Wybuchu społecznego niezadowolenia w Kazachstanie można się było spodziewać, jeżeli ktoś od dłuższego czasu obserwował tamtejszą scenę polityczną. Problem w tym, że mało było takich obserwatorów, stąd komentarze do sytuacji są zazwyczaj pospieszne i powierzchowne.
Życzenia powodzenia protestującym w budowaniu „wolnego i demokratycznego” państwa Kazachstan (oczywiście mając na myśli demokrację wyłącznie liberalną) są, nader oględnie mówiąc, świadectwem atrofii mózgu autorów takich życzeń. Przykładanie zachodnich miarek do Kazachstanu jest bez sensu. Rolę Kazachstanu, państwa położonego w Europie i Azji, określa sąsiedztwo dwóch państw: Rosji i Chin. Reszta się nie liczy, pozostaje bowiem bez wpływu na sytuację kazachskich elit.
W ciągu tych kilku dni pękł jak balonik sztucznie pompowany przez ostatnie lata mit Kazachstanu jako stabilnego, w miarę nowoczesnego państwa, które skutecznie balansuje miedzy Zachodem, Rosją i Chinami.
Tak zresztą mówił tonem przechwałek ostatnio na posiedzeniu Klubu Wałdajskiego (coroczna platforma spotkań międzynarodowych ekspertów dotycząca wewnętrznej i zagranicznej polityki Rosji oraz geopolitycznych wyzwań) prezydent tego kraju Kassym Żomart Tokajew:
„Czasem lepiej nie mieć broni jądrowej, a za to przyciągać coraz więcej inwestycji do swojej gospodarki, rozwijać i podtrzymywać dobre stosunki z wszystkimi państwami świata, co właśnie robi Astana [ówczesna nazwa stolicy Kazachstanu – przyp. red.]”. Jeszcze dobrze nie wybrzmiała ta fraza, gdy Putin rzucił: „Saddam też tak myślał”. Wtedy wszyscy się zaśmiali, dziś jednak nikomu nie jest do śmiechu. Słowa Putina okazały się prorocze.
Społeczeństwo Kazachstanu dzieli się na trzy warstwy, klany, zwane tu żuzami. Jest ich trzy: Starszy, Średni i Młodszy. Starszy to żuz Nułsartana Nazarbajewa, wieloletniego prezydenta autokraty, który trzymał kraj żelazna ręką, nie szczędząc politycznych represji, kiedy uważał za konieczne. To ten sam polityk, któremu za niemałe pieniądze doradzał były prezydent Polski – Aleksander Kwaśniewski. Nazarbajew niedawno płynnie przekazał władzę Tokajewowi, co nie zmieniło w istocie nic ani w klanowym układzie, ani w strukturze państwa.
Średni żuz, to elity gospodarcze, najczęściej neoliberalne, wykształcone na Zachodzie i forsujące w Kazachstanie neoliberalne rozwiązania, skutkujące gigantycznym rozwarstwieniem społecznym i nierównością rozwoju poszczególnych regionów.
Młodszy żuz to klasa pracowników najemnych, pozbawiona praw i perspektyw.
Żuzy dominują w określonych regionach kraju (p. mapka), a walka o władzę i wpływy toczy się miedzy starszym a średnim żuzem.
Jednak trzeba od razu powiedzieć, że przez lata Nazarabajewowi udawało się zapewnić Kazachom stosunkowo wysoki poziom życia.
Działo się tak dzięki surowcom, przede wszystkim gazowi, którego złoża w Kazachstanie należą do największych w tym regionie.
Dało to wspomnianą stabilizację i podstawy dla skutecznego przekonywania, że kierunek obrany przez Nazarbajewa, jest najlepszy z możliwych.
Problemami, które nękały Kazachstan od rozpadu Związku Radzieckiego były nacjonalizm i radykalizujący się islamiści. Zresztą oba te zjawiska często przenikały się wzajemnie.
