30 listopada 2024

loader

ZIO Pekin 2022: Jeden brązowy medal to wcale nie jest mało

Za nami XXIV Zimowe Igrzyska Olimpijskie w Pekinie. One także, podobnie jak przesunięte z powodu pandemii koronawirusa na 2021 letnie igrzyska w Tokio, odbyły się w surowym reżimie epidemicznym. Obie te wielkie imprezy nie były więc takim świętem światowego sportu, jakim w normalnych czasach z pewnością by były. Powinniśmy o tym pamiętać.

W polskiej ekipie najbardziej poszkodowana przez COVID-19 została specjalizująca się w short tracku panczenistka Natalia Maliszewska, której pozytywny wynik testu na koronawirusa odebrał możliwość przystąpienia do rywalizacji na jej koronnym dystansie 500 m, w którym miała największe szanse na zdobycie medalu. Ale pechowców było dużo więcej. Począwszy od 23 stycznia, czyli od pojawienia się pierwszych uczestników igrzysk w wiosce olimpijskiej aż do niedzielnej ceremonii zamknięcia igrzysk, zdarzyły się tylko dwa dni (16 i 18 lutego), w których nikt nie został odesłany do izolatki. W sumie przez ten czas w wiosce olimpijskiej wykryto 437 przypadków zakażeń koronawirusem, w tym u 185 u sportowców lub członków sztabów szkoleniowych. Ale to nie są pełne liczby.
Dodać do nich trzeba spora grupę uczestników, którzy w ogóle do stolicy Chin nie przylecieli, bo testy wykryły u nich zakażenie tuż przed wylotem. W kraju została m.in. reprezentantka Austrii Marita Kramer, która na skoczni narciarskiej była faworytką do medalu nawet większą niż Maliszewska na 500 m w short tracku. Poza wspomnianymi przypadkami zdziesiątkowane zostały jeszcze listy startowe w kombinacji norweskiej. Na walkę o medale w zdecydowanej większości konkurencji koronawirus na szczęście nie miał znaczącego wpływu, poza skutkami zdrowotnymi i osłabieniem formy u tych, którzy wcześniej przeszli chorobę. Na to jednak nie poradziłby żaden organizator igrzysk.
Klasyfikację medalową zimowych igrzysk w Pekinie wygrała Norwegia, która zdobyła rekordowo dużo, bo aż 16 złotych medali, a do tego jeszcze osiem srebrnych i 13 brązowych. Druga lokatę wywalczyli Niemcy z dorobkiem 12 złotych, 10 srebrnych i pięciu brązowych krążków. Trzecie miejsce reprezentacji Chin, która zdobyła dziewięć złotych, cztery srebrne i dwa brązowe medale, trzeba uznać za sporą niespodziankę. Chiny nigdy wcześniej w zimowych igrzyskach nie osiągnęły tak bogatego dorobku medalowego, ale wypada podkreślić, że ze strony gospodarzy nie było widać takiej presji, jaka pamiętamy z letnich igrzysk w 2008 roku, kiedy to w efekcie chińscy sportowcy po raz pierwszy w dziejach wygrali klasyfikację medalową, przebijając o 12 złotych krążków dorobek drugiej w zestawieniu ekipy Stanów Zjednoczonych. Należy przypomnieć, że Chińska Republika Ludowa po raz pierwszy wystawiła swoją sportową reprezentację na igrzyskach olimpijskich dopiero w 1984 roku, w Los Angeles, gdzie pod nieobecność bojkotujących imprezę pod naciskiem ZSRR ekip z tzw. bloku wschodniego chińscy sportowcy zdobyli 32 medale, w tym 15 złotych i zajęły czwarte miejsce w klasyfikacji medalowej. W kolejnych igrzyskach ten wynik był poprawiany, zaś apogeum osiągnął w 2008 roku na letnich igrzyskach w Pekinie. U siebie reprezentanci Państwa Środka wywalczyli wówczas aż 100 medali, w tym 48 złotych.
