2 grudnia 2024

loader

Setny sezon Teatru im. Wachtangowa

Dla cenionego i popularnego moskiewskiego Teatru im. Wachtangowa tegoroczny wrzesień oznacza początek setnego już sezonu; apogeum obchodów 100-lecia placówki ma przypaść na listopad przyszłego roku, a intensywne do nich przygotowania (Władimir Putin podpisał stosowne rozporządzenie już w sierpniu 2019 roku) każą się spodziewać, że rzecz przybierze bardzo duży wymiar. Tym bardziej to prawdopodobne, że zespół teatru, od trzynastu lat kierowany przez tyleż znakomitego reżysera, co świetnego organizatora – Rimasa Tuminasa, przeżywa teraz swój kolejny artystyczny wzlot.

Teatr im. Wachtangowa jest dziecięciem Wielkiej Reformy Teatru z przełomu XIX i XX stulecia, a jego założyciel i patron, Jewgienij Wachtangow (1883-1922) – jedną z najważniejszych postaci tej Reformy w Rosji, obok Konstantina Stanisławskiego, Wsiewołoda Meyerholda, Aleksandra Tairowa; jak pisze Jerzy Koenig, teatr rosyjski stał się w tym okresie najciekawszym i najważniejszym zjawiskiem w kulturze teatralnej świata. Urodzony w osetyjskim Władykaukazie i pochodzący z ormiańsko-rosyjskiej rodziny Wachtangow (notabene jedna z jego sióstr wyszła za mąż za polskiego socjaldemokratę, potem działacza państwowego w radzieckiej Rosji Mieczysława Kozłowskiego) od 1903 roku mieszkał w Moskwie, gdzie też początkowo został aktorem Moskiewskiego Teatru Artystycznego (MChT). W teatrze zaś, o którym piszemy, a który po różnych doświadczeniach studyjnych utworzył jesienią roku 1921 (najpierw jako III Studio MChT), zdążył zrealizować zaledwie trzy premiery – trawiony nowotworem żołądka, niebawem w bardzo młodym wieku zmarł.
Ostatnia z tych jego inscenizacji – „Księżniczka Turandot” Carla Gozziego (premiera odbyła się 27 lutego 1922 roku, Wachtangow był już zbyt chory, by dotrzeć na spektakl) zogniskowała w sobie wszystkie najgłówniejsze cechy jego reżyserskiej estetyki, stając się swego rodzaju artystycznym manifestem, jednym z najgłośniejszych w dziejach dwudziestowiecznej sztuki teatralnej w skali światowej.
Estetyka ta, którą sam Wachtangow nazywał realizmem fantastycznym, zakładała nieskrywaną umowność przedstawienia, a w jej ramach wyrazistość formy, wykorzystanie elementów satyry i groteski, ironiczny dystans gry aktorskiej, a przy tym wszystkim atmosferę optymizmu i radości.
W „Księżniczce Turandot” wykonawcy pojawiali się na scenie odziani we współczesne stroje wieczorowe, po czym na oczach widzów przebierali się i charakteryzowali, przedzierzgając się w aktorów trupy komedii dell’arte, która miała zagrać bajkę Gozziego; spektakl był, jak pisze Kazimierz Braun, „triumfem teatralności, wesołej zabawy, gagów, żartów… tchnęła zeń uroda ludzi i życia, witalność, młodość”.
Dodajmy, że wielu spośród biorących udział w tej premierze artystów, po części debiutantów, osiągnęło potem w swym zawodzie nie byle jakie wyżyny – jak np. grający Kalafa Jurij Zawadski, później wybitny reżyser i przez dziesięciolecia znakomity szef moskiewskiego Teatru im. Mossowietu. „Księżniczka Turandot” utrzymywała się w repertuarze Teatru im. Wachtangowa (taką nazwę nadano mu w 1926 roku) aż po rok 2006 (sic!), i to bynajmniej nie jako szacowny, półmartwy zabytek, lecz jako spektakl wciąż przez publiczność w napięciu oglądany i entuzjastycznie fetowany; w 1997 roku obok gmachu teatru stanęła rzeźba wyobrażająca Turandot.
