O tym, że obywatele naszego kraju często mylą Zgromadzenie Rady Europy z Parlamentem Europejskim, przekonałem się nie raz. Edukacja, zwłaszcza polityczna, w Polsce kuleje. Ale w tym przypadku mamy do czynienia z elitą intelektualną „Dobrej Zmiany”.
Z publicystami prawicowego tygodnika „Do rzeczy”. Z kreującym się na eksperta Witoldem Gadowskim i dyskutującym z nim, równie eksperckim, Maciejem Pieczyńskim.
I oto w rozmowie zatytułowanej „Gdyby Putin nie zajął Krymu, być może już by nie żył”, opublikowanej w 29 numerze tego tygodnika, redaktor Pieczyński pyta:
„W sprawie miejsca Rosji w Zgromadzeniu Parlamentarnym Rady Europy Polska zachowała się „po Wałęsowsku”. Czyli była „za , a nawet przeciw”.
Na co Gadowski odpowiada:
„Najpierw Jacek Czaputowicz faktycznie poparł Rosję, a potem europosłowie PiS zagłosowali przeciwko”.
Wszystko niby prawda, tyle, że przeciwko nie głosowali „europosłowie PiS” lecz pluralistyczna delegacja polskiego Sejmu i Senatu do Zgromadzenia Parlamentarnego Rady Europy.
Europosłowie PiS i innych frakcji głosują w Parlamencie Europejskim . W Zgromadzeniu Parlamentarnym Rady Europy głosują parlamentarzyści z polskiego Sejmu i Senatu.
Parlament Europejski i Zgromadzenie Parlamentarnej Rady Europy to dwie, zupełnie różne instytucje, choć obie są europejskie.
Jak widać polskie narodowo-katolickie elity lekcji europejskich nadal nie odrobiły.