Pod małym miasteczkiem Lannemezan, w Wysokich Pirenejach niedaleko hiszpańskiej granicy, w 1987 r. zbudowano francuskie więzienie specjalne, gdzie trzyma się szczególnych więźniów, skazanych na dziesiątki lat więzienia lub dożywocie, jak on. Dziś ma 70 lat – wszyscy wiedzą, że już w ubiegłym wieku powinien wyjść na wolność, ale siedzi, bo tak chcą Stany Zjednoczone i Izrael. Oto historia marksisty, zakładnika Zachodu.
W styczniu 1982 r., gdy w Polsce trwał stan wojenny, 44-letni pułkownik Charles R. Ray, attaché wojskowy ambasady amerykańskiej w Paryżu, wychodził z domu w poczuciu dobrze spełnionego obowiązku. Minęły lata jego służby w Wietnamie, gdzie jako oficer DIA (wojskowy odpowiednik CIA) w Sajgonie, wyznaczał cele masowych bombardowań dla B-52. Była to operacja Arc Light, bombardowanie dziesiątkami ton bomb – 24/24 – pozycji wietnamskiej obrony oraz wsi i lasów napalmem i „czynnikiem pomarańczowym”, okrutną trucizną, produktem Monsanto. Co prawda, mimo ogromu zbrodni, wojna została przegrana, ale teraz pułkownik Ray interesował się Europą i Bliskim Wschodem, gdzie czekały go nowe wyzwania. Nie doszedł jednak do samochodu, gdy w czaszkę wbiły mu się dwie śmiertelne kule.
Niecałe trzy miesiące później oficer izraelskiego Mosadu Iwan Barsimientow (lub Jakow Bar Siman Tow), szef tajnych służb ambasady Izraela w Paryżu, zginął podobnie, tyle, że wysiadając z samochodu. Wcześniej służył w Libanie. Od 1975 r. trwała tam wojna domowa. W 1978 i 1982 Izraelczycy najechali ten kraj, by wyrzucić zeń Organizację Wyzwolenia Palestyny (OWP) Jasera Arafata, która tam stacjonowała, razem z uchodźcami. Między 1979 a 1983 r. izraelskie tajne służby praktykowały tam zamachy terrorystyczne na szeroką skalę, głównie za pomocą samochodów-pułapek: zginęły setki Palestyńczyków i Libańczyków, przede wszystkim cywile. Jak mówi izraelski pisarz i dziennikarz wojskowy Ronen Bergman, celem tych masakr było pchnięcie OWP do stosowania zamachów, gdyż jako organizacja „terrorystyczna” dostarczy pretekstu do izraelskich napaści na sąsiadów z Libanu. Według izraelskiego gen. Dawida Agmona, cel był prostszy: siać tam jak najwięcej chaosu.
Do egzekucji Raya i Barsimientowa w Paryżu przyznały się Rewolucyjne Frakcje Zbrojne Libanu (FARL), marksistowska organizacja wojskowa, która dała odpowiedź na rutynowe zabójstwa działaczy palestyńskich dokonywanych przez Mosad w zachodniej Europie. FARL miał maczać palce w izraelskim nalocie bombowym na Bejrut w lipcu 1981 r., kiedy zrównano z ziemią biura OWP – prawie 300 zabitych, głównie libańskich cywilów, 800 rannych.
Georges Ibrahim Abdallah miał wtedy 30 lat. Wcześniej był prowincjonalnym nauczycielem z chrześcijańskiej rodziny. Libańscy chrześcijanie byli wtedy – jak zawsze – bardzo aktywni politycznie. Najaktywniejsi skupiali się przede wszystkim w Libańskiej Falandze, jedynej partii faszystowskiej na świecie, która nienaruszona przetrwała II wojnę światową. Falanga miała nadzieję, że Izrael „wyczyści” Liban z Palestyńczyków i Syryjczyków, zawarła krwawy sojusz z okupantem, by utwierdzić swą władzę. Georges wprost przeciwnie, należał do tych maronitów, którzy byli solidarni z Palestyną. Został komunistą: najpierw był członkiem operacji zagranicznych Ludowego Frontu Wyzwolenia Palestyny, by stać się w końcu jednym z założycieli FARL. Organizacja nie praktykowała podkładania bomb, celowała w konkretnych wojskowych.
