6 listopada 2024

loader

Niech powrócą wspomnienia (6)

Powstaje książka o Telewizji Dziewcząt i Chłopców! Zanim się ukaże prezentujemy Czytelnikom jej fragmenty. Dzisiaj przypominamy „Latającego Holendra”.

W styczniu 1967 roku na horyzoncie Telewizji Dziewcząt i Chłopców pojawiła się największa łajba, jaką kiedykolwiek widział świat – „Latający Holender”. Jego kapitanem został red. Bohdan Sienkiewicz z Gdańskiego Ośrodka TV. Rejs „Latającego Holendra” trwał równo 26 lat, a przez jego pokład przewinęło się milion dziewcząt i chłopców z całej Polski.
– „Latający Holender” był legendarnym żaglowcem na którym wszystko mogło się zdarzyć, a pływał gdzie go poniosło – przypomina Sienkiewicz. – Na jego pokład mógł się zabrać każdy, kto chciał przeżyć wielką morską przygodę. Było to możliwe dzięki wykorzystaniu przez Naczelną Redakcję Programów dla Dzieci i Młodzieży, najpopularniejszego mas medium, jakim była telewizja.
„10 stycznia 1967 Telewizja Gdańsk zainaugurowała nowy cykliczny program dla młodzieży pt. „Latający Holender” – informował tygodnik „Radio i Telewizja”. Poszczególne pozycje ukazujące się raz w miesiącu na ogólnopolskiej antenie przynoszą relacje o interesujących wydarzeniach z dziejów polskiej żeglugi, słynnych wyprawach morskich, głośnych katastrofach, o korsarzach i piratach. Odbiorcy tego programu poznają dramatyczne dzieje wielu polskich jednostek morskich, sukcesów naszych okrętów wojennych w latach drugiej wojny światowej, dowiedzą się, jak powstaje współczesny, nowocześnie wyposażony statek i jak będzie wyglądał w przyszłości”
Założenie było proste – jesteśmy państwem morskim posiadającym dostęp do morza oraz gospodarkę morską, ale nie jesteśmy i długo jeszcze nie będziemy, narodem morskim. Aby to zmienić trzeba rozpoczynać od edukacji najmłodszych.
Bohdan Sienkiewicz:
– Chcieliśmy, aby w przyszłości młodzi widzowie „czuli” morze, byli jego entuzjastami i rozumieli najbardziej złożone zagadnienia gospodarki morskiej.
Sienkiewicza wspierało wiele uznanych autorytetów: Jerzy Miciński – guru publicystów morskich, redaktor naczelny „Morza” i „Żeglarza”; Stanisław Ludwig – I oficer na „Zawiszy Czarnym” Mariusza Zaruskiego, współtwórca Państwowego Centrum Wychowania Morskiego, szef działu literatury fachowej i zastępca dyrektora „Wydawnictwa Morskiego”; kapitan ż.w. Wojciech Zaczek – wykładowca Szkoły Morskiej, czynny kapitan PMH, oficer polskiej floty pływającej w czasie wojny w służbie aliantów czy historyk komandor ppor. Rafał Witkowski, a także całe grono kapitanów żeglugi wielkiej, uczestników popularnych telewizyjnych „Gawęd wilków morskich”, a także żeglarzy: Krzysztofa Baranowskiego, Teresę Remiszewską, Zbigniewa Puchalskiego, Michała Sumińskiego, Adama Jassera, Krystynę Chojnowską-Liskiewicz, Andrzeja Urbańczyka oraz „wielkich rybaków”: Wiktora Gorządka i Kazimierza Wojciechowskiego.
Dziewczęta i chłopcy, po przesłaniu zgłoszeń wydrukowanych w „Świecie Młodych” i „Tygodniku Morskim”, byli wciągani na listę załogi po czym otrzymywali „karty marynarskie” żaglowca, którego armatorem była Telewizja Gdańsk.
Małgorzata Wójcik-Manasterska:
– Lata sześćdziesiąte XX wieku, nieduża miejscowość Czyżew w dawnym województwie podlaskim, oddalona od wielkiej wody aż 400 kilometrów. A tam młoda dziewczyna, która marzy o dalekim świecie. Kornel Makuszyński napisał „Wielką bramę”, piękną powieść o początkach Gdyni i dla mnie taką wielką bramą był „Latający Holender”. To on umożliwił mi realizację marzeń.
Wszyscy załoganci byli zobowiązani do rozwiązywania zadań podawanych na zakończenie każdego programu.
– To co było w nim istotne, a czego wówczas, jako nastolatkowe, nie docenialiśmy, to fakt, że zmuszał nas do edukacji – wspomina pani Małgorzata. – Żeby rozwiązywać zadania trzeba było szukać informacji w książkach, almanachach, podręcznikach, śledzić najnowsze osiągnięcia w światowej gospodarce morskiej, przemyśle okrętowym, żeglarstwie.
Zadania były odpowiednio punktowane, a nagrodą był udział w obozie żeglarskim.
Bohdan Sienkiewicz:
