150 lat temu, 26 marca 1871 r. proklamowano Komunę Paryską. By lepiej zrozumieć sens tego wydarzenia, należy spojrzeć nieco wstecz. Częściowo uczyniłem to w poprzednim odcinku niniejszego cyklu, przedstawiając między innymi wpływ międzynarodowego ruchu robotniczego na wydarzenia poprzedzające Komunę Paryską. Obecny rozpocznę od opisu sytuacji we Francji za panowania cesarza Napoleona III.
Był w dziejach tego kraju czas bardzo szybkiego rozwoju gospodarczego. Produkcja żelaza i stali wzrosła prawie trzykrotnie (z 320 tys. ton w 1852 r. do 904 tys. ton w 1869 r.). Ogólna ilość maszyn parowych w gospodarce francuskiej oraz ich moc zwiększyła się za czasów II Cesarstwa około 4 razy. Burzliwie rozwijał się transport. Linie kolejowe w 1870 r. liczyły 24 tys. kilometrów. Marynarka handlowa stała się drugą po angielskiej. Zwielokrotniła się produkcja tkanin bawełnianych, jedwabnych i wełnianych…
Postęp dało zauważyć się też w rolnictwie i gospodarce hodowlanej: wzrosły zbiory roślin przemysłowych, rozszerzył się nieco zasięg zasiewów, poprawiły się rasy bydła.
Przebudowywano i rozbudowywano duże miasta (w 1871 r. Paryż liczył ponad 1,8 mln mieszkańców, Lyon -320 tys.). Otrzymały one oświetlenie gazowe, wodociągi, kanalizacje, autobusy konne… W Paryżu wyburzono i przebudowano kilka dzielnic tworząc krąg Wielkich Bulwarów i szerokich alej. Miasto wzbogaciło się o tysiące nowych budowli, fortyfikacje, gmach wielkiej opery…
W całym kraju budowano nowe dworce, hale targowe, mosty, pałace i kościoły. Na tym rozkwicie życia gospodarczego dorobiła się olbrzymich majątków garstka kapitalistów, szczególnie dostawców materiałów budowlanych.
Jeszcze intensywniej następował proces koncentracji kapitału pieniężnego. Spekulacje stanowiły znamienną cechę ówczesnego życia gospodarczego. Właśnie wtedy powstały wielkie banki. „Giełda paryska stała się jednym z ośrodków, do którego w poszukiwaniu pożyczek zwracali się kapitaliści i przedstawiciele rządów wielu krajów europejskich, a nawet pozaeuropejskich”.
Za rządów Napoleona III dynamicznie rozwijały się interesy wielkiej burżuazji, znakomicie prosperowało bogate chłopstwo i duża części drobnych rolników. Znacznie zwiększyła się liczba robotników przemysłowych. W samym Paryżu w latach sześćdziesiątych XIX w. wzrost ten wyniósł 100 tys. osób (czyli tyle, ile obecnie liczy np. miasto Koszalin).
Napoleon III próbował kreować się na „cesarza robotników” nie uwzględniającego podziałów klasowych ani partyjnych. Uważając, że silna scentralizowana władza najlepiej może spełnić potrzeby ludu, niemal do zera sprowadził rolę instytucji przedstawicielskich. Składały się one z trzech organów: Ciała Prawodawczego, Senatu oraz Rady Państwa. Ciało Prawodawcze było wybierane przez ludność, ale pozbawione inicjatywy ustawodawczej. Senat mianował cesarz spośród wysokich dygnitarzy i duchowieństwa. Z tego samego kręgu wybierał on członków Rady Państwa, której zadaniem było opracowywanie ustaw na podstawie przedkładanych przez niego projektów.
Napoleon III rozpoczynając swe autorytarne rządy zniósł prawie wszystkie demokratyczne zdobycie rewolucji 1848 r. Z czasem jednak przywrócił powszechne prawo wyborcze (dla mężczyzn, którzy ukończyli 21 lat) w wyborach do Ciała Prawodawczego. Pragnąc jednak zapewnić większość miejsc w tym organie, kandydatom wysuwanym przez kierowany przez siebie rząd, wykorzystywał ogromny aparat policyjny, który wywierał nacisk na wyborców. Wiktor Hugo scharakteryzował dygnitarzy i policję czasu II Cesarstwa następująco: „Zdławili prawo, zamknęli usta wolności, zhańbili sztandary, tratują nogami lud i są niesłychanie szczęśliwi!”