Po śmierci Wachtangowa obok spektakli bardziej lub mniej nawiązujących do jego stylistyki (np. klasyczny rosyjski wodewil „Lew Gurycz Siniczkin” Dmitrija Lenskiego w reżyserii Rubena Simonowa czy głośny, mocno krytykowany i po roku zdjęty z afisza „Hamlet” Szekspira w reżyserii Nikołaja Akimowa z muzyką Dmitrija Szostakowicza) pojawiły się oczywiście w placówce i przedstawienia wyrosłe z innych teatralnych tradycji i poetyk.
Od 1939 roku ster teatru na blisko pół wieku przejęła dynastia Simonowów: znakomity aktor i reżyser, wspomniany Ruben Simonow (także zresztą uczestnik pamiętnej premiery „Księżniczki…”), a po jego śmierci syn Jewgienij.
W repertuarze teatru sporą rolę odgrywała wtedy rosyjska dramaturgia współczesna – wśród najgłośniejszych przedstawień Rubena Simonowa znalazła się prapremiera „Irkuckiej historii” Aleksieja Arbuzowa (1959) ze wspaniałym duetem aktorskim Julią Borisową i Michaiłem Uljanowem oraz – z tymże duetem – prapremiera równie potem w radzieckich teatrach popularnej „Warszawskiej melodii” Leonida Zorina (1967), lirycznej opowieści o miłości młodej Polki i młodego Rosjanina, na której drodze stanęła bezlitosna polityka. Moja dość żywa znajomość z Teatrem im. Wachtangowa zaczęła się w połowie lat siedemdziesiątych i obu tych spektakli zobaczyć już nie zdążyłem; za to – z tych najznakomitszych i najbardziej dyskutowanych – zdołałem obejrzeć grany jeszcze od czasów wojny „Front” Ołeksandra Kornijczuka czy też nowego „Ryszarda III” Szekspira, ten pierwszy w reżyserii Rubena Simonowa, ten drugi – Raczii Kapłaniana, oba z Uljanowem w głównej roli.
Dane mi też było, i to dwukrotnie, widzieć jeden z największych hitów w dziejach tego teatru – „Damy i huzary” Fredry, przygotowane przez Aleksandrę Riemizową (jeszcze jedną uczestniczkę „Księżniczki…” z 1922 roku, występującą w roli Selimy) i w Wachtangowowskiej estetyce bardzo mocno osadzone.
Spektakl, którego premiera odbyła się u schyłku 1960 roku, został zagrany aż 756 razy (to chyba dla Fredry absolutny zagraniczny rekord) i zszedł z afisza dopiero po dwudziestu siedmiu latach; do tego wszystkiego w 1976 roku został zarejestrowany przez radziecką telewizję i potem był wielokrotnie przez nią emitowany, a dziś rejestrację tę można też bez trudu obejrzeć w internecie. Majora arcybrawurowo zagrał w tych „Damach i huzarach” inny gwiazdor tego teatru – Jurij Jakowlew; kiedy przystępował do prób, był od swego pięćdziesięciosześcioletniego bohatera ćwierć wieku młodszy, która to okoliczność ułatwiła mu dotrwanie w swej roli, zresztą jako jedynemu z obsady, do końca eksploatacji przedstawienia.
Potrafił też Jakowlew-Major do tego stopnia zauroczyć partnerującą mu w roli Zofii młodziutką Jekatierinę Rajkinę, córkę legendarnego Arkadija Rajkina, że ta została, choć nie na długo, jego małżonką.
Skądinąd Teatr im. Wachtangowa wobec polskiej dramaturgii okazywał w tych latach zainteresowanie na pewno ponadprzeciętne: w 1956 roku wystawił „Ostry dyżur” Lutowskiego, w roku 1962 – „Niemców” Kruczkowskiego, a w roku 1976 – „Lato w Nohant” Iwaszkiewicza, reżyserowane przez ówczesnego szefa Teatru Polskiego w Warszawie Augusta Kowalczyka, z Ludmiłą Maksakową jako George Sand. W owych latach siedemdziesiątych z tymże warszawskim Teatrem Polskim Teatr im. Wachtangowa połączyła specjalna umowa, której owocem była także wymiana aktorów – w wystawionych w obu placówkach przez Jewgienija Simonowa „Antoniuszu i Kleopatrze” Szekspira w jednym z przedstawień w Teatrze Polskim w tytułowych rolach można było ujrzeć Uljanowa i Borisową, zaś w Teatrze im. Wachtangowa – Kowalczyka i Krystynę Królównę.
