Polska polityka energetyczna to dokument pełen wizjonerskich zamierzeń – tyleż atrakcyjnych, co mało realnych.
Państwa unijne chcą odchodzić od wykorzystania węgla (zwłaszcza te, które nie mają jego złóż). Dlatego w grudniu ubiegłego roku Rada Europejska zatwierdziła wiążący cel UE zakładający ograniczenie emisji gazów cieplarnianych do roku 2030 o co najmniej 55 proc. w porównaniu z poziomem z roku 1990. Zwiększono tym samym dotychczas obowiązujący cel, zakładający redukcję o 40 proc.
Nowy limit został określony jako kolektywny cel dla całej Unii. Jednocześnie ma on zapewnić bezpieczeństwo energetyczne, zachowanie przystępnych cen energii dla gospodarstw domowych, konkurencyjność Unii Europejskiej oraz zasadę sprawiedliwości i solidarności. By go zrealizować, udział energii odnawialnej w zużyciu finalnym energii ma za 9 lat osiągnąć co najmniej 32 proc., zaś efektywność energetyczna poprawić się o jedną trzecią. Unia Europejska opracowała pakiet przepisów pod nazwą Czysta Energia, których wdrożenie ma zapewnić osiągnięcie tych celów.
Generalnym założeniem jest to, aby do 2050 r. kraje unijne osiągnęły neutralność klimatyczną. Nie wiadomo dokładnie na czym ma ona polegać, ale teoretycznie chodzi o to, by emitowano tylko takie ilości wszelkich gazów, które uda się zrównoważyć poprzez wzrost ilości czystego powietrza (na przykład dzięki sadzeniu drzew).
Polska nie od dziś odstaje od standardów unijnych, a więc także w kwestii czystego powietrza rząd Prawa i Sprawiedliwości wskazywał na polską specyfikę, polegającą na „trudnym punkcie startowym polskiej transformacji energetycznej”, na co wpływ ma nasza zależność od paliw węglowych, która jest znacznie wyższa niż w innych państwach członkowskich UE. Zdaniem rządu PiS, należy przeciwdziałać nierównomiernemu rozkładowi kosztów transformacji, bardziej obciążającemu gospodarki o wysokim wykorzystaniu paliw węglowych. Można by tu zapytać: a niby jakie kraje miałyby być bardziej obciążone tymi kosztami, skoro w transformacji energetycznej chodzi właśnie o odchodzenie od węgla? Poza tym, nikt nie zmuszał polskich władz do prowadzenia absurdalnej polityki dopłacania do węgla z obawy przed protestami górników.
Przy węglu wprawdzie można i warto się upierać – ale jedynie wtedy, jeśli jego eksploatacja jest racjonalna ekonomicznie. Oznacza to, że w przypadku węgla kamiennego w Polsce powinna funkcjonować tylko lubelska kopalnia Bogdanka oraz te z kopalń Jastrzębskiej Spółki Węglowej, które będą wydobywać najwięcej węgla koksującego. Jeśli chodzi o węgiel brunatny, jego wydobycie w Turowie, Bełchatowie i Koninie także powinno być ściśle związane z opłacalnością tych kopalń.
W 2020 r. świat dotknęła pandemia koronawirusa, oddziałując na wszystkie gospodarki światowe. Ta sytuacja nadzwyczajna pokazała, że bezpieczeństwo energetyczne Polski wymaga tego, byśmy mieli własne źródła paliw kopalnych.
Transformacja energetyczna naszej gospodarki wymagać będzie zaangażowania wielu przedsiębiorstw i poniesienia nakładów inwestycyjnych, których skalę w latach 2021–2040 rząd PiS określił na gigantyczną kwotę około 1 600 miliardów złotych. Inwestycje w sektorach paliwowo-energetycznych będą kosztować ok. 900 mld zł, a w samym wytwarzaniu energii, około 350 mld zł, z czego ok. 80 proc. zostanie przeznaczonych na odnawialne źródła energetyki oraz elektrownię atomową. Reszta – pozostałe 350 mld zł – pójdzie na dopłaty do cen energii, tak by były one „akceptowalne społecznie”, oraz na modernizację linii przesyłowych.
Wszystkie te kwoty i nakłady są jednak nierealne, skoro rząd zamierza wydać na krajową transformację energetyczną do 2030 r. najwyżej 260 mld zł (a i tyle nie jest pewne). Absolutnie niemożliwe jest więc, by w kolejnych 10 latach Polska wydała na ten cel jeszcze ponad 1300 mld zł.
Polityka energetyczna Polski do 2040 r. wiele miejsca poświęca przeprowadzeniu transformacji w sposób sprawiedliwy i solidarny, co polega na tym, że nasz kraj powinien wydać na ten cel jak najmniej (co może się udać) oraz by wzrost kosztów energii nie obciążył w zauważalny sposób ludzi najmniej zarabiających (co się na pewno nie uda). Zbliżenie się do neutralności klimatycznej będzie „zgodne z krajowymi możliwościami”, a cała zmiana modelu polskiej energetyki nastąpić ma przy zapewnieniu konkurencyjności gospodarki, efektywności energetycznej, zmniejszeniu oddziaływania sektora energii na środowisko i ochronie najbardziej wrażliwych grup społecznych. Wszystko to razem także wydaje się niewykonalne.
Tak więc, transformacja energetyczna, która zostanie przeprowadzona w Polsce będzie, jak obiecuje rząd, sprawiedliwa (nie zostawi nikogo z tyłu), prowadzona lokalnie i inicjowana oddolnie (każdy będzie w niej uczestniczyć), nastawiona na unowocześnienie i innowacje, pobudzająca rozwój gospodarczy, efektywność i konkurencyjność.
