Minister spraw wewnętrznych Francji, Gerard Collomb, złożył wyjaśnienia przed komisją w Zgromadzeniu Narodowym – niższej izbie francuskiego parlamentu. Pokajał się za to, że”odpuścił” sprawę zastępcy szefa gabinetu Macrona i jego protegowanego, Alexandra Benalli.
Afera wybuchła w ubiegłą środę, sprawę nagłośnił reportaż na łamach „Le Monde”. Benalla, który podczas demonstracji 1-majowej w przebraniu policjanta bił i szarpał demonstrantów, został nagrany i obfotografowany przez dziennikarzy. Okazało się, że prezydent Macron po całym wydarzeniu po prostu zawiesił go na dwa tygodnie bez żadnych dalszych konsekwencji.
Na temat Benalli istnieją uzasadnione podejrzenia, że przy pomocy własnej bojówki realizował po prostu prezydenckie „zadania specjalne” wymierzone w lewicę. To tłumaczyłoby, dlaczego prezydent zwlekał ze zwolnieniem go aż do ubiegłego piątku. W tej chwili Benalla znajduje się w areszcie, a sprawą zajmuje się prokuratura.
Zeznania w tej sprawie złożył minister spraw wewnętrznych Gerard Collomb. Twierdził, że nagrania dostał 2 maja. Natychmiast poinformował o nich prezydenta i usłyszał, że zostaną wyciągnięte konsekwencje. Pokajał się przed opinią publiczną, że w związku z tym przestał już interesować się dalszym biegiem sprawy. Wyjaśnienia te nie przekonały krytyków – Collomb jest jednym z najwierniejszych współpracowników Macrona w rządzie.
Minister przyznał też, że Benalla 1 maja był obecny razem z 40 innymi ludźmi w komendzie głównej policji, wówczas jednak minister nie miał pojęcia, iż jest to „człowiek prezydenta”.
Na zarzuty, że nie powiadomił o całej sprawie prokuratury, minister zarzekał się, że nie było to jego zadanie, lecz prezydenta lub szefa policji.
Sam Macron nie może na tę okoliczność zostać przesłuchany przez parlamentarzystów. Na temat całej sprawy odmawia komentarza od niemal tygodnia. Podano, że nie pojawi się na Tour de France na południu kraju w najbliższą środę. Dziennikarze już teraz mówią o największym jak dotąd kryzysie jego prezydentury.