*
W 1987 roku na czele teatru stanął Uljanow, który wnet zaprosił do współpracy ze swym zespołem całą grupę najgłośniejszych wtedy w Rosji reżyserów, w szczególności Roberta Sturua (wystawił tu pierestrojkowy „Pokój brzeski” Michaiła Szatrowa), Romana Wiktiuka (ten pokazał m. in. „Kurs mistrzowski” Davida Pownalla z Uljanowem, Jakowlewem i Siergiejem Makowieckim), Piotra Fomienkę (m. in. znakomici „Niewinni winowajcy” Aleksandra Ostrowskiego). Klasę reżyserską namaszczonego przez zmarłego w 2007 roku Uljanowa na swego następcę Rimasa Tuminasa, dziś na pewno jednego z czołowych inscenizatorów Europy, mogliśmy w Polsce poznać już całkiem dobrze – na przykład w przywiezionym przez Teatr Mały z Wilna w 2001 roku apokaliptycznym „Rewizorze” Gogola czy w pokazywanym przez Teatr im. Wachtangowa w 2010 roku ”Wujaszku Wani” Czechowa, równie tragicznej wizji zagłady świata Wojnickiego i Soni, jakby drugim „Wiśniowym sadzie”. Wśród najgłośniejszych spektakli Tuminasa w Teatrze im. Wachtangowa znalazł się też „Eugeniusz Oniegin” według Puszkina (2013), za którego otrzymał „Złotą Maskę” i który objechał już pół świata od Berlina, Paryża i Londynu poprzez Tbilisi i Tel Awiw po Pekin, Boston i Toronto.
Niezwykle oryginalną i nader gorąco przyjmowaną propozycją okazała się przygotowana przez Tuminasa „Przystań” (2011) – benefis dziewięciorga najbardziej znanych i zasłużonych aktorów tej sceny, występujących we fragmentach ról, których nigdy tu nie zagrali, a teraz sami na ów wieczór dla siebie wybrali; rzecz, przygotowana dla uczczenia 90-lecia placówki, pokazana została w ciągu siedmiu lat 158 razy, póki śmierć czworga spośród wykonawców nie zmusiła do zdjęcia jej z afisza.
A sam teatr pod kierownictwem Tuminasa rozrósł się już do rozmiarów niemal kombinatu: obok swej położonej przy Arbacie Sceny Głównej z widownią liczącą 1055 miejsc dysponuje teraz również zlokalizowanymi w najbliższym sąsiedztwie aż pięcioma innymi – Sceną Nową (250 miejsc), dwoma Scenami Simonowowskimi (po 119 miejsc), Kawiarnią Sztuki oraz sceną ściśle od lat związanej z teatrem wyższej uczelni – Instytutu Teatralnego im. Szczukina; może więc (i to robi) grać po kilka spektakli dziennie.
A obchody jubileuszu? Przed siedzibą teatru właśnie stanął pomnik Wachtangowa; wydany niedawno w Rosji dwutomowy wybór dokumentów i świadectw o działalności reżysera ukaże się po angielsku i po chińsku; przygotowany zostanie spektakl-promenada „Moskwa Wachtangowa – droga do Turandot”; odbędą się najróżniejsze warsztaty i sympozja. Na Arbat zjadą i w siedzibie teatru wystąpią zespoły z Omska (dokąd w czasie wojny ewakuowano część trupy, gdy inna część dawała przedstawienia na froncie, od Stalingradu do Berlina i Pragi), z Władykaukazu (gdzie ponadto w rodzinnym domu Wachtangowa powstanie centrum kultury), z Tary k/Omska (z tych okolic pochodził Uljanow) oraz z Wilna (gdzie przez lata pracował i po dziś dzień pracuje Tuminas); z kolei zespół wachtangowców po odbytych już jubileuszowych występach we Francji, Niemczech, Kazachstanie i na Litwie ma puścić się w podróż do kilku kolejnych krajów Europy, Azji i Ameryki Północnej.
Rosyjska telewizja „Kultura” ma pokazać rejestracje najsłynniejszych spektakli teatru, co już zresztą on sam zaczął robić na swej stronie internetowej w czasie minionych wakacji, prezentując tych spektakli blisko dwadzieścia, każdy przez cztery doby…

Tadeusz Jasiński

Poprzedni

O (braku) demokracji

Następny

Znacie PRL, to poczytajcie

Zostaw komentarz