczętował Manuel Fettner. Srebrny medal wywalczyli Słoweńcy (934,5 pkt), a brązowy ekipa Niemiec (922,9 pkt). Polaków wyprzedzili jeszcze Norwegowie (922,1 pkt) i Japończycy (882,8 pkt), a za ich plecami znalazły się ekipy Rosji (806,5 pkt), Szwajcarii (791,5 pkt), Czech (279,5 pkt), USA (261 pkt) i Chin (115 pkt).
W sumie występ naszych skoczków w Pekinie trudno uznać za udany, nic zatem dziwnego, że przestrzeni publicznej pojawiły się pytania o przyszłość czeskiego trenera polskiej kadry Michala Doleżala. Spekulacje przeciął jednak szybko dyrektor sportowy Polskiego Związku Narciarskiego Adam Małysz. „Na pewno nie dojdzie do dymisji trenera Doleżala w trakcie tego sezonu. Nie jestem zwolennikiem takich drastycznych rozwiązań, bo tak się w skokach narciarskich nie robi. Trzeba też zauważyć, że mimo wszystko na igrzyskach było lepiej niż w czasie innych konkursów, a nasi skoczkowie włączyli się do walki o medale. Dawid Kubacki zdobył brąz, a Kamil Stoch był tego bardzo bliski. Niedosyt niewątpliwie jest i po zakończeniu sezonu będziemy chcieli usłyszeć od trenera jakie widzi przyczyny nierównej formy zawodników i jakie działania naprawcze chciałby podjąć. Potem dopiero będziemy się zastanawiać co dalej. Na razie pewne jest to, że do końca marca trener Doleżal pozostanie na stanowisku” – zapewnia Adam Małysz. Kontrakt czeskiego szkoleniowca z polską federacją wygasa z końcem kwietnia tego roku.