Napoleon III uważając się za reprezentanta dążeń i woli całego narodu, niejednokrotnie przeprowadzał plebiscyty. Odbywały się one jednak z reguły w atmosferze brutalnego terroru policyjnego, korupcji i fałszerstw. Osiągając w ten sposób pożądane wyniki, Napoleon III utwierdzał się w przekonaniu, że społeczeństwo aprobuje jego politykę.
Tak bywało w czasach sukcesów, kiedy „lud francuski – jak informuje zapis w Wikipedii – uwielbiał go, jak żadnego monarchę przed nim”. Pod tym względem- przychodzi mi do głowy takie skojarzenie – poniekąd można go obecnie porównać do naszego Edwarda Gierka.
„Po roku 1860 – cytuję dalej zapis z Wikipedii – Napoleon III zliberalizował swój system rządzenia. Parlament otrzymał więcej uprawnień, m.in. prawo interpelacji (1867) i inicjatywy ustawodawczej (1869); debaty parlamentarne, dotychczas nieznane, były publikowane w Monitorze. W roku 1864 robotnicy otrzymali prawo tworzenia związków zawodowych. Ostatnie referendum ery Napoleona III w roku 1870 zatwierdziło – ponownie większością głosów – te wszystkie reformy”.
Warto też dodać, że cesarz Francuzów wspierał „zaaprobowane przez siebie stowarzyszenia robotnicze, które unikały strajków i przyjmowały w charakterze „członków honorowych” przedsiębiorców i księży. „Organizacje takie korzystały z pomocy rządowej i rozmaitych przywilejów”.
Nie zmienia to faktu, że za rządów Napoleona III prześladowane były rzeczywiście samodzielne organizacje proletariackie. Miały one o co walczyć. Robotnicy byli bowiem srodze wyzyskiwani. Dla przykładu, pozwolę sobie zacytować fragment tekstu z VI tomu Historii Powszechnej opracowanej przez Akademię Nauk ZSRR: „Dzienny urobek górnika w przemyśle węglowym wynosił np. w 1851 r. 643 kg, a w 1869 r. – już 777 kg. Podobnie wyglądała sytuacja w innych gałęziach produkcji. Rząd pomógł przemysłowcom przedłużyć dzień pracy. W wielu gałęziach produkcji zniesiono wszelkie ograniczenia. Płace nominalne nieco wzrosły, ale jeszcze bardziej podniosły się ceny artykułów spożywczych, komorne, toteż płace realne pozostały niezmienione, a w niektórych okręgach i gałęziach przemysłu nawet spadły.
Na szczególnie okrutny wyzysk skazane były kobiety i dzieci. W departamencie Pas-de-Calais w kopalniach 10 letnie dzieci pracowały pod ziemią. Naoczni świadkowie twierdzili, że żyły one gorzej aniżeli niewolnicy. W sprawozdaniu komisji badającej warunki pracy dzieci czytamy, że pracując o 15-16 godzin dziennie, ledwie zarabiały na chleb. Duża część dzieci i młodzieży nie mogła uczęszczać do szkół.
Koronkarki, a były wśród nich i siedmioletnie dziewczynki, w warsztatach w okolicach Arras pracowały po 13 godzin i więcej w ciasnych i dusznych pomieszczeniach. Na skutek zabójczych warunków pracy wśród dzieci zatrudnionych w tej produkcji masowo szerzyły się choroby – gruźlica, skrzywienie kręgosłupa itp.
Demokratyczny publicysta Rochet nazywał mordercami towarzystwa kolejowe, które zmuszały robotników do pracy po 16-18 godzin na dobę. Szeroko w tym czasie stosowany system kar za każde naruszenie regulaminu fabrycznego prowadził do dodatkowych redukcji płac.
Wzrost wielkiej produkcji przyspieszał ruinę rzemieślników, sklepikarzy i innych grup drobnomieszczaństwa. Konkurencja przedsiębiorstw przemysłowych i powstałych właśnie wtedy domów towarowych pogorszyła sytuację warstw średnich, które stanowiły we Francji poważną część ludności”. (…) W tym samym czasie, kiedy w Paryżu „na Wielkich Bulwarach pojawiły się wspaniałe domy bogaczy (…) część świata pracy nadal gnieździła się w żałosnych ruderach”.
