2 grudnia 2024

loader

Niebezpieczeństwa strategii szaleńca

Dwa mocarstwa nie zamierzają oddawać pola na gospodarczym polu bitwy.

Zaostrzenie wojny handlowej USA – Chiny może mieć katastrofalne skutki nie tylko dla gospodarek tych krajów, ale także dla gospodarki globalnej. Tym bardziej, że opiera się na „strategii szaleńca”, czyli na podejmowaniu pozornie nieracjonalnych decyzji, żeby zdezorientować przeciwnika.
Za chwilę nie będziemy wiedzieli, które decyzje są realne, a które „dezorientacyjne”. To wprowadza chaos, niepewność i znacząco zwiększa ryzyko globalne.
Na przełomie lipca i sierpnia na rynkach finansowych zapanował chaos. Nie było to coś, co można by uznać za typową dla lata flautę często przeradzającą się nawet w letnią hossę. Tym razem była to letnia bessa. Teoretycznie najważniejszym wydarzeniem miało być to, że 31 lipca amerykańska Rezerwa Federalna (Fed) podejmie decyzję o obniżce stóp procentowych. I rzeczywiście stopy zostały obniżone o 25 pb. (do 2,25 proc.).
Jerome Powell, szef Fed, zasmucił jednak inwestorów mówiąc podczas konferencji prasowej, że cięcie nie jest początkiem całej serii obniżek. Powiedział też jednak, że jego wypowiedź nie musi sygnalizować, iż lipcowa obniżka będzie ostatnią. W ten sposób zostawił sobie możliwość cięcia stóp w przyszłości o ile sytuacja gospodarki USA będzie tego wymagała. Prawda jest taka, że ta gospodarka trzyma się na razie bardzo dobrze i co prawda widać pierwsze sygnały spowolnienia (rynek pracy, rynek nieruchomości), ale i tak jest ona w dużo lepszej formie niż na przykład gospodarka strefy euro.
Reakcją Wall Street na niedostatecznie „gołębie” przesłanie Powella były jednoprocentowe spadki indeksów. Już następnego dnia rynek wrócił jednak do formy, bo przecież Powell nie powiedział nic, co usprawiedliwiałoby przecenę.
Indeksy w połowie sesji odrobiły całe spadki z 31 lipca, ale wtedy pojawiły się tweety prezydenta Donalda Trumpa i sesja zakończyła się jednoprocentowymi spadkami.
Dzień po zakończeniu rozmów USA-Chiny w Szanghaju, które miały być preludium do kontynuacji rozmów we wrześniu, prezydent poinformował, że 1 września nałoży 10. procentowe cło na 300 mld dolarów importu z Chin.
Smaczkiem tej decyzji jest to, że prezydent twierdzi, iż to Chiny zapłacą te cła, kiedy każdy wie, że zapłacą je amerykańscy konsumenci. Pretekstem do takiej decyzja miało być to, że rozmowy idą za wolno, a Chiny nie wywiązują się z zobowiązań kupna wystarczającej ilości produktów rolnych produkowanych w USA. Ta decyzja doprowadziła do potężnej przeceny na globalnych giełdach.
Wall Street twierdzi, że prawdziwy powód decyzji Trumpa mógł być inny. Szef Fed podczas swojej konferencji prasowej mówił, że Rezerwa Federalna stopy obniża niejako ostrożnościowo, bo obawia się skutków wojny handlowej na linii USA – Chiny (a potem zapewne USA – UE). Donald Trump bez przerwy krytykuje Fed za to, że ten utrzymuje wysokie stopy procentowe (niesłusznie krytykuje). Mógł sobie wymyślić, że jeśli podkręci ogień pod wojną handlową USA – Chiny to zmusi Fed do kolejnych obniżek stóp, a potem doprowadzi do zawarcia umowy z Chinami (a niskie stopy na dłużej zostaną).
Ta „strategia szaleńca” (nie obrażam prezydenta – eksperci twierdzą, że to znana strategia polegająca na podejmowaniu pozornie nieracjonalnych decyzji, żeby zdezorientować przeciwnika), może doprowadzić do katastrofalnych skutków.
Donald Trump nie bierze według mnie pod uwagę tego, że dla Azjaty utrata twarzy jest dramatem, który np. w Japonii prowadził często do seppuku.
Xi Jinping, chiński prezydent, jest uważany za potężniejszego, niż w szczycie swojej władzy był Mao Zedong. On nie zostawi tego upokarzania Chin bez odpowiedzi. Być może nie natychmiast (Chiny potrafią czekać), ale z pewnością USA kiedyś za to wszystko zapłacą.
Na razie Chiny pozwoliły na dalsze osłabienie juana (pomagając w ten sposób eksporterom) oraz zakazały importu amerykańskich produktów rolnych. USA odpowiedziały twierdząc (po raz pierwszy od ponad dwudziestu lat), że Chiny manipulują walutą (to akurat prawda) i żądając pomocy ze strony MFW.
W tej chwili Chiny zahamowały osłabianie się juana (za szybkie doprowadzałoby do ucieczki zagranicznych inwestorów), ale problemem jest to, że ciąg dalszy tej rozgrywki zależy jedynie od tego, co nowego wymyśli i zatweetuje prezydent USA. A tego nikt nie jest w stanie przewidzieć.

Andrzej Dryszel

Poprzedni

Nie stańmy się drugą Koreą (Północną)

Następny

Przeklęta nostalgia, niezbędna solidarność

Zostaw komentarz