A więc wojna ! Siły zbrojne Rosji przekroczyły granicę z Ukrainą od Białorusi po Morze Czarne.
Z biegiem czasu stało się jasne, że ofensywa rozwija się na wielu kierunkach. Uderzenia wyszły również z Białorusi i Krymu. Atakowana jest ukraińska infrastruktura wojskowa, co stanowić ma pierwszą fazę rozmiękczania politycznego i obronnego Ukrainy. Jeszcze do niedawna łudziłem się, że ślimaczącą się w czasie, napiętą sytuację na granicy z Rosją da się rozładować na drodze żmudnej, dyskretnej dyplomacji. Argument rzekomej groźby przystąpienia Ukrainy do NATO jest, moim zdaniem, wart przysłowiowego funta kłaków. Nie dlatego, iżby Ukraina zrezygnowała z aplikacji do Sojuszu, lecz dlatego, że najprawdopodobniej, nie byłoby w tej sprawie jednomyślności pośród europejskich sojuszników. Zarządzona przez kremlowskiego władcę opcja wojskowa jest, jak uważam, szaleństwem.
Na dalszą metę sprokuruje Rosji wielowymiarowe nieszczęścia i kłopoty, zwłaszcza gospodarcze; będzie sączyła nieuchronne ubożenie Rosjan. Obserwując posiedzenie Komitetu Obrony Federacji Rosyjskiej, zarządzone przez Putina jeszcze przed wydaniem rozkazu o ataku na sąsiada, dało się wyraźnie zauważyć oznaki niepewności, wręcz strachu jego uczestników. Oni, jak sądzę, zdali sobie sprawę, że właśnie firmują szaleństwo swojego bezkompromisowego szefa, rosyjskiego prezydenta.
I nie mają w tej sprawie już nic do powiedzenia. Szkoda mi zwłaszcza i paradoksalnie Ławrowa, który pewnie zrozumiał, że tym sposobem rozmienia na drobne swój dyplomatyczny, co by nie powiedzieć uznawany w świecie, autorytet. Kto wie, czy nie pojął, że przestaje właśnie być postrzegany jako skuteczny rozjemca w polityce światowej; że podobnie jak pozostali postawieni przed marsowym obliczem swojego prezydenta, właśnie wciska na siebie garnitur „współsprawcy”.
A może to ja roję na temat szefa MSZ Rosji. Wygląda na to, że zaskoczeni są sami Rosjanie. Za wcześnie spekulować na ten temat. Wszystko na co Putin może liczyć po ewentualnym i prawdopodobnym osiągnięciu celu wojskowego, jest skazane z góry na długotrwałą, bolesną obstrukcję ze strony społeczności międzynarodowej. Pewnie z wyłączeniem Chin.
O ile, przy dużej wyobraźni, potrafię sobie wyimaginować podmianę władzy w Kijowie na posłuszną Kremlowi, o tyle moje myślnie nie daje rady ogarnąć, jak te podmienione figury będą potrafiły skutecznie rządzić Ukrainą. Nie mogę jednak przy tym wszystkim oddalić od siebie takiej oto refleksji: cały ten bałagan z Rosją; narzucone na ten kraj restrykcje Zachodu, zostaną w jakiś sposób odbite przez Moskwę; jakąkolwiek przybiorą postać i wymiar, staną się daleko bardziej odczuwalne w Europie niźli w Stanach Zjednoczonych. Ale to już całkiem inny temat. Tak czy inaczej, żelazna kurtyna nie okazała się całkiem przeżarta rdzą.
Wygląda, że ponownie zsunęła się na nasz kontynent. Piszę to wszystko, nie gasząc w sobie sympatii zarówno dla Ukraińców jak i dla Rosjan. Mam nadzieję, że sami Rosjanie pozbierają się na tyle, aby dać Putinowi skutecznie do zrozumienia, że nie chcą tej wojny. Chciałbym w to wierzyć.