Pod koniec rządów Napoleona III – w tym miejscu pozwolę sobie ponownie posłużyć się cytatem z VI tomu Historii Powszechnej: „dochodziło do coraz groźniejszych wystąpień proletariatu. W 1869 r. prawie cały Basen Loary objęty był strajkiem górników, walczących o 8-godzinny dzień pracy. Wojsko strzelało do strajkujących. Na początku 1870 r. w fabrykach w Creusot wybuchł strajk, w którego stłumieniu również brało udział wojsko. Napoleon III stracił ostatecznie maskę cesarza robotników, w którą tak gorliwie się stroił. Po strajku w Creusot nastąpiły dalsze strajki w innych ośrodkach przemysłowych. W marcu znów porzucili pracę robotnicy w Creusot, w kwietniu strajkowali paryscy hutnicy. Ten strajk trwał ok. czterech miesięcy i cieszył się poparciem nie tylko proletariatu francuskiego, ale robotników innych krajów.
Robotnicy brali tez udział w ruchu republikańskim. W styczniu 1870 r. odbyła się w Paryżu 200-tysięczna demonstracja antyrządowa, która nieomal nie zamieniła się w powstanie. (…)
Władze (…) usiłowały powstrzymać fale rewolucyjną środkami zwykle w takich wypadkach stosowanymi: rozpętując nowa wojnę. Kołom rządzącym wydawało się, że zwycięska wojna umocni zachwiany system bonapartystowski, umożliwi stłumienie liberalnej opozycji i rozbicie ruchu robotniczego”.
2 września 1870 r., nastąpił kres trwającego 18 lat II Cesarstwa Francuskiego. Stało się tak, w wyniku przegranej przez cesarza Napoleona III bitwy pod Sedanem i oddania się wraz armią, w której przebywał, do niewoli królowi Prus.
Wieść o tym wydarzeniu wywołała niemal powszechne oburzenie Francuzów. Chcieli nie tylko stawić opór podążającej w kierunku Paryża armii pruskiej, ale też natychmiastowego przywrócenia w kraju rządów republikańskich.
Burżuazyjni politycy próbowali opanować sytuację poprzez utworzenie rządu wyłonionego spośród swoich środowisk. Nie tego oczekiwał lud Paryża. 4 września robotnicy porzucili pracę i z przyłączającą się do nich ludnością tego miasta ruszyli tłumnie pod Pałac Burgundzki, gdzie przedstawiciele frakcji burżuazyjnych targowali się w sprawie składu koalicyjnego rządu tymczasowego, a wielu pośród nich nawoływali do rozpoczęcia natychmiastowych rokowań pokojowych z Prusakami. W tym miejscu warto zacytować barwny i żywy opis tych wydarzeń, dokonany przez Hipolita Prospera Oliwiera Lissagaraya, który będąc w tamtym czasie czynnym dziennikarzem, mógł być tych wydarzeń naocznym świadkiem, a nawet brać w nich aktywny udział:
„Paryż gromadzi się na ulicach. Liczni mieszczanie przypomnieli sobie, że są gwardią narodową, naciągnęli więc mundury, chwycili za karabiny i chcą przedostać się przez most Zgody. Żandarmi zdumieni widokiem tych czcigodnych mężów przepuszczają ich. Tłum idzie dalej i zajmuje Pałac Burbonów. O godzinie pierwszej, wbrew rozpaczliwym wysiłkom lewicy, lud wypełnia galerie. W odpowiedniej chwili. Deputowani, zajęci utworzeniem gabinetu, usiłują zagarnąć władzę. Lewica popiera te kombinację ze wszystkich sił, oburzając się, że śmie się mówić o Republice. Na galeriach rozlegają się okrzyki. Gambetta (przywódca partii republikańskiej – przyp. LF), mimo niesłychanych wysiłków i próśb, nie może nakłonić ludu, aby czekał na wynik narad. Wynik ten można przewidzieć zawczasu: będzie to komisja rządowa wyznaczona przez Zgromadzenie, prośba o pokój za wszelką cenę i – szczyt hańby – mniej lub bardziej parlamentarna monarchia. Nowa fala ludzka wyważa drzwi, wypełnia salę, wypiera lub zalewa deputowanych. Gambetta, wypchnięty na trybunę, musi proklamować detronizację cesarza. Lud idzie dalej woła: Republiki! Unosi z sobą deputowanych lewicy na Ratusz, aby tam proklamować Republikę.
