9 grudnia 2024

loader

Jednak Conte bis

Czyli jak Matteo Salvini na własne życzenie wypadł z karuzeli rządowej.

Prezydent Sergio Mattarella, już po raz drugi w ciągu 16 miesięcy, powierzył sformułowanie rządu Giuseppe Conte, czyli jednak wilczy apetyt zgubił Matteo Salviniego, a Ruch Pięciu Gwiazd zmienił partnera do tańca.

Jeden krok do tyłu i dwa do przodu

W ubiegłym tygodniu Giuseppe Conte złożył na ręce Prezydenta Włoch dymisję, kończąc 445 dni wspólnych rządów Ruchu Pięciu Gwiazd i Ligii. Wielu sądziło (w tym ja sam), że to koniec politycznego epizodu Conte i następnym etapem będą wybory na co szczególnie liczył lider Ligii Matteo Salvini, dążący do samodzielnych rządów lub ewentualnej koalicji ze słabnącą Forza Italia Silvio Berlusconiego lub z ultraprawicowymi Braćmi Włoch.
Przy całym amoku wynikającym z dobrych wyników sondażowych Ligii mało kto pamiętał, że właśnie ekipa Di Maio byli w koalicji partią liczebniejszą w parlamencie. Pakt z opozycją, dający im większość potrzebną do ułożenia nowego rządu był możliwy bez konieczności wcześniejszych wyborów. Wystarczyło zrobić coś właśnie bardzo „włoskiego” – dogadać się, tak aby pozbyć się balastu w postaci lidera dawnej Ligi Północy.
Przedterminowe wybory na które tak bardzo liczył lider Ligii jednak nie odbędą i to właśnie Giuseppe Conte (a nie Roberto Fico jak podawały niektóre źródła), będzie dalej pełnić swój urząd. W wyniku zażegnania kryzysu rządowego bez władzy pozostanie Matteo Salvini, który widząc jaki jest możliwy obrót spaw, próbował nawet nakłonić do dalszej współpracy z Ruchem aby kontynuować „żółto-zieloną” koalicję. Jak widać za późno. Wyborów nie będzie, więc „zielonego” cyrku na arenie Włoch na razie nie zobaczymy.
Na razie względny spokój
Podkreślam jednak znacząco słowa „na razie”, bo w dłuższej perspektywie to właśnie Liga może skorzystać najwięcej, ponieważ Salvini w opozycji potrafi być bardziej destrukcyjny niż niejeden trudny koalicjant, a mariaż Ruchu i Demokratów może okazać się dobrym rozwiązaniem na obecną chwilę, jednak na dłuższą metę może im się odbić czkawką. Luigi Di Maio ryzykuje wiarygodność przed wyborcami, ponieważ duża ich część byli wyborcami centrolewicy i to oni dali im zwycięstwo w 2018 roku głosując w ramach kary na „antyestablishmentową” formację. Teraz obie strony mają zapewniony byt z większością w parlamencie, jednak na pewno będą czekały nas spory, które paradoksalnie umocnią Ligę.

