Rząd Prawa i Sprawiedliwości nie zrobił dotychczas nic, aby powietrze w Polsce stało się czystsze. I bynajmniej nie zamierza zmienić swego sposobu działania.
Rada Ministrów przyjęła projekt nowelizacji ustawy o wspieraniu termomodernizacji i remontów.
Lektura tego projektu dobrze pokazuje, jak duże były dotychczas zaniedbania rządu PiS w walce ze skażeniem powietrza – i jak mało rząd zamierza nadal robić, żeby to nadrobić.
Po dwóch latach bezczynności
Rząd chwali się, że „projekt nowelizacji ustawy tworzy podstawy prawne i finansowe do realizacji pilotażowych przedsięwzięć niskoemisyjnych (termomodernizacyjnych), których adresatem będą rodziny dotknięte tzw. ubóstwem energetycznym (mniej zamożne i z tego powodu mające kłopoty z zaspokojeniem potrzeb energetycznych, np. związanych z ogrzewaniem mieszkania i wody)”.
Mówiąc po ludzku, oznacza to, że rząd planuje wsparcie finansowe dla biedniejszych rodzin, żeby mogły wymienić przestarzałe kotły lub piece na węgiel („kopciuchy”) na czystsze, mniej zatruwające powietrze.
I żeby mogły sobie docieplić domy, co spowoduje, że mniej węgla trzeba będzie spalać dla ogrzania pomieszczeń.
To zamierzenie Rady Ministrów jest wielką nowością, bo do tej pory rząd, który propagandowo walczy ze smogiