Wybuch walk między Armenią i Azerbejdżanem i starcia na granicy kirgisko-tadżyckiej pokazują, że na obrzeżach byłego ZSRS słabnie pozycja Rosji jako siły konserwującej porządek postsowiecki – mówi Krzysztof Strachota, ekspert Ośrodka Studiów Wschodnich.
Te napięcia na obrzeżach dawnego „imperium”, między byłymi republikami ZSRS nie są nowe – to przejaw starych dzielących je konfliktów. Odnowiły się jednak w jakościowo nowej sytuacji. Ekspert OSW jest przekonany, że obecna eskalacja ma związek z prowadzoną przez Rosję wojną na Ukrainie. Można podejrzewać, że odbywa się „testowanie granic”, do których można porządek postsowiecki, gwarantowany dotąd przez Moskwę, „skorygować na poziomie poszczególnych państw”.
Z tym testem Rosja „bardzo słabo sobie radzi” – mówi Strachota, kierownik zespołu Turcji, Kaukazu i Azji Centralnej w Ośrodku Studiów Wschodnich (OSW). Jak ocenia, Rosja „nie jest w stanie zapobiegać kryzysom i reagować na nie w sposób znaczący i wiążący dla tych, którzy te kryzysy generują”. Stwarza to „przestrzeń dla graczy zewnętrznych”, którzy próbują angażować się w te konflikty, stać się mediatorem czy elementem stabilizującym, a więc „wejść w rolę, którą do tej pory próbowała odgrywać Rosja”.
W Azji Centralnej, do której zaliczanych jest pięć dawnych republik ZSRS (Kazachstan, Kirgistan, Tadżykistan, Turkmenistan i Uzbekistan) kandydatem do zastąpienia Moskwy jest Pekin. Jak mówi Strachota, to Chiny „strategicznie i długofalowo powinny tę rolę odgrywać”. Na razie jednak nie są na to gotowe, bo „mają problemy gdzie indziej: to przede wszystkim Tajwan jest dla nich problemem”.
Co prawda, Chiny niedawno wysłały sygnał poparcia dla krajów Azji Centralnej, głównie Kazachstanu, gdy Xi Jinping powiedział, że Pekin opowiada się za stabilnością, integralnością terytorialną i suwerennością tych państw. Słowa te ekspert OSW ocenia jako „wzmocnienie tych krajów wobec presji czy roszczeń ze strony rosyjskiej”. Jednak – zastrzega – w trakcie kirgisko-tadżyckiego konfliktu granicznego „Chiny nie zaistniały jako aktywny i sprawczy uczestnik tej rozgrywki”.
„Kirgistan i Tadżykistan domyślają się, jakie jest stanowisko Chin, na pewno jest ono niepublicznie komunikowane i wpłynęło na to, że doszło do wyciszenia walk, ale Chiny nie były tutaj czynnikiem sprawczym. Nie są one jeszcze gotowe, aby wejść w rolę stabilizatora, aktywnie rozgrywającego w Azji Centralnej. Nie są zdolne, aby natychmiast zastąpić Rosję w tych funkcjach, które do tej pory ona pełniła” – mówi Strachota. Tak więc – podsumowuje – w Azji Centralnej „wciąż najsilniejsza pozostaje Rosja, ale jest ona zajęta gdzie indziej i nie ma środków, sposobu, pomysłu na to, co należy robić”.
Tymczasem na Kaukazie od dłuższego czasu „wchodzić w buty” rosyjskie próbuje Turcja. Jak przypomina ekspert, przed dwoma laty z jej wsparciem Azerbejdżan narzucił Ormianom konflikt militarny – kolejną odsłonę walk o Górski Karabach. Wcześniej Rosja działała odstraszająco na tych graczy, zwłaszcza z zewnątrz, którzy podejmowaliby takie próby. A we wrześniu br. w czasie walk azersko-ormiańskich, w których Azerbejdżan zajął fragmenty terytorium Armenii, „Turcja pokazała, że absolutnie +firmuje+ politykę Azerbejdżanu, nie ogląda się na interesy rosyjskie, jest gotowa wspierać sytuację, w której Armenia, sojusznik rosyjski, jest bezkarnie atakowana przez Azerbejdżan” – podkreśla Strachota.
Od dwóch lat aktywnie działa w kwestii konfliktu ormiańsko-azerskiego dyplomacja unijna. Po ostatnim wybuchu walk Armenię odwiedziła szefowa Izby Reprezentantów USA Nancy Pelosi. Jest to „sygnałem, że Stany Zjednoczone podjęły próbę aktywnej mediacji między Armenią i Azerbejdżanem, zamierzają być regulatorem w kwestiach bezpieczeństwa, czyli wchodzą tę w rolę, do której aspirowała przez ostatnie dekady Rosja” – mówi ekspert OSW.
Nowy kontekst, w którym w Azji Centralnej i na Kaukazie wracają stare napięcia, budzi obawy, że będzie to region bardziej niespokojny. „Ryzyko wybuchania lokalnych konfliktów, ale też napięć wewnętrznych w poszczególnych państwach jest dzisiaj większe niż rok temu” – prognozuje ekspert Ośrodka Studiów Wschodnich. Zwraca uwagę, że grozi to pewnymi konsekwencjami również dla samej Rosji: uderza w jej pozycję, „osłabia jej autorytet na obszarze postsowieckim i jej wiarygodność w polityce globalnej”. Było to – zdaniem eksperta – widoczne na wrześniowym szczycie Szanghajskiej Organizacji Współpracy, gdzie „autorytet Rosji, jej pozycja, wypadły dosyć blado”.
„Otwartą kwestią jest, do jakiego stopnia poczucie, że Rosja traci panowanie nad swoim, nazwijmy to, imperium, będzie generowało napięcia w samej Rosji. W polityce międzynarodowej kwestia wizerunku, autorytetu odgrywa dużą rolę. Siła, domniemana atrakcyjność, domniemana zdolność odstraszania odgrywa bardzo dużą rolę w kreowaniu postaw poszczególnych państw. Ma też ważną rolę w wymiarze politycznym: każdy system autorytarny opiera się na autorytecie i jeżeli przywódca traci autorytet, to uderza to także w podstawy jego władzy we własnym kraju” – mówi Krzysztof Strachota.
AW/PAP