Aresztowanie i eksplozje na ulicach
Celem FARL-u było wycofanie z Libanu obcych wojsk: izraelskich, amerykańskich i francuskich. Działał w Europie, współpracując m.in. z francuską Akcją Bezpośrednią (Action directe), włoskimi Czerwonymi Brygadami i niemiecką Frakcją Czerwonej Armii. Niewykluczone, że Georges Ibrahim Abdallah miał coś wspólnego z tą współpracą. Aresztowano go ponad dwa lata po egzekucjach Raya i Barsimientowa, w październiku 1984 r. w Lyonie. Jego więzienie w Wysokich Pirenejach jeszcze nie istniało, ale odtąd już nigdy nie wyszedł. Rok później FARL porwał w Libanie dyrektora francuskiego ośrodka kulturalnego, by go wymienić na Abdallaha. Po zawarciu porozumienia za pośrednictwem algierskim, Libańczycy wypuścili dyrektora, ale Francja, po naciskach amerykańskich, złamała słowo – ich rodak pozostał w więzieniu. W lipcu 1986 skazano go w końcu za nieuprawnione posługiwanie się algierskim paszportem, na 4 lata.
Ale rok 1986 był dla Paryża szczególny. Cała seria zamachów bombowych w publicznych miejscach, ogółem 16 zabitych i ponad 200 rannych, a tymczasem policja nie ma zielonego pojęcia, kto to robi. W końcu minister policji sugeruje, że to „terroryści z FARL”. Policja ponownie odwiedza jedną z dawnych kryjówek George’a Abdallaha i cud: znajduje tam walizkę, w której oprócz różnych przedmiotów jest czechosłowacki pistolet, z którego miano strzelać do agentów DIA i Mosadu, zawinięty w arabską gazetę! Znaleźli się świadkowie, którzy widzieli Abdallaha na miejscu zamachów, podczas gdy siedział w więzieniu. Potem widziano jego podobnych brodatych braci, choć byli w Libanie. Z braku laku policja znalazła winnego, podczas gdy media oskarżały więźnia o winę za uliczne zamachy.
Zdrada obrony
Odbył się komiczny drugi proces Abdallaha przed sądem specjalnym (bez ławy przysięgłych), który trochę się zdziwił, że gazeta, w którą był zapakowany pistolet, nosi datę prawie dwa lata po aresztowaniu oskarżonego, a jego odciski palców znaleziono tylko na pojemniku płynu do korekty maszynopisów, który miał być w walizce. Media z wielką satysfakcją przyjęły w lutym 1987 r. orzeczenie kary dożywocia za „wspólnictwo w dwóch zabójstwach”.
Kilka dni po ogłoszeniu wyroku, przyjętego z zadowoleniem przez Stany Zjednoczone (które występowały na procesie w roli oskarżyciela posiłkowego), w paryskich księgarniach ukazała się książka adwokata skazanego Jean-Paula Mazuriera, w której mecenas opowiada jak oszukiwał swego klienta pracując równolegle z DGSE (francuskim wywiadem zagranicznym). Normalnie proces powinien zostać unieważniony, ale skończyło się na trzyletnim zakazie wykonywania zawodu adwokata. Według niego i DGSE, Abdallah był szefem francuskiej komórki FARL, do czego skazany nigdy się nie przyznał.
Po procesie okazało się też, że FARL nie miał nic wspólnego z zamachami bombowymi na mieście, które wprowadziły tak ciężką atmosferę na sali sądowej. Ich organizatorami byli Irańczycy, niezadowoleni, że Francja aktywnie pomaga Saddamowi Husajnowi, prezydentowi Iraku, w wojnie przeciw Iranowi. Wykonawcami byli Libańczycy, ale z Hezbollahu. Pięć lat temu wyjaśniło się też, kto zabił Barsimientowa z Mosadu: zmarła wtedy w Bejrucie komunistka Jacqueline Esber nazywana „tow. Rima”. Przez lata żyła w podziemiu, pod zmienionym nazwiskiem i wyglądem, w obawie przed izraelskimi zabójcami. Mosad nie przestawał węszyć.
Georges Ibrahim Abdallah podczas procesu wyraził solidarność z FARL i lewicową walką narodowo-wyzwoleńczą.
Sąd uznał jednak, że Abdallah źle zrobił, podejmując nielegalną walkę o swój kraj, choćby ta walka była uprawniona.
