Słowaccy związkowcy zorganizowali w sobotę demonstrację w centrum Bratysławy pod hasłem walki z biedą. Domagali się od rządu walki z wysoką inflacją i powstrzymania spadku poziomu życia. W proteście uczestniczyło kilka tysięcy osób. W Pradze bliźniaczą demonstrację odbywającą się w tym samym czasie zorganizował kandydat na prezydenta z ramienia Czeskiej Partii Socjaldemokratycznej Josef Stredula.
Przewodnicząca Konfederacji Związków Zawodowych (KOZ) Monika Uhlerova powiedziała, że rząd powinien forsować rozwiązania, które pomogą gospodarstwom domowym, firmom i instytucjom publicznym. Wystąpiła też z czysto związkowym postulatem dodatkowego wynagrodzenia za pracę w nocy i w weekendy, którego poziom został przez rząd zamrożony przed dwoma laty.
Za wzrostem stoi cena energii
Zdaniem związkowców rosnące ceny energii przekładają się na ograniczenie produkcji, likwidację miejsc pracy i wstrzymanie inwestycji. Wysoki wzrost cen energii znajduje odzwierciedlenie we wzrastających cenach wszystkich produktów, żywności i usług. Według KOZ bieda, w którą wpadają mieszkańcy Słowacji z powodu inflacji i rosnących cen, jest zjawiskiem groźnym i niedopuszczalnym.
Żądania protestujących
Uczestnicy protestu wezwali rząd do podjęcia natychmiastowych działań mających na celu złagodzenie inflacji w związku z krytyczną sytuacją mającą negatywny wpływ na życie Słowaków. Wskazali, że w innych krajach europejskich władze pomagają swoim obywatelom poprzez obniżanie VAT na nośniki energii. Związkowcy poprosili decydentów o jasne deklaracje na temat tego, co czeka firmy, instytucje publiczne i gospodarstwa domowe w najbliższych miesiącach pod względem cen energii.
Wreszcie, co nie mniej ważne, zażądali przyjęcia budżetu państwa na przyszły rok, który uwzględni zobowiązania wynikające z przyjętych układów zbiorowych.
Protestujący zauważyli również, że nie należy również zapominać o seniorach. Podkreślano, że niskie płace na Słowacji prowadzą do tego, że wiele osób, osiągając wiek emerytalny, zbliża się do granicy ubóstwa Podkreślano, że niskie płace na Słowacji prowadzą do tego, że wiele osób, osiągając wiek emerytalny, zbliża się do granicy ubóstwa.
Demonstranci mieli ze sobą gwizdki, transparenty i tablice z hasłami: „Pracownik ze Słowacji, żebrakiem Europy” lub „Zamroźcie ceny, nie ludzi”.
Sytuacja w Czechach jest niemal identyczna
Do protestujących w Bratysławie zwrócił przez łącze internetowe przewodniczący Czesko-Morawskiej Konfederacji Związków Zawodowych (CMKOS) i kandydat na prezydenta z ramienia Czeskiej Partii Socjaldemokratycznej Josef Stredula. Podkreślił, że w Czechach sytuacja ludzi jest identyczna, a rząd, zamiast pomagać ludziom i firmom, śpi.
Stredula był organizatorem bliźniaczej demonstracji, która odbywała się w tym samym czasie na praskim Placu Wacława. Obie centrale związków zawodowych wspólnie wezwały rządy obu krajów do zajęcia się sytuacją społeczną ludności i niedopuszczenie do popadnięcia w ubóstwo przez obywateli obojga narodów.
„Nie zbieramy się tutaj, ponieważ nie mamy pracy, ale dlatego, że boimy się o naszą przyszłość. Przybyliśmy tutaj, aby spokojnie, zdecydowanie i bezkompromisowo wyrazić to, o co się boimy” – powiedział Stredula.
„To nie jest w porządku, aby ludzie dla przeżycia musieli szukać drugiej lub nawet trzeciej pracy. Chcemy godnej pracy, życia i płac” – dodał, wzywając rząd do natychmiastowego podniesienia płacy minimalnej do 18 200 koron czeskich.
Według niego związki nie są zadowolone z tego, co dzieje się obecnie w Czechach. Protestujący domagali się również regulacji cen wybranych towarów oraz wprowadzenia podatku od nadmiernych zysków.
Tak jak w Bratysławie protestujący mogli usłyszeć słowa przewodniczącego CMKOS tak samo przewodnicząca KOZ zwróciła się do manifestujących swoje niezadowolenie z rosnących cen w Pradze. „Pozdrawiam was z Placu Słowackiego Powstania Narodowego, gdzie słowaccy związkowcy, nasi obywatele, również przybyli, aby wyrazić swoje niezadowolenie z kroków podjętych przez rząd lub z braku kroków podjętych przez rząd i parlament w celu poprawy sytuacji, co jest związane z obecnym kryzysem inflacyjnym, kryzysem energetycznym i wielką niepewnością, która czeka nas w kolejnych miesiącach – powiedziała Uhlerova.
JM/PAP