– Oglądało nas przeciętnie około miliona widzów, a sto tysięcy przez cały czas brało aktywny udział w naszej zabawie. Pięć tysięcy spośród nich uczestniczyło w obozach i rejsach. Młodzi ludzie z całego kraju, a byli to chłopcy i dziewczęta z Rzeszowa, Krakowa, Wrocławia, Zambrowa, pływali w czasie wakacji na „Zawiszy Czarnym”, „Darze Młodzieży”, „Henryku Rutkowskim”, na „Iskrze”, a także na szalupach i dezetach. Uwierzyli nam, a my staraliśmy się dbać, by wyrośli z nich aktywni, odpowiedzialni i pomysłowi młodzi ludzie.
W „Latającym Holendrze” telewizyjną karierę rozpoczynał red. Michał Dąbrowski:
– Żebyście wiedzieli z jak dalekich stron, dzięki Telewizji Dziewcząt i Chłopców, ludzie poszli na morze: małopolskie, śląskie, opolskie – wylicza jednym tchem Michał Dąbrowski. – Wielu nigdy na oczy nie widziało statku i nie poczuło soli Bałtyku. Pamiętam chłopaka, który przyjechał do Gdyni, podbiegł do brzegu i zupełnie zwariował, gdy zobaczył tę wielką wodę i pusty horyzont. Tak jak stał, w długich dżinsowych spodniach, koszuli, swetrze i z plecakiem na ramieniu, wszedł do morza po pas, zanim się opamiętał.
Programy „Latającego Holendra” dokładnie odwzorowywały podróż dookoła świata w którą wyruszyliśmy na nowoczesnym trampie oceanicznym i to według wszelkich zasad obowiązujących we współczesnej żegludze. Poznawaliśmy obce porty, panujące tam zwyczaje, zasady przewożenia ładunków i związane z tym kłopoty. Gdy statek przechodził równik odbywał się prawdziwy chrzest, a uczestnicy otrzymali od Neptuna pamiątkowe dyplomy.
Walorem decydującym o niezwykłej popularności programu, jak i bodźcem do całorocznego wysiłku w rozwiązywaniu zadań, była akcja letnia. Istotną rolę odegrał tu kapitan ż.w. Adam Jasser i jego Bractwo Żelaznej Szekli.
– Pomysł stworzenia „szkoły charakterów” – wspomina Adam Jasser – nasunął mi się na początku lat siedemdziesiątych XX wieku w Jastarni. Byłem kierownikiem wyszkolenia żeglarskiego w przedwojennym ośrodku Ligii Morskiej. Stał tam potwornie zaniedbany, piękny drewniany kecz „Generał Zaruski”.
I tak w jego kubryku powstało Bractwo Żelaznej Szekli. Był rok 1973.
Adam Jasser:
– Przyszło mi na myśl, aby właśnie na „Zaruskim” zorganizować dla młodzieży rejsy inicjacyjne, przyjmując chętnych bez zbędnych formalności.
Red. Stefan Wysocki podał w „Lecie z Radiem” komunikat o rekrutacji. Nadeszła lawina zgłoszeń.
Henryk Kabat w „Tygodniku Morskim” tak o tym pisał:
„…Byli to chłopcy i dziewczęta z miejscowości odległych od morza, pozbawieni w zasadzie możliwości zetknięcia się z żeglarstwem na co dzień, w wieku od dwunastu do szesnastu lat, zdrowi – co musieli udokumentować świadectwem lekarskim, wyposażeni w zgodę rodziców i kartę pływacką oraz 250 złotych przewidzianych na opłacenie pełnomorskiego rejsu na jachcie „General Zaruski”.
Młodzież teorii uczyła się z programów „Latającego Holendra”, praktyki odbywała podczas obozów żeglarskich organizowanych przez Bractwo Żelaznej Szekli Adama Jassera. Każdy z turnusów kończył się tygodniowym rejsem po Bałtyku na „Henryku Rutkowskim”, „Zawiszy Czarnym”, „Janie z Kolna”, „Wielkopolsce” a później na specjalnie zbudowanej dla Bractwa „Pogorii”. Wielu z tych, którzy rozwiązywali co tydzień zadania proponowane przez redakcję, poszło potem do Wyższej Szkoły Morskiej w Gdańsku i Szczecinie, wielu zostało znanymi żeglarzami, wielu też podjęło pracę w gospodarce morskiej.
Przyznam szczerze, że do tej pory jestem zdumiony tym, co zrobił PRL w rozwoju gospodarki morskiej – podkreśla Bohdan Sienkiewicz. – Ponad 170 statków w samych Polskich Liniach Oceanicznych utrzymujących połączenia z całym światem, 140 nowoczesnych statków rybackich łowiących na najważniejszych łowiskach globu, budowa Portu Północnego w Gdańsku, drugie miejsce na świecie w budowie przemysłowych statków rybackich. To była wielka kontynuacja i rozwinięcie, na niespotykaną dotąd skalę, przedwojennych tradycji Polski Morskiej, a także wielkich, mądrych i dalekowzrocznych idei Eugeniusza Kwiatkowskiego. A my, twórcy, byliśmy entuzjastami tych projektów.
Andrzej Starzec, gdański bard, jest autorem tytułowej piosenki programu, którą przypominam i dedykuję wszystkim „holendrowcom”:
Latający Holender, latający, to cóż
Oceany bezkresne mu niestraszne i już
Latający Holender każdy port prawie zna
Tam, gdzie zechce wszędzie trafi, on załogę dzielną ma.

