W słonecznej Italii słońce wyszło wreszcie spoza chmur. Wybory regionalne w Emilii-Romanii, które odbyły się w niedzielę 26 stycznia 2020 r., wygrał kandydat centro-lewicy Stefano Bonaccini, dotychczasowy prezydent tego regionu, uzyskując 51,42 procent głosów. Jego głównym przeciwnikiem była Lucia Borgonzoni z Ligi, która zdobyła 43,63 procent poparcia. Najważniejszą niespodzianką tych wyborów, mających ogromne znaczenie polityczne, była frekwencja. Do urn poszło prawie 68 proc. osób uprawnionych do głosowania w porównaniu z 38 proc., w poprzednich wyborach w 2014 r.
Partia Demokratyczna znowu stała się pierwszą siłą polityczną w tym regionie, uzyskując 34,6 proc. poparcia, na drugim miejscu jest Liga – 31,9 proc., która wygrała w zeszłorocznych wyborach europejskich. Triumfujący do niedawna Ruch 5 Gwiazd spadł na trzecie miejsce z mizernym wynikiem 4,7 proc. Cała koalicja centroprawicowa osiągnęła 48,1 procent, a centroprawicowa 45,4 proc. Jest to więc niewielka różnica, ale świadczy o tym, iż we Włoszech odradza się bipolaryzm i że Włosi, którzy przez ostatnich 10 lat zachłystywali się antysystemowym populizmem Beppe Grillego, zaczynają rozumieć, że to nie była dobra droga.
Salvini przegrał po raz pierwszy
Dlaczego wybory w Emilii-Romanii były tak ważne? Dlatego, że lider Ligi Matteo Salvini przeobraził je w krajowe referendum polityczne, które miało doprowadzić do upadku rządu premiera Giuseppe Conte (koalicja Partia Demokratyczna, Ruch 5 Gwiazd i Żywe Włochy – nowy stwór polityczny Matteo Renziego). Postawił wszystko na tę kartę i przegrał, choć nie było to wcale tak oczywiste. Historycznie Emilia-Romagna zawsze była rządzona przez centrolewicę, ale w ostatnich latach konsensus wobec Partii Demokratycznej został znacznie osłabiony – jak to miało miejsce w innych tak zwanych „czerwonych regionach” – na korzyść centroprawicy i Ligi. Gdyby ten bastion poległ i dostał się w ręce Ligi Salviniego mogłoby już go nic nie zatrzymać w jego dążeniu do zdobycia „pełnej władzy”, której domagał się doprowadzając do ubiegłorocznego kryzysu rządu koalicyjnego Ligi i Ruchu 5 Gwiazd.
W odparciu Ligi decydującą rolę odegrał ruch obywatelski Sardynki, który narodził się ze spontanicznych protestów ulicznych przeciwko nacjonalistycznemu populizmowi Salviniego, określił się jako lewicowy i poparł Stefano Bonacciniego. Młodzi ludzie w ciągu trzech miesięcy stworzyli ogólnokrajową sieć zwołując się na Facebooku i wychodząc na ulicę w wielu miastach Włoch. W przemówieniu po zwycięstwie Bonaccini powiedział: „Ta wolna i wielka kraina ogłosiła pierwszą, prawdziwą porażkę Matteo Salviniego”.
Lider chyba przesadził
Lider Ligi praktycznie skoncentrował całą kampanię wyborczą na sobie i w Emilii-Romanii prowadził ją na miejscu swojej kandydatki Luci Borgonzoni. Był wszechobecny, i na placach podczas kampanii i na Facebooku. Jego propaganda była bardzo agresywna i nie brakowało w niej różnych chwytów, czasami również poniżej pasa, ale polityka to częściej ring, a nie salon.
W ostatnim tygodniu, Salvini zwołując dziennikarzy, udał się pod dom na peryferii Bolonii i zadzwonił przez domofon do mieszkania rodziny tunezyjskich imigrantów, zadając pytanie: „Dobry wieczór? Czy handlujecie narkotykami?”. Wszystko to odbywało się na żywo i było transmitowane przez internet. We Włoszech wybuchła polemika, przynosząc Salviniemu olbrzymią widoczność podczas ostatnich dni kampanii, gdyż wideo stało się wirialne w mediach społecznościowych. Niestety nie przełożyło się to na głosy, tak jak planował jego sztab.
Udanie się bez nakazu policyjnego do mieszkania prywatnych obywateli i wydanie ich na lincz medialny było dużą przesadą ze strony byłego ministra spraw wewnętrznych i okazało się wyborczym bumerangiem, gdyż zmobilizowało całą opozycję do pójścia do urn.
Rano, w dzień wyborów lider Ligi opublikował w mediach społecznościowych filmik nakręcony o wschodzie słońca na wzgórzach, gdzie miały miejsce pierwsze objawienia Madonny z Medjugorje. „Miłej niedzieli” – życzył polityk kontestujący często papieża Franciszka, którego emblematem stał się różaniec. Po przegranej w Emilia-Romania, we włoskim internecie pojawiły się memy i żarty. „Chyba Madonna czuwa nad Italią, skoro obroniła ją przed Salvinim” – głosił jeden z nich.
Co dalej?
Pierwsza porażka wyborcza Salviniego nie oznacza jego końca. Premier Conte na pewno odetchnął z ulgą i może mówić śmielej, że celem rządu jest przerwać do 2023 roku. Czy jednak to się uda przy ogromnej niestabilności politycznej jego koalicji. Partia Demokratyczna dopiero zaczęła się odbudowywać, a Ruch 5 Gwiazd – partia premiera – kruszy się w oczach.
Wynik wyborczy w Emilii-Romanii (4,7 proc.), odzwierciedla trudności Ruchu 5 Gwiazd, który utracił miliony głosów w całych Włoszech (ponad 25 proc. w wyborach parlamentarnych w 2018 r.) w ciągu ostatnich dwóch. Partia zdecydowała się startować w wyborach regionalnych samodzielnie, wbrew opinii przywódcy Luigiego Di Maio, który ustąpił z kierowniczej funkcji politycznej zaledwie trzy dni przed głosowaniem, nie chcąc brać na siebie odpowiedzialności za porażkę.
Salvini na pewno nie wycofa się i nie zawaha w swoim dążeniu do „pełnej władzy”.