Przez lata wierzyliśmy, że powszechny dostęp do internetu zniweluje różnice społeczne. Tak, jak kiedyś informacja była przywilejem bogatych, tak bowiem teraz globalna sieć miała raz na zawsze skończyć z postrzeganiem wiedzy jako towaru. Nic z tego. Najnowsze badania dowodzą, że zarobki nadal decydują o jakości informacji, które otrzymujemy.
Analizę wykorzystania internetu przez różne grupy społeczne zlecił Reuters Institute for the Study of Journalism. Dwójka badaczy związanych z Oxford University – Antonis Kalogeropoulos i Rasmus Kleis Nielsen – ustaliła, że wielkość zarobków kształtuje sposób, w jaki korzystamy z informacji, nie mniej niż to było przed nadejściem świata 2.0. Ich zdaniem, „ekspansja nowych mediów często powoduje, że osoby, które mogą i potrafią korzystać z informacji stają się coraz bogatsze, natomiast w przypadku pozostałych pogłębia się bieda i wykluczenie”. Co więcej, „to nasz status społeczny decyduje o tym, z jakich źródeł internetowych czerpiemy swoją wiedzę”.
Okazuje się, że różnice w sposobie korzystania z informacji znajdujących się w internecie są większe nawet niż w przypadku mediów tradycyjnych. Przynajmniej w Wielkiej Brytanii, gdzie przeprowadzono badania, konsumpcja prasy czy telewizji pozostaje mniej więcej na tym samym poziomie, bez względu na wykształcenie i zarobki. Potężny rozdźwięk pojawia się natomiast w liczbie wykorzystywanych źródeł dostępnych online. O ile osoby lepiej sytuowane sprawdzają informacje za pośrednictwem co najmniej dwóch stron internetowych, o tyle biedniejszym i gorzej wyedukowanym przeważnie wystarcza zaledwie jedna.
Co to oznacza? Między innymi to, że osoby biedniejsze są bardziej narażone na fake newsy. Według badań przeprowadzonych przez Kalogeropoulosa i Nielsena, znaczny odsetek tej grupy społecznej czerpie informacje z mediów społecznościowych. Tymczasem – czego doświadczamy na co dzień – to właśnie Facebook czy Twitter są wylęgarniami fałszywych wiadomości. Z kolei osoby z wyższymi zarobkami najczęściej zaglądają bezpośrednio do internetowych wydań uznanych tytułów medialnych. O wiele częściej też niż biedniejsi, korzystają z newsletterów, alertów i innych narzędzi do agregacji wiadomości.
Istotne różnice występują także w samych stronach internetowych, z których czerpane są dane. Osoby lepiej sytuowane odwiedzają przede wszystkim serwisy informacyjne o ustabilizowanej renomie, zazwyczaj prowadzone przez duże tytuły prasowe, w tym zwłaszcza te uznane za prestiżowe. Natomiast użytkownicy o zarobkach poniżej średniej przeważnie wybierają źródła nastawione na sensację i plotki. Oznacza to, że internet nie zdołał odwrócić trendu, który od lat daje się zaobserwować w przypadku mediów tradycyjnych. Opublikowane właśnie badania wskazują bowiem, że osoby majętne trzykrotnie częściej niż pozostałe grupy społeczne sięgają po tzw. prasę prestiżową. Z kolei gorzej sytuowani o wiele chętniej wybierają tabloid i pisma plotkarskie.
Kalogeropoulos i Nielsen nie dają nadziei na szybką poprawę. „Z każdym krokiem w kierunku coraz bardziej cyfrowego świata mediów – piszą – społeczne nierówności w dostępie do informacji będą wzrastać. Dotychczas wydawało się, że to poglądy polityczne głównie powodują, że wybieramy te, a nie inne media. Okazuje się jednak, że różnice społeczne, ale również wiek, płeć czy pochodzenie etniczne odgrywają równie istotną rolę w doborze źródeł. W zasadzie, większość dziennikarzy chciałaby, aby tworzone przez nich wiadomości trafiały do wszystkich, bez względu na zasobność portfela. Niestety, mimo łatwości, z jaką można obecnie korzystać z internetu, tak się nie dzieje”.
Powoli, lecz systematycznie, globalna sieć ulega więc takim samym podziałom, co świat realny. Dla tych, którzy posiadają pieniądze i odpowiedni kapitał kulturowy powstają strony z informacjami wysokiej jakości. Wykorzystują one najnowsze technologie i dostosowują swoją zawartość pod wyrafinowane gusta odbiorców. Oczywiście wszystko za opłatą. Cała reszta musi się zadowolić darmową rozrywką dla mas. Jedną z konsekwencji takiego stanu rzeczy jest spadające zaufanie do mediów, które niczym w XVIII w., kierują swoją uwagę głównie w stronę wąskiej elity.
Badania zlecone przez Reuters Institute for the Study of Journalism przeprowadzono w Wielkiej Brytanii. Nie ulega jednak wątpliwości, że podobne rezultaty przyniosłaby analiza sposobów korzystania z informacji online przez inne społeczeństwa. W rankingu sprawiedliwości społecznej, pośród państw członkowskich Unii Europejskiej, Wielka Brytania zajmuje miejsce w połowie stawki. O wiele większe nierówności występują m.in. w Polsce, Włoszech czy na Węgrzech. Są to jednocześnie te państwa, gdzie wzrasta radykalizacja społeczeństw, a do głosu dochodzą różnej maści populiści. Media społecznościowe, fałszywe konta i szemrane serwisy informacyjne – to ich naturalne zaplecze. I tak zapewne pozostanie, póki pieniądze wciąż będą decydować o tym, co i jak możemy przeczytać w internecie.