Pamiętajcie o tym drodzy widzowie „Latającego Holendra”, koleżanki i koledzy zasiadający przed telewizorami by obejrzeć wspaniałe programy Telewizji Dziewcząt i Chłopców.

Książka o programach Telewizji Dziewcząt i Chłopców oraz jest już napisana. Jej autorem jest Sławomir W. Malinowski, dziennikarz, autor kilku książek o tematyce społeczno-politycznej i kilkudziesięciu filmów dokumentalnych, między innymi cyklu „Śladami Arkadego Fiedlera” z niezapomnianym „Dywizjonem 303”. To prawie czterysta stron maszynopisu, faktów, zdjęć, wzruszających wspomnień, anegdot i telewizyjnej kuchni, która stała się udziałem wielu z nas. Zwracamy się do Państwa o wsparcie jej wydania. Możecie to uczynić na portalu zrzutka.pl/tdc lub tradycyjnym przelewem na konto nr: 31 1750 1312 6889 3991 0275 1372; odbiorca: Zrzutka.pl sp. z o. o.; adres: al. Karkonoska 59; 53-015 Wrocław; wpłata na: wydanie książki o Telewizji Dziewcząt i Chłopców. Naszym pragnieniem jest aby książka ukazała się w sprzedaży jeszcze w tym roku. Liczy się każdy gest. Dziękujemy.

Tadeusz Jasiński

Poprzedni

O „Sztuce pod dyktaturą”

Następny

W cieniu wojny

Zostaw komentarz