Sprawiedliwa transformacja oznaczać ma zapewnienie nowych możliwości rozwoju regionom i społecznościom najbardziej dotkniętym negatywnymi skutkami przekształceń energetycznych, tworząc miejsca pracy i budując nowe gałęzie przemysłu. Indywidualni odbiorcy energii z jednej strony zostaną osłonięci przed wzrostem cen nośników energii, a z drugiej strony będą zachęcani do „aktywnego udziału w rynku energii” (choć nie wiadomo na czym miałoby to polegać).
Rząd optymistycznie przewiduje, że transformacja energetyczna da możliwość stworzenia nawet 300 tysięcy nowych miejsc pracy, w branżach związanych z odnawialnymi źródłami energii, energetyką jądrową, elektromobilnością, infrastrukturą sieciową, cyfryzacją, termomodernizacją budynków.
Tak więc, transformacja ma polegać na zastosowaniu energetyki jądrowej i wiatrowej (zwłaszcza na morzu), na zwiększaniu udziału gazu kosztem węgla, oraz na budowaniu domów zeroemisyjnych.
Moc zainstalowana farm wiatrowych na morzu osiągnie ok. 5,9 GW (gigawatów) w 2030 r. Moc w fotowoltaice – 5 GW w 2030 r. W 2030 r. udział OZE w końcowym zużyciu energii w Polsce wyniesie co najmniej 23 proc. , zaś udział węgla w wytwarzaniu energii elektrycznej nie będzie przekraczać 56 proc. Warto zapamiętać te liczby i sprawdzić, jak rzeczywiście będzie za 9 lat.
Jeśli chodzi o energetykę jądrową, to o trzy lata później, bo w 2033 r. uruchomiony zostanie pierwszy blok elektrowni atomowej o mocy co najmniej 1 GW. Kolejne bloki będą wdrażane co 2-3 lata, a cały program jądrowy zakłada budowę 6 bloków – choć wciąż nie wiadomo, gdzie ta elektrownia powstanie.
W Polsce nastąpi też rozbudowa infrastruktury gazu ziemnego, ropy naftowej i paliw ciekłych. Gospodarstwa domowe w miastach odejdą od spalania węgla w 2030 r., a na obszarach wiejskich do 2040 r. Zwiększy się efektywność energetyczna budynków, zaś w miastach powyżej 100 tys. mieszkańców wprowadzony będzie transport niskoemisyjny. Przewidywany jest dalszy rozwój fotowoltaiki, której praca jest skorelowana z letnimi szczytami popytu na energię elektryczną a także lądowych farm wiatrowych. Przewiduje się także wzrost znaczenia biomasy, biogazu i geotermii. Do 2030 r. ok. 1,5 mln nowych gospodarstw domowych zostanie przyłączonych do sieci ciepłowniczej.
Popyt na węgiel kamienny będzie pokrywany zasobami własnymi, a import ma mieć „charakter uzupełniający”. W polityce energetycznej zapisano również, że „niezbędne jest zapewnienie przez polski sektor górnictwa pewnych dostaw węgla kamiennego po konkurencyjnych cenach”. Z tego względu konieczne jest zapewnienie rentowności sektora oraz racjonalna eksploatacja, wykorzystanie i dystrybucja surowca.
Nie zniknie również zapotrzebowanie na węgiel brunatny, pokrywane przez zasoby krajowe, w niewielkiej odległości od miejsca wykorzystania. Złoża perspektywiczne (Złoczew i Ościsłowo), ze względu na swój strategiczny charakter, zostaną zabezpieczone, a ich eksploatacja będzie zależna od decyzji inwestorów. Wpłyną na to ceny uprawnień do emisji CO2, warunki środowiskowe i rozwój nowych technologii. Nieunikniona będzie też restrukturyzacja regionów węglowych. Krajowe zasoby węgla pozostaną jednak „istotnym elementem” bezpieczeństwa energetycznego Polski.
Jak zapowiada rząd, silne uzależnienie Polski od dostaw gazu ziemnego z kierunku rosyjskiego wymaga działań dywersyfikacyjnych. W tym celu zostanie zbudowane Baltic Pipe (połączenie Norwegia-Dania-Polska), rozbudowany terminal do płynnego gazu w Świnoujściu oraz zbudowany nowy terminal pływający w Zatoce Gdańskiej. Rozbudowane zostaną także połączenia z państwami sąsiadującymi.
Aby w pełni wykorzystać możliwości importowe gazu ziemnego, rozbudowie ulegnie krajowa sieć przesyłowa i dystrybucyjna oraz magazyny gazu. Jednak w jeszcze większym stopniu Polska zależna jest od dostaw ropy naftowej, dlatego konieczne jest zapewnienie dobrych warunków odbioru ropy i sprawnie funkcjonujących rurociągów (czego dziś nie ma). Zwiększona zostanie możliwość dostaw ropy drogą morską, do czego przyczyni się rozbudowa naftowego Rurociągu Pomorskiego, a także baz magazynowych ropy i paliw ciekłych. Dostawy produktów naftowych zależne są od odpowiednio rozwiniętej sieci rurociągów, zwłaszcza w południowej części Polski, która ma zostać rozbudowana.
Zdaniem rządu, konieczne jest też „uporządkowanie struktury właścicielskiej rynku paliwowego”, tak, aby spółki rafineryjne skoncentrowane były na produkcji i obrocie paliwami, a państwo miało kontrolę nad infrastrukturą kluczową dla bezpieczeństwa paliwowego.