Polska w klasyfikacji medalowej wypadła słabiutko, zajmując ostatnie 27. miejsce z jednym brązowym medalem wywalczonym przez Dawida Kubackiego w skokach narciarskich. Nasza ekipa dzieli tę lokatę z ekipami Łotwy (brąz w saneczkarskiej drużynie) i Estonii (brąz dla niej zdobył Kelly Siadru w narciarstwie dowolnym). Należy jednak podkreślić, że nie jest ostatnia pozycja w pekińskich igrzyskach, tylko ostatnia wśród reprezentacji które zdobyły medale, a było ich w sumie 29 na 91 startujących, czyli aż 62 drużyny wróciły z igrzysk bez żadnej zdobyczy medalowej. W tym kontekście brąz Kubackiego trzeba uznać raczej za sukces, nie porażkę. Owszem, nasza reprezentacja w Pekinie uzyskała najgorszy dorobek medalowy w XXI wieku i najgorszy od igrzysk w Nagano w 1998 roku, ale warto pamiętać, że igrzyska w Pekinie były dopiero dziewiątymi (na 24), na których biało-czerwoni w ogóle wywalczyli jakikolwiek krążek. Dopiero w XXI wieku nasi sportowcy w zimowych dyscyplinach w miarę regularnie stają na podium.
Ale poza klasyfikacją medalową jest także klasyfikacja punktową, pokazująca ilu sportowców z danego kraju plasuje się w czołówce w swoich konkurencjach. Punktowane są miejsca od 1 do 8, gdzie za zwycięstwo i złoty medal otrzymuje się osiem punktów i dalej, aż do jednego punktu za ósmą pozycję. I ta klasyfikacja przynosi naszym sportowcom całkiem obiecujące wyniki. Klasyfikację punktową także wygrała Norwegia z dorobkiem 375 punktów. Na drugim miejscu uplasowali się Rosjanie (370 pkt), a kolejne lokaty zajęły reprezentacje USA, Niemiec, Kanady i Austrii, zaś Chiny, co ciekawy, w tej klasyfikacji są dopiero na 12. miejscu. Polskę w tym zestawieniu jest 19. z dorobkiem 38 punktów, na które złożył się medal Dawida Kubackiego, lecz również czwarta i piąta pozycja Piotra Michalskiego w panczenach, czwarta i szósta lokata Kamila Stocha w kokach narciarskich, szóste miejsca drużyny skoczków i drużyny mieszanej, szósta pozycja drużyny panczenistek w short tracku, siódme miejsce Oskara Kwiatkowskiego w snowboardzie, ósme miejsce łyżwiarek szybkich w rywalizacji drużynowej, ósma pozycja sztafety saneczkarskiej, ósma lokata snowboardzistki Aleksandry Król oraz ósme miejsce Maryny Gąsienicy-Daniel w alpejskim gigancie. W klasyfikacji punktowej reprezentacja Polska jest więc dużo wyżej niż w klasyfikacji medalowej, a za jej plecami znalazły się m.in. Belgia z jednym złotym i jednym brązowym krążkiem, Białoruś z dwoma srebrnymi medalami, Słowacja ze złotem Petry Vlhovej w narciarstwie alpejskim i brązie hokeistów czy Nowa Zelandia z dwoma złotymi krążkami i jednym brązowym. Za nami są też Węgrzy i Brytyjczycy, a także Ukraina, Kazachstan,
Izrael i Monako.
W klasyfikacji punktowej występ w Pekinie była dla polskiej ekipy czwartym najlepszym w dziejach – po Soczi w 2014 roku, Vancouver w 2010 roku oraz Grenoble w 1968 roku. Polscy sportowcy w stolicy Chin pokazali się w konkurencjach i dyscyplinach, w których dotąd zupełnie się nie liczyli, jak saneczkarstwo, snowboard, łyżwiarstwo figurowe, short-track i narciarstwo dowolne. Może więc za cztery lata na igrzyskach w Mediolanie i Cortina d’Ampezzo będziemy się cieszyć nie tylko sportem nie nękanym przez pandemię, lecz także z większej liczby medali polskich sportowców. Włosi już zapowiadają, że ceremonia otwarcia odbędzie się na stadionie San Siro, który w roku rozegrania igrzysk będzie liczył sobie dokładnie sto lat. Natomiast medale wręczane będą w najbardziej reprezentacyjnym miejscu w mieście, czyli Piazza del Duomo (Placu
Katedralnym).

Jan T. Kowalski

Poprzedni

48 godzin sport

Następny

Kadra zbierze się w Książenicy, ale mecz z Rosją pod znakiem zapytania