Nacjonalizm był skierowany przeciwko różnym mniejszościom zamieszkującym Kazachstan. Byli wśród nich i Rosjanie, którzy w połowie tego roku odnotowali kolejna falę niechęci do nich i do ich języka (mówi nim milion obywateli Kazachstanu). Wzorem Ukrainy na ulice wyszły „patrole językowe” pilnujące, czy w sklepach sprzedaje się towary z napisami po kazachsku i czy obsługa mówi w tym języku. Ta nacjonalistyczna demonstracja była tym bardziej dotkliwa, że rosyjski jest jednym z dwóch języków oficjalnych Kazachstanu. Do więzień trafili aktywiści broniący praw rosyjskiej mniejszości.
Rosja, która w istocie darowała Kazachom państwowość, obserwowała te zjawiska z niepokojem, ale nie spieszyła się z reakcją na nie. Widać wystarczyły jej zapewnienia oficjalnych władz Kazachstanu, że walczą z nacjonalizmem. Jednak Rosjan w Kazachstanie jest zbyt wielu, by Moskwa grzeszyła całkowita biernością.
A do tej pory skrywający się radykalny islam zwietrzył swoja szansę. Jego tradycyjne tereny to południe i zachód kraju (tereny młodszego żuza), najbiedniejsze, ale w związku z tym skłonne do szybkiej radykalizacji.
Niepokoje w Kazachstanie, dla których iskrą były radykalne podwyżki cen gazu i problemy z zapewnieniem mieszkańcom energii elektrycznej, zaczęły się od haseł społecznych: obniżka cen gazu, walka z korupcją, obniżenie wieku emerytalnego. Jednak po paru godzinach, kiedy protest rozlał się na inne miasta i dotarł do stolicy, stało się jasne, że jest to protest polityczny.
Pojawiły się hasła zmiany rządu, ustąpienia prezydenta, nowych wyborów prezydenckich.
Władza, po początkowych ustępstwach, z dymisją rządu włącznie, wysłała na protestujących policję. Kiedy jednak protestujący zaczęli strzelać z broni swojej, odebranej policjantom (którzy niezbyt się opierali; część podoficerów i szeregowców przechodziła na stronę tłumu) i ze zdobycznych magazynów broni, kiedy zaczął płonąć pałac prezydencki i siedziba władz miasta w Ałmacie i budynki rządowe w innych miastach, rząd sięgnął po radykalne środki. Wprowadzono godzinę policyjną, reglamentuje się łączność telefoniczną i internet oraz sieci społecznościowe. Wojsko używa broni. Liczba ofiar po obu stronach w chwili pisania tego tekstu liczna jest w dziesiątkach.
Wykonano kilka ruchów naraz. Po pierwsze ogłoszono, że protesty w Kazachstanie są sterowane z zewnątrz. Miałyby o tym świadczyć filmiki wideo, na których widać, jak z bagażników cywilnych samochodów rozdawana jest protestującym broń, oraz aktywność politycznych przeciwników obecnej władzy takich jak Muchtar Abliazow, były minister energetyki i handlu Kazachstanu. To polityk, który na skutek konfliktu z Nazarbajewem siedział w więźniu, skazany na 6 lat, na skutek nacisków zachodu, uznającego go za więźnia politycznego, wyszedł po roku. Był właścicielem największego banku Kazachstanu, w 2017 roku stworzył ruch „Demokratyczny wybór Kazachstanu”. Oskarżony o zamówienie politycznego zabójstwa swojego partnera biznesowego, został skazany zaocznie na dożywocie.
Dziś z Kijowa wzywa Kazachów do wyjścia na ulice i walkę do zwycięskiego końca.
Swoja nogę do podkucia, w najmniej zresztą rozsądny sposób dołożyła i Polska, poprzez znany z białoruskich protestów telegramowy kanał NEXTA. On też wysyła instrukcje i wezwania do kontynuowania walki z władzą. Miażdżącą ocenę takiego sposobu działania dał znany dziennikarz portalu Onet Witold Jurasz, którego trudno posądzać o prorosyjskie sympatie. Polska dała tym samym argumenty władzom Kazachstanu, które grzmią o ingerencji Zachodu w wewnętrzne sprawy innych państw.