Więzień imperium
Sąd uznał go oczywiście za „terrorystę”, co należy do żelaznego języka wszelkich najeźdźców i okupantów, którzy mają do czynienia z ruchem oporu. Arafat był „terrorystą”, ale dostał pokojową Nagrodę Nobla. Mandela był „terrorystą”, a został prezydentem, bo jednak nikt nie brał poważnie dawnych oskarżeń o „terroryzm”. Z więzienia wyszła wspierająca Abdallaha Angela Davis, ale żaden zbrodniarz-niemiecki nazista nie siedział dłużej od niego, wyjąwszy Hessa. Dzieje się tak, gdyż Stany Zjednoczone i Izrael mogą rozkazywać we Francji. Amerykanie od początku sprawy Abdallaha pilnują, by nigdy nie wyszedł z więzienia. Prezydent Reagan sam wydzwaniał do ówczesnego prezydenta Francji Mitterranda, by mu zwrócić uwagę.
W 1999 r. minęło 15 lat jego kary, co uprawnia do warunkowego zwolnienia i z reguły jest formalnością, ale nie tym razem. Jego adwokaci zwrócili się od tego czasu dziewięć razy o zwolnienie i nic. Dwa razy sądy – raz nawet po apelacji – przyznawały mu to zwolnienie, ale rząd zawsze coś wynajdywał, bo Amerykanie i stowarzyszenia syjonistyczne skupione wokół ambasady Izraela w Paryżu nie dawali spokoju.
W 2012 r. ambasador USA w Paryżu Charles Rivkin wyraził oburzenie, że sąd chce więźnia wypuścić. Kiedy po odwołaniu prokuratury, sąd apelacyjny zatwierdził tę decyzję, jego adwokat Jacques Vergès nie krył satysfakcji: „Cieszę się z tego orzeczenia, bo prosiłem francuski wymiar sprawiedliwości, by nie zachowywał się jak kurwa wobec amerykańskego alfonsa.” Do gry weszła wtedy Victoria Nuland-Kagan z departamentu stanu, ta sama, która później pomagała organizować Majdan na Ukrainie: „Jesteśmy rozczarowani decyzją francuskiego sądu, nie sądzimy, by mógł wyjść na wolność”. W końcu sama Hillary Clinton napisała do francuskiego MSZ: „mamy nadzieję, że władze francuskie znajdą sposób, by zostawić go w więzieniu.”
Ten sposób znalazł się łatwo, bo sąd apelacyjny uzależnił wykonanie swego orzeczenia od decyzji administracyjnej wydalenia Abdallaha do Libanu. To pomieszanie władz sądowniczej i rządowej umożliwiło ówczesnemu premierowi Vallsowi po prostu nie podpisać decyzji o deportacji, co wysadziło w powietrze wyrok sądu. Odtąd Georges Abdallah zwrócił się do swych adwokatów, by przestali ubiegać się o warunkowe zwolnienie. Sądy penitencjarne nie raz zwracały uwagę, że Libańczyk, choć jest bezproblemowym więźniem, pozostaje antykapitalistą, antyimperialistą i antysyjonistą, czyli może być politycznie groźny dla USA i Izraela.
Solidarność i myśl
Przez wszystkie te lata mało kto słyszał w Polsce o George’u Ibrahimie Abdallahu, czy setkach innych więźniów politycznych na Zachodzie. W Francji powstał w tym roku dokument o nim, wyszła też książka, a komitety poparcia domagają się jego zwolnienia. Kilka francuskich miasteczek dało mu nawet honorowe obywatelstwo.
W ciągu tych dziesięcioleci więzień Abdallah brał udział w więziennych głodówkach solidarnościowych, głównie z więźniami w okupowanej Palestynie, czy innymi w Europie. Pisał sporo i choć nie zakończyło się to jeszcze książką, z jego publikacji wyłania się analiza polityczna naszej współczesności, którą warto w skrócie przytoczyć. Abdallah uważa, że imperializm zglobalizowanego kapitalizmu to wojny o ropę i minerały prowadzone przez państwa pozostające na usługach faktycznie rządzących wielkich koncernów. Słynna „wojna z terroryzmem” to tylko propaganda, która ma doprowadzić opinie publiczną do zgody na kolejne bombardowania.
Los Palestyny, w której powstało euro-amerykańskie państwo kolonialne, potwierdza swą centralną wagę dla antyimperializmu. Lewica nie może domagać się rozbrojenia ruchu oporu, milcząc o zbrojeniu okupanta – Izraela. Abdallah został ciężko ranny podczas obrony południowego Libanu w 1978 r., kiedy Stany, Francja i Wielka Brytania naciskały na libański rząd, by po prostu zaakceptował izraelską okupację tej części kraju, w imię „pokoju”. „Nie ma pokoju bez sprawiedliwości” – uważał wtedy dzisiejszy więzień, a jego godność i prawość nie pozwoliły mu zmienić zdania.