ale Biden ma większe szanse by pokonać Trumpa.
Do wyborów prezydenckich w Stanach Zjednoczonych w listopadzie br. jest jeszcze sporo czasu, ale kampania nabiera wyraźnie tempa.Prawidłowością jest to, że na tym etapie jest ona szczególnie zacięta w obozie politycznym z którego nie wywodzi się urzędujący prezydent, szczególnie gdy może on kandydować na drugą 4-letnią kadencję. Tak jest obecnie w obozie Demokratów znajdujących się w opozycji,gdyż wśród Republikanów nikt nawet nie próbował kwestionować kandydatury Donalda Trumpa.
Przed czterema laty
sytuacja była odmienna.Ponieważ odchodził po dwóch kadencjach Barack Obama, to Demokraci musieli znaleźć jego godnego następcę i po długiej batalii, w której była sekretarz stanu Hillary Clinton (zarazem małżonka innego prezydenta) pokonała na finiszu lewicowego Berni’ego Sandersa (o korzeniach polsko-żydowskich) to ona stanęła przed szansą bycia pierwszą kobietą prezydentem USA. Z kolei wówczas dość zaskakująco w obozie Republikanów odpadali w prawyborach m.in. senatorowie Marco Rubio z Florydy i Ted Cruz z Teksasu,a nominację zdobył wyrażnie niedoceniany Donald Trump, który w finale choć uzyskał ok. 3 mln głosów mniej niż Clinton odniósł zwycięstwo. Liczą się bowiem w ostatecznym rachunku głosy elektorów przypisanych do danego stanu,a zwycięzca bierze całą pulę.
To była swego rodzaju sensacja i pamiętam, że gdy-będąc w okolicach przylądka Horn- dowiedziałem się przez telefon satelitarny o tym rezultacie, to nie chciałem wierzyć.Nota bene w sporym stopniu w stanach tzw. „pasa rdzy” (rust belt), jak np. Ohio,Michigan, gdzie Trump wygrywał niewielką różnicą głosów, przyczyniła się też do tego konserwatywna Polonia. Kwestią odrębną, której tu nie poruszam, jest sprawa oceny prezydentury Trumpa-tak w aspekcie polityki wewnętrznej, jak i międzynarodowej.Ciekawostką jest przy tym to, iż angielskie słowo „trump” znaczy „atut”.’No trump” w licytacji to „bez atu”. Amerykanie są głęboko podzieleni odnośnie do tego, czy ich obecny prezydent stanowi wartość dodaną, czy też przyczynia się m.in. do pogłębienia chaosu światowego.
Superwtorek i jego skutki
Konwencja Demokratów,na której 1991 delegatów wybierze kandydata tej partii na prezydenta odbędzie się w połowie lipca br. w Milwaukee w stanie Wisconsin. Trwają prawybory, tradycyjnie rozpoczęte w małych stanach Iowa i New Hampshire.Tam właśnie wybierani są ci delegaci spośród tych kandydatów,którzy w danym stanie otrzymają co najmniej 15 proc. głosów. Na początku pretendentów do prezydentury było kilkunastu, ale przed i po tzw. superwtorku (3 marca) sytuacja się wyraźnie wyklarowała.
W 14 stanach, w tym tak kluczowych, jak 40 mln Kalifornia i 29 mln Teksas wybierano delegatów (np. w Teksasie-228). Po wycofaniu się Pete’a Buttigiega i Amy Klobucher, którzy udzielili poparcia byłemu wiceprezydentowi dwóch kadencji u Obamy i senatorowi z małego stanu Delaware Joe Bidenowi, w szranki stanęli: Biden (ur. 1942 r.), Michael Bloomberg-przez 3 kadencje burmistrz Nowego Jorku, według Forbes’a 10. najbogatszy człowiek świata z majątkiem ponad 50 mld dol., urodzony w 1942 r.. Sen. Elisabeth Warren z Massachusetts (w USA często mówi się o tym stanie „Taxachusetts” ze względu na wysokie podatki); ur. 1949 r.. I Berni Sanders-senator z Vermontu (ur. 1941r.) mający duże poparcie szczególnie wśród młodego pokolenia, dobry mówca.
Biden, któremu do tej pory raczej nie szło, wygrał aż w 10 stanach, w tym w Teksasie,Arkanzas i Massachusetts. Ma on silne poparcie zwłaszcza wśród Afroamerykanów. Wielu komentatorów amerykańskich uważa,iż takiego come back nie było od wielu lat. Bloomberg,który w reklamy telewizyjne zainwestował ponad 550 mln dol. (sic!) i świadomie z dużym opóźnieniem włączył się do kampanii wyborczej, postanowił się z niej wycofać ponieważ wygrał tylko w małym Samoa Amerykańskim.Udzielił poparcia Bidenowi.Warren przegrała nawet w „swoim” Massachusetts, więc Sanders zaapelował, by się wycofała na jego rzecz. Nie sądzę, aby to się stało szybko.Sam Sanders zwyciężył w 4 stanach- w Colorado, Utah, w „swoim” Vermoncie i – co najważniejsze – w kluczowej Kalifornii.
Co dalej?
Donald Trump, który nie jest najstarszym kandydatem w tych wyborach (ur. w 1946 r.) swoim zwyczajem wyraził zadowolenie z biegu wydarzeń w obozie Demokratów. Zapewne sądzi,iż długa, decydująca, wyczerpująca walka Sandersa i Bidena osłabi konkurentów.
Sanders, który jest wyjątkowo bojowy i żywotny, to bez wątpienia najbardziej lewicowy polityk w dziejach USA, który z tak dobrymi wynikami i szansami ubiega się o najwyższy urząd w tym państwie. Jego program w Europie byłby uważany za typowo socjaldemokratyczny, ale nad Potomakiem brzmi niekiedy rewolucyjnie. Nie popiera go np. Hillary Clinton. „Będąc trzeżwym jak sędzia” (to be as sober as a judge) – by użyć ważnego idiomu angielskiego – uważam z przykrością, iż w sumie w dość konserwatywnych Stanach Zjednoczonych Biden ma jednak większe szanse na pokonanie Trumpa niż Sanders. A to może być kluczowy czynnik o znaczeniu także globalnym. Przy tym porównania z prezydentem Andrzejem Dudą same się nasuwają!