7 listopada 2024

loader

Nie zwalnia, ale już bierze wodę

Nasza gospodarka przypomina szybko płynący okręt, w którym pojawia się jednak coraz więcej dziur.

 

Tymi dziurami są niewypłacalności. Po podsumowaniach pięciu miesięcy tego roku nie widać jak na razie branż, w których nie mielibyśmy do czynienia ze wzrostem niewypłacalności.
Niestety, we wszystkich sektorach gospodarki następował on w tempie dwucyfrowym, stąd w całej gospodarce było ich o 17 proc. więcej niż przed rokiem.
To zjawisko stanowi polski ewenement. – W szerszej, światowej skali nie mamy do czynienia z aż tak ewidentną zmianą – zauważa Tomasz Starus z firmy ubezpieczeń handlowych Euler Hermes.

 

Plajtują prawie wszędzie

Od początku roku opublikowano informacje o niewypłacalności 406 polskich przedsiębiorstw wobec 347 w tym samym okresie ubiegłego roku (wzrost o 17 proc.). Chodzi tu o niewypłacalności obejmujące niezdolność do regulowania zobowiązań wobec dostawców.
Natomiast w samym maju 2018 r. w oficjalnych źródłach (Monitorach Sądowych i Gospodarczych) opublikowano informacje o 70 przypadkach niewypłacalności.
Tak więc, dynamika wzrostu liczby niewypłacalnych polskich firm nie zwalnia. W maju największy przyrost ich liczby miał miejsce, jak zauważa Euler Hermes, w produkcji i usługach – czyli praktycznie niemal wszędzie.
Wspólne są też tego przyczyny: niska rentowność i słaba kondycja finansowa plajtujących polskich firm (no bo, gdyby było inaczej, to by nie upadły) oraz ich otoczenia biznesowego. Do tego dochodzi wzrost kosztów działalności w budownictwie czy koncentracja w handlu, oznaczająca, że producenci mają coraz mniejsze szanse na wyższe ceny.

 

Niebezpiecznie na giełdzie

W usługach największa grupa niewypłacalnych firm, to przedsiębiorstwa specjalizujące się w obsłudze nieruchomości i inwestycji, naprawie i konserwacji maszyn, zbieraniu odpadów, naprawie samochodów, gastronomii i turystyce, reklamie i doradztwie dla firm.
Natomiast w produkcji najwięcej niewypłacalnych firm zajmowało się wytwarzaniem wyrobów dla budownictwa (z betonu, tarcicy, tworzyw sztucznych), obróbką metali, produkcją profili, konstrukcji i narzędzi, produkcją żywności.
Najwyższy wzrost liczby niewypłacalności dotyczy jak zwykle spółek akcyjnych – za pięć miesięcy wzrost aż o 53 proc. rok do roku, podczas gdy niewypłacalnych spółek z ograniczoną odpowiedzialnością było w tym czasie więcej o 10 proc. W jakimś stopniu potwierdza to także słabość polskiego rynku kapitałowego.
Najtrudniej dobrze prosperować w województwach pomorskim, wielkopolskim oraz kujawsko-pomorskim. Tam liczba niewypłacalności rośnie najszybciej.

 

Wielcy upadają głośniej

Jeśli chodzi o efekt skali, to najwięcej niewypłacalności stosunkowo dużych firm wskazać można w budownictwie. Największa z tej branży „upadła spółka” osiągała nie tak dawno obroty rzędu 300 mln złotych.
W obróbce oraz handlu złomem i metalami, obroty niewypłacalnych firm wynoszą od 100 do 200 mln złotych. W produkcji materiałów budowlanych plajtują zaś przedsiębiorstwa z obrotami rzędu 60-100 mln złotych.
Polskim fenomenem jest tradycyjnie to, że mieszkaniówka bije kolejne rekordy, natomiast najczęściej wspomina się o kłopotach budownictwa – i wskazuje systemowe przyczyny jego problemów, takie jak wzrost kosztów materiałów czy wynagrodzeń pracowniczych i generalnie niedobór pracowników. Budownictwo jest najbardziej widoczne z powodu przeciągających się i zawieszanych remontów oraz odkładanych inwestycji.
Inne obszary gospodarki też jednak mają problemy – i w przekroju kilku miesięcy okazuje się, że pośród nich nie ma wyraźnie bezpiecznych branż.
– Główne przyczyny kłopotów to niska rentowność prowadzonej działalności, zwiększanie jej skali a nie wypracowywanego zysku, konkurowanie głównie ceną a nie innowacyjnością czy sprawnym serwisem – mówi Tomasz Starus.
Zwiększone obroty to wprawdzie dobra wiadomość – ale przed przychodami zwiększają one najpierw koszty, uwydatniając słabość finansową wielu polskich firm.

 

Nie wytrzymują zmian przepisów

Na to wszystko nakłada się ciągła przebudowa prawa w wielu dziedzinach: podatków, prawa pracy, ochrony danych osobowych.
Teoretycznie samo w sobie nie powinno to rodzić problemów dla przedsiębiorców, ale na pewno nie pomaga słabszym firmom, które ledwo trwają, a nawet mówiąc wprost – wegetują na rynku. Wielu przedsiębiorców wybiera w takiej sytuacji drogę niewypłacalności.
Często odbywa się to kosztem dostawców, narażając ich na straty i w efekcie powodując efekt domina. Nic nie wskazuje na to, aby w najbliższej przyszłości ten element ryzyka miał stracić na aktualności.

Andrzej Leszyk

Poprzedni

Na elektroodpady nie ma rady

Następny

Jak orzeł pogonił kaczora

Zostaw komentarz