B. i S. czyli „Bierz i Spadaj”

Założenia w tym nowym układzie tanecznym były zapewne takie: pozbyć się coraz mocniej szarpiącego „zielonego” partnera, utworzyć nowy rząd z nowym, spokojniejszym i przetańczyć z nim do dalszej części sali bez większych potknięć. Przebieg rozmów (czytaj ciężkich negocjacji) z Prezydentem Włoch Sergio Mattarellą, które nawiasem mówiąc w takich właśnie sytuacjach wyraźnie pokazują jak silna jest pozycja prezydenta Italii, jasno uświadomił wszystkim, że „deklaracja” jako wyrażenie brzmi całkiem nieźle, jednak niczego nie można być pewnym. Decyzja o utworzeniu rządu Conte-bis pokazuje, że wszystkie najważniejsze postacie przynajmniej kilka razy w ostatnich tygodniach kłamały, w tym liderzy Lewicy, twierdzący, że na drugą szansę dla Conte „nigdy się nie zgodzą”, co miałoby oburzyć cześć opinii publicznej.
Samo oburzenie mnie najbardziej rozbawiło. Kłamiący politycy i to we Włoszech?! Mnie akurat cieszy fakt, że nic się jednak na półwyspie apenińskim nie zmieniło, bo wiem, że obecnie dziewiąta gospodarka świata działa tak samo jak zwykle, czyli gra na czas. Sęk w tym że mogą mieć za mało, gdyż nowy rząd czekają wyzwania, zarówno w polityce krajowej, jak i na arenie międzynarodowej. Bruksela będzie cierpliwie czekać na projekt budżetu na rok 2020, co nie będzie proste, jak i na nominację włoskiego komisarza do składu Ursuli von der Leyen.
W nadchodzącym czasie czeka nas akt drugi tego przedstawienia, gdyż pojawi się temat umowy koalicyjnej, a przede wszystkim obsady poszczególnych stanowisk w rządzie. Lewica zgodziła się na pozostanie Di Maio, który miałby zmienić resort (mówi się o ministerstwie obrony). Na miejsce Salviniego chciałaby mianować drugiego z wicepremierów i może nim zostać Andrea Orlando, który sprawował funkcję ministra sprawiedliwości w gabinecie Matteo Renziego. Podobno już wyraził na to zgodę sekretarz generalny Nicola Zingaretti. On sam liczy, że resort gospodarki trafi w ręce właśnie dawnej ekipy (często pada nazwisko wykształconego w Stanach ekonomisty Daniele Franco) co może spowodować poważny zgrzyt między stronami, ponieważ Ruch bazował swoją politykę na klasycznym „socjalu” rozdając środki wśród najuboższych (np. podstawowy dochód dla najuboższych – 780 euro).
Na tapecie pojawi się również temat budowy tunelu kolei szybkiej prędkości (T.A.V.) między Włochami a Francją, który także może spowodować podniesienie ciśnienia, bo Partia Demokratyczna jest zwolennikiem wzmacniania gospodarki poprzez inwestycje infrastrukturalne. Jeżeli chodzi o MSW, ważnym przede wszystkim ze względu kwestie uchodźców, mówi się o innym polityku lewicy – Mario Morcone. Dalej pozostaje niepewna kwestia obsadzenia ministerstwa spraw zagranicznych, a to dlatego, że oba obozy mają na niego chrapkę.

Co dalej?

Giuseppe Conte czekają rozmowy z liderami partii, których będzie próbował przekonać do poparcia nowej wizji i jego gabinetu. Najprawdopodobniej na początku września włoski parlament zagłosuje nad wotum zaufania, które jest konieczne do zaklepania nowego układu sił. Sprzeciw już zapowiedzieli Bracia Włoch jak i sam Salvini, który zapowiedział w social-media, że „przez kilka miesięcy będzie tworzył silną opozycję, aby potem Liga wróciła do zwycięstwa”. Czy tak się stanie? Czas pokaże. Na chwilę obecną Włochy jak i sama Bruksela mogą odetchnąć z ulgą, bo tym razem lud nakręcony populistycznymi gadkami o narodowej dumie, jednak nie zdecydował dalszym o losie półwyspu apenińskiego.
Pytanie co z tego nowego układu wyniknie i kto będzie faktycznie miał powody do radości. Koniec końców wygrała matematyka, tylko zastanawiające jest jak czeka nas kalkulacja w najbliższym czasie. Zapewne Matteo Salvini już szykuje nowe przemówienia i planuje zaopatrzyć się w solidny kalkulator.

Tadeusz Jasiński

Poprzedni

Fiasko dekomunizacji warszawskich ulic

Następny

„Nóż” mnie nie ugodził

Zostaw komentarz