8 listopada 2024

loader

Rząd PiS hamuje rozwój Polski

Jeśli obóz rządzący nie spełni postanowień unijnych, nasz kraj nie dostanie pieniędzy z Krajowego Planu Odbudowy, co sprawi, że przyszłoroczny wzrost polskiego PKB będzie niższy o jedną czwartą.

Wzrost gospodarczy w Polsce wyniesie 4,3 proc. w 2022 r. i 4,5 proc. w 2023 r. – przewiduje rządowy Polski Instytut Ekonomiczny. Jak na wyjątkowy optymizm planistyczny, cechujący zwykle agendy gospodarcze rządu PiS, ta prognoza pozostaje nader wstrzemięźliwa. Warto zauważyć, że Międzynarodowy Fundusz Walutowy prognozuje przyszłoroczny wzrost produktu krajowego brutto Polski na 4,5 proc., czyli o dwie dziesiąte więcej. To niby mała różnica, ale oznacza grube miliardy złotych.
Nawet jednak ta wyglądająca na realistyczną prognoza PIE, obarczona jest dużym ryzykiem niespełnienia. Jest bowiem jeden warunek: przewidywania Instytutu zakładają uzyskanie porozumienia w sprawie Krajowego Planu Odbudowy. Tymczasem, jak wiadomo, pieniędzy unijnych z Krajowego Planu Odbudowy nie ma i prawdopodobnie nie będzie. Ich brak obniży tempo wzrostu co najmniej o 0,8 pkt. proc. – uważa PIE. Czyli, wedle tych przewidywań, polski wzrost gospodarczy w 2022 r. wyniesie wtedy najwyżej 3,5 proc. Później może być jeszcze gorzej. „Sytuacja w 2023 r. będzie w dużej mierze zależna od tego, czy Polska otrzyma środki w ramach Krajowego Planu Odbudowy” – stwierdza Polski Instytut Ekonomiczny.
Co do innych parametrów, to rynek pracy pozostanie stabilny. Ekonomiści z PIE spodziewają się dalszego zwiększenia zatrudnienia w kolejnych latach. Stopa bezrobocia rejestrowanego w 2022 r. powinna spaść do poziomu 5 proc. To wyraźnie niższy poziom niż obserwowano bezpośrednio przed pandemią. Dalsze spadki nastąpią w 2023 r., chociaż ich skala będzie umiarkowana.
– Prognozujemy wzrost liczby pracujących – w gospodarce pojawi się około 80 tys. nowych etatów głównie w sektorze usług – oznacza to wzrost o około 0,6 proc. względem trzeciego kwartału 2021 r. Wyzwaniem dla rynku pracy będzie niedobór pracowników. Dane Głównego Urzędu Statystycznego wskazują, że odsetek osób długotrwale niepracujących w relacji do bezrobotnych jest najwyższy od początku 2018 r. i ciągle rośnie – podsumowuje Jakub Rybacki, analityk zespołu makroekonomii PIE
Głównym wyzwaniem w nadchodzących latach będzie natomiast inflacja oraz jej skutki. W 2022 r. wyniesie ona średnio 7,3 proc. Wysoki wzrost cen w Polsce będzie dotyczyć zarówno żywności, rachunków za prąd i ciepło, jak i usług.
Rządowa Tarcza Antyinflacyjna pozwoli obniżyć wskaźnik wzrostu cen artykułów konsumpcyjnych o 1,2 pkt. proc. w pierwszym kwartale oraz 0,3 pkt. proc. w drugim kwartale, co przełoży się na jego obniżenie o 0,3 pkt. proc. w całym 2022 r.
– Jednak nie zatrzyma to inflacji. Jeszcze w 2023 r. inflacja wyniesie ok. 3,7 proc., a więc będzie znacznie przekraczać cel inflacyjny. – podkreśla Jakub Rybacki, analityk zespołu makroekonomii PIE. Polska jest drugim po Litwie najbardziej narażonym krajem na wystąpienie spirali cenowo-płacowej spośród 19 analizowanych państw Unii Europejskiej – wynika z „Przeglądu gospodarczego PIE”.
Na razie polska gospodarka rośnie dynamicznie na tle krajów UE. Jest ona wzmacniana przez wysoką aktywność przemysłową oraz dobrą sytuację na rynku pracy. Polska z nawiązką odrobiła straty we wzroście gospodarczym poniesione w wyniku pandemii – wskazuje PIE. Efektem ubocznym ożywienia jest jednak wysoka inflacja. Polska stoi przed groźbą już nie tylko wystąpienia, ale i utrwalenia spirali cenowo-płacowej.