Jednak część rosyjskich obserwatorów nie podziela poglądu o przygotowywanym według scenariusza „kolorowych rewolucji” buncie w Kazachstanie. Sądzą raczej, że Zachód po prostu wykorzystuje zamieszanie w państwie graniczącym z Rosją i oczywiście robi wszystko, by Rosja miała z tym kłopot, tym bardziej przez Zachód oczekiwany wobec napięcia przy ukraińskiej granicy.
Oczywiście, inna część komentatorów widzi w tym nieledwie od dawna przygotowaną i zaplanowaną przez Zachód (USA) akcję. Zwracają uwagę na istnienie od 16 000 do 22 000 organizacji pozarządowych, finansowanych przez zachodnie źródła i propagujące zachodnie, nieprzyjazne Rosji wartości. dla tej grupy to zaplanowane osłabienie Rosji mającym sie rozpocząc przed rosyjsko-ukraińskim konfliktem.
Sytuacja jest dynamiczna. Władze Kazachstanu, nie dysponujące tak zdeterminowanymi i wyszkolonymi wojskami do walk wewnętrznych jak np. Rosja i Białoruś, zwróciły się do Organizacji Układu o Bezpieczeństwie Zbiorowym, tj. sojuszu wojskowego niektórych byłych republik ZSRR o pomoc. Sekretariat OUBZ odpowiedział pozytywnie na prośbę legalnych władz i zapowiedziały wysłanie do Kazachstanu swoich jednostek jako wojsk rozjemczych, strażniczych i pomocniczych dla wojsk Kazachstanu, co podkreśla komunikat Sekretariatu tej organizacji. 10 godzin temu, jak poinformowały rosyjskie media, pierwsze jednostki weszły na terytorium Kazachstanu. Są to wojska Armenii, Białorusi, Kirgistanu, Rosji i Tadżykistanu.
Jak oceniają przede wszystkim rosyjscy eksperci, przed władzami Kazachstanu stoją dwa scenariusze: pierwszy, to utrata władzy przez Tokajewa i starszy żuz, co oznacza zmianę elit tak, jak bywało na tych terytoriach przez dziesięciolecia z towarzyszeniem walk międzyklanowych, pogromów i grabieży nazwana oficjalnie „ludową rewolucją”, która zostanie uznana przez opinię międzynarodową. Potem odbędą się „wybory” i wszystko wróci do normy, do kolejnego przewrotu. Ten scenariusz jest jednak mało prawdopodobny w związku z wejściem wojsk sojuszniczych na teren Kazachstanu. Tym bardziej, że nic na razie nie słychać, by protestujący wyłonili jakichś przywódców, grupę organizatorów lub reprezentujących ruch lub polityczną organizację.
Można zatem przypuszczać, że zrealizowana będzie druga droga: Tokajew przy władzy się utrzyma, jednak z tej bitwy wyjdzie osłabiony i będzie potrzebował pomocy tak ekonomicznej, jak i politycznej.
Tutaj władze Kazachstanu maja wybór miedzy Rosją a Chinami. Oba te kraje gotowe są do pomocy, jednak w Kazachstanie silne są obawy, że chińska pomoc będzie oznaczała utratę suwerenności, nawet symbolicznej. Zatem – Rosja?
Powstaje pytanie, czy Rosji zależy na Kazachstanie w takiej postaci, w jakiej jest – jako oddzielne, niezależne państwo, dość kłopotliwe, jak widać. Może zatem padnie propozycja federacji z Rosją lub konfederacji? Rosję urządzają obie wersję – zrobi krok do odtworzenia wpływów z czasów ZSRR. Co urządza Kazachstan i Kazachów?