Ratusz był już w rękach ludu. Na honorowym dziedzińcu walczą o lepsze sztandar trójkolorowy i sztandar czerwony, witany oklaskami przez jednych oklaskami, gwizdem przez drugich”.
Z ostatniego zdania wynika, że nie było jedności ideowej wśród ludności Paryża. Wykorzystali to burżuazyjni politycy wybierając spośród swego grona rząd, co z gorzką ironią skomentował Lissagaray następującymi słowy:
„Tak to dwunastu obywateli stało się władcami Francji. Obywatele ci uznali się za legalny rząd z woli ludu. Przyjęli wielką nazwę Rządu Obrony Narodowej. Pięciu z nich przyczyniło się do upadku Republiki w 1848 roku”.
W dalszym ciągu swojej narracji Lissagaray z ubolewaniem konstatował, iż błędem ludu Paryża było zaufanie względem nowych władz:
„Paryż bez wyjątku podporządkował się całkowicie owym deputowanym lewicy, zapomniał o ich niedawnych grzechach, uznał ich za większych o całą wielkość niebezpieczeństwa. Zdawało się, że na zagarnięcie władzy w takiej chwili może zdobyć się tylko geniusz.(…) Toteż, (…) gdy Trochu (tymczasowy prezydent III Republiki, a jednocześnie komendant Paryża – przyp. LF) dokonywał przeglądu gwardii narodowej, trzysta tysięcy ludzi ustawionych wzdłuż bulwarów, placu Zgody i Pol Elizejskich witało go z wielki m entuzjazmem.(…)
Tak Paryż złożył bez zastrzeżeń swe losy w ręce tej samej lewicy, wobec której musiałby użyć przemocy, aby móc dokonać rewolucji. Jego uniesienie nie trwało dłużej niż godzinę. Gdy obalono Cesarstwo, lud stolicy uznał, że wszystko się skończyło i abdykował ponownie. Na próżno przewidujący patrioci usiłowali wzmóc jego czujność; na próżno Blanqui pisał: Paryż jest w takim samym stopniu do zdobycia, jak my byliśmy niezwyciężeni; Paryż, zwodzony przez chełpliwą prasę, nie wie wcale, jak wielkie niebezpieczeństwo mu grozi; Paryż lekkomyślnie szafuje swym zaufaniem. A Paryż zaufał całkowicie swoim nowym władcom i z uporem zamykał oczy na wszystko. Tymczasem z każdym dniem mnożyły się oznaki niebezpieczeństwa. Cień zbliżał się, obrona zaś zamiast usunąć ze stolicy zbędnych ludzi, wpuściła dwieście tysięcy mieszkańców z okolicznych osiedli. Prace fortyfikacyjne nie posuwały się naprzód. Miast uzbroić całą ludność w łopaty (…) Trochu powierzył sypanie szańców zwykłym przedsiębiorcom, którzy nie mogli rzekomo znaleźć niezbędnych rąk do pracy. Nie zdążono jeszcze jak należy zlustrować (…) fortów południowych, gdy dziewiętnastego ukazuje się tam nieprzyjaciel i wymiata ze wzgórza oddział oszołomionych żuawów i żołnierzy, którzy nie chcieli się bić(…)
Trochu był zwolennikiem łagodnych środków (…) postanowił, że postara się, aby upadek [wielkiego miasta] był jak najmniej krwawy. Pozwalając więc nieprzyjacielowi zająć dogodne pozycje wokół Paryża Trochu zorganizował na pokaz parę potyczek”.
Generał Trochu jak i pozostali członkowie Rządu Obrony Narodowej, jak się niebawem okazało bardziej obawiali się uzbrojonego ludu niż wojsk pruskich. Zauważono to między innymi w rewolucyjnych redakcjach gazet i klubach, skąd płynęły – jak to relacjonuje Lissagaray – pytania następującej treści: „Co mają znaczyć te drobne wypady, których nigdy się nie kontynuuje? Dlaczego gwardia narodowa jest niedostatecznie uzbrojona, niezorganizowana, nie bierze udziału w akcjach? Czemu nie odlewa się nowych armat? Sześć tygodni, strawionych na czczej gadaninie i nieróbstwie, nie pozostawia już żadnych wątpliwości, co do nieudolności, jeżeli już nie złej woli ludzi z Rządu Obrony”.