Sportowcy, którym w 2020 roku skończy się dyskwalifikacja za stosowanie niedozwolonego dopingu, skorzystają na przełożeniu igrzysk, bo za rok będą mogli w nich wystartować bez żadnych przeszkód.
O tych ustaleniach poinformował szef Athletics Integrity Unit (AIU) Brett Clothier. Podjęcie decyzji w tej sprawie było konieczne, bo gdyby igrzyska olimpijskie w Tokio odbyły się zgodnie z planem, czyli na przełomie lipca i sierpnia tego roku, wówczas ukarani dopingowicze byliby pozbawieni możliwości udziału w imprezie. Ponieważ jednak pandemia koronawirusa wywróciła sportowy kalendarz do góry nogami, w tym po raz pierwszy od czasów ostatniej wojny zmusiła do zmiany terminu olimpiady, nieoczekiwanymi beneficjentami tej sytuacji stali się sportowcy odbywający karę za używanie niedozwolonego dopingu.
„Nie mogliśmy im tak po prostu przedłużyć zawieszenie o rok, bo rodziłoby to sporo prawnych komplikacji. Ci, co odbędą karę, za rok mogą wrócić do rywalizacji. Zdajemy sobie sprawę, że będzie wielu zawodników, którzy na zmianie terminu igrzysk skorzystają. Musimy jednak pamiętać, że dyskwalifikacja nakładana jest na określony czas i nie ma związku z konkretnymi imprezami sportowymi” – przekonuje Clothier.
Szef AIU, organu powołanego do walką z dopingiem w lekkoatletyce, zarazem ostrzega, że zawodnicy przyłapani na stosowaniu zabronionego dopingu w tym roku, nie będą mogli wziąć udziału w dwóch edycjach igrzysk – za rok w Tokio i za trzy lata w Paryżu. „Nie tym jednak powinniśmy się teraz martwić. Obecnie największym problemem, z jakim przychodzi nam się zmierzyć, to brak regularnych kontroli antydopingowych. Są one niemożliwe do przeprowadzenia z powodu ograniczeń, jakie spowodowała pandemia. Przeprowadzamy testy w ponad stu krajach. W każdym z nich teraz obowiązują inne zasady, a do tego te zasady zmieniają się z dnia na dzień. To jeszcze dodatkowo utrudnia nam zadanie” – podkreśla prezydent Athletics Integrity Unit.