Dwa wydarzenia znalazły szczególne miejsce w amerykańskich mediach w ubiegłym tygodniu. Rasistowski tweet aktorki Roseanne Barr i ostateczna liczba ofiar huraganu Maria w Puerto Rico (terytorium zależne USA), która przekroczyła 4,6 tys. Pierwszej sprawie CNN poświęciła niemal 5 godzin, drugiej zaledwie 12 minut.
Dlaczego Roseanne Barr wzbudziła takie zainteresowanie mediów? Z dwóch powodów. Po pierwsze, jest to ulubiona aktorka Donalda Trumpa, o czym ten wielokrotnie przypominał podczas swoich wystąpień. Po drugie, serial, w którym grała tytułową rolę, postrzegany jest jako apoteoza amerykańskiej klasy robotniczej. Biorąc pod uwagę, że obecny prezydent nie należy do ulubieńców amerykańskiego mainstreamu, zaś wzloty i upadki robotniczych rodzin już dawno przestały ekscytować tamtejszą telewizję, powyższe powody wystarczyły, aby aktorka i firmowany przez nią sitcom znalazły się na cenzurowanym.
Zresztą nie trzeba było długo czekać, aby Roseanne Barr sama ostatecznie się skompromitowała. „Bracia Muzułmanie i Planeta Małp miały dziecko – VJ” – napisała aktorka na Twitterze 29 maja, określając w ten rasistowski sposób Valerie Jarrett, bliską doradczynię prezydenta Baracka Obamy, która urodziła się w Iranie. Reakcja stacji ABC była natychmiastowa. Jeszcze tego samego dnia poinformowano o zdjęciu serialu z anteny, mimo że reaktywowany na początku tego roku bił rekordy oglądalności.
Nie był to pierwszy przypadek, kiedy Barr powiedziała lub napisała coś obraźliwego o czarnoskórych, muzułmanach czy kobietach. Mentalnie, aktorka wciąż tkwi w połowie lat 90., kiedy jej serial święcił triumfy, także w Polsce. Tymczasem to, co w epoce skandali seksualnych Billa Clintona i dominacji anglosaskiej – tzn. białej – kultury w sferze publicznej mogłoby wywołać dyskretny uśmiech i aprobujące skinienie głową, obecnie, po pierwszym afroamerykańskim prezydencie i akcji MeToo, (słusznie) zostało uznane za przekroczenie granicy dobrego smaku.
Czy jednak w swojej nagonce na Barr same amerykańskie media nie przekroczyły pewnej granicy? Otóż tego samego dnia, w którym celebrytka opublikowała swój rasistowski komentarz, do mediów trafiła informacja o ostatecznej liczbie ofiar zeszłorocznego huraganu Maria w Puerto Rico. Dotychczas służby federalne doliczyły się 64 ofiar. Teraz okazuje się, że liczba ta jest 70 razy wyższa (!) od oficjalnych szacunków i wynosi 4 645. Dla porównania: W atakach terrorystycznych z 11 września 2001 r. zginęło 2 977 osób, zaś huragan Katrina, który w 2005 r. spustoszył Nowy Orlean, pochłonął 1 833 istnień.
Co znamienne, szczegółowe badania nad skutkami huraganu w Puerto Rico przeprowadziła nie żadna instytucja rządowa, lecz naukowcy z Uniwersytetu Harvarda. W podsumowującym ich wielomiesięczną pracę raporcie straty materialne oceniono na 90 miliardów dolarów. Zwrócono także uwagę, że „opieka medyczna nie funkcjonowała na całej wyspie, a wiele z domostw było pozbawionych wody, elektryczności i zasięgu telefonicznego przez wiele tygodni po przejściu huraganu”. Odpowiedzialność za taki stan rzeczy bezpośrednio ponosiły władze federalne, które zareagowały z wielkim opóźnieniem i nieadekwatnie do skali zniszczeń. Wszyscy też pamiętają przylot prezydenta Trumpa i jego zachowanie na spotkaniu z mieszkańcami, kiedy to rozdawał im jedzenie w sposób przypominający karmienie zwierząt w zoo.
Tymczasem, najpopularniejsze serwisy informacyjne w USA poświęciły raportowi łącznie niewiele ponad pół godziny. Najwięcej, o huraganie informował MSNBC – 21 minut. CNN przeznaczył na tę sprawę 12 minut, zaś konserwatywny i sympatyzujący z Trumpem Fox News zaledwie 48 sekund! Z kolei tweet Barr był komentowany i rozkładany na czynniki pierwsze przez wszystkie trzy stacje przeszło dziesięć godzin. Zdaniem ekspertów, dane te nie powinny dziwić, zważywszy, że i wcześniej temat zniszczeń w Puerto Rico nie cieszył się wielkim zainteresowaniem mediów.
Tweet Roseanne Barr był rasistowski i słusznie został skrytykowany przez amerykański mainstream. Czy jednak medialna nagonka nie była swego rodzaju odwetem na prezydencie Trumpie i na samej klasie robotniczej, którą sitcom idealizował, a której media głównego nurtu nadal nie potrafią wybaczyć, że nie zagłosowała na Hillary Clinton? Stąd cicha satysfakcja, że ABC szybko zdjęła popularny serial z anteny a biedota dostała nauczkę.
Czy równie rasistowskie, co komentarz Barr, nie było zachowanie mediów, które przymknęły oczy na tragedię Puerto Rico? Wątpliwe, aby w równym stopniu zmarginalizowały sprawę, gdyby wyspa – terytorium zależne USA – była zamieszkana przez bardziej białą i bardziej majętną ludność. Kolor skóry i pieniądze nadal bowiem odgrywają istotną rolę, również w zainteresowaniu mediów. Te zaś z taką samą niechęcią odnoszą się do biednych białych amerykańskich robotników, co do latynoskich mieszkańców Puerto Rico. W końcu i jedni, i drudzy nie przyciągną reklamodawców.