Niezależnie od wspomnianej Tarczy Antyinflacyjnej oraz podwyżki stóp procentowych Narodowego Banku Polskiego, widać już niepokojący trend „rozlewania się” inflacji – podkreśla PIE. Ceny ponad połowy dóbr i usług w koszyku konsumpcyjnym rosną w tempie przekraczającym 3,5 proc., czyli powyżej pasma dopuszczalnych wahań dla celu inflacyjnego NBP (w który to cel nasz bank centralny nie jest w stanie trafić).
– Głównym wyzwaniem polityki gospodarczej będzie zatem wyhamowanie inflacji i towarzyszących jej zjawisk bez szkód dla dynamiki aktywności gospodarczej – mówi Jakub Sawulski, kierownik zespołu makroekonomii w Polskim Instytucie Ekonomicznym.
Polska gospodarka jak dotychczas dobrze radzi sobie z pandemią. Wzrost gospodarczy w Polsce wyniesie w 2021 r. aż 5,4 proc. – stwierdza PIE. Tu z kolej Międzynarodowy Fundusz Walutowy jest nieco mniej optymistyczny i prognozuje wzrost PKB Polski na ten rok na 5,2 proc. Łącznie w okresie 2021-2023 polska gospodarka urośnie realnie o 14,8 proc.
Dobrą dynamikę odbicia gospodarczego w Polsce szczególnie dobrze widać na tle państw Europy Zachodniej. Na koniec 2021 r. PKB Polski będzie wyższy o ok. 2,5 proc. w porównaniu z 2019 r., podczas gdy w Niemczech, Francji i krajach Południa Europy będzie on o od 2 do 6 proc. niższy.
– Ponadto, PKB Polski na koniec 2023 r. powinien być wyższy o prawie 10 proc. niż w 2021 r. w porównaniu ze wzrostem rzędu 6 – 7 proc. w krajach strefy euro oraz 7 – 8 proc. w państwach Grupy Wyszehradzkiej. Pomimo to, dynamika wzrostu PKB nie powróciła jeszcze do trendów sprzed kryzysu COVID-19 – dodaje Jakub Sawulski.
Dynamiczna odbudowa rynku pracy oraz wysoka inflacja sprawiają, że w nadchodzącym roku spirala cenowo-płacowa będzie bardzo realnym zagrożeniem. Dane z Miesięcznego Indeksu Koniunktury PIE i Banku Gospodarstwa Krajowego wskazują, że co trzecia firma planuje podwyższyć wynagrodzenia w najbliższych trzech miesiącach – jest to trzykrotny wzrost wobec przewidywań sprzed kilku miesięcy.
W związku z tym, iż coraz więcej firm raportuje konieczność podnoszenia wynagrodzeń, podnoszone są również ceny produktów i usług, a to przyczynia się do wzrostu ryzyka utrwalenia się wysokich cen.
Długofalowym ryzykiem gospodarczym dla państw Europy Środkowo-Wschodniej są zapóźnienia w transformacji energetycznej. Ceny uprawnień do emisji dwutlenku węgla w unijnym systemie handlu uprawnieniami (EU ETS) wzrosły od stycznia 2020 r. z 24 EUR do około 85 EUR za tonę CO2 – czyli o 354 proc. To zabójczy wzrost, rujnujący dla gospodarek biedniejszych państw Unii Europejskiej i stanowiący zaprzeczenie podstawowego celu UE – czyli niwelowania różnic w poziomie rozwoju członków Unii.
Ta zmiana cen uprawnień oznacza duży wzrost kosztów dla sektora przemysłowego, co może być szczególnie dotkliwe dla polskiej gospodarki opartej na węglu. Rosnące koszty uprawnień do emisji CO2 tylko w niewielkim stopniu można niwelować. Ewentualne działania osłonowe dla konsumentów powodują bowiem jeszcze większe wzrosty kosztów dla przedsiębiorstw. Jak wskazuje Polski Instytut Ekonomiczny, negatywny wpływ cen uprawnień na polski przemysł zacznie się ujawniać już w najbliższych latach.

Andrzej Leszyk

Poprzedni

USA mają katar – cały świat kicha

Następny

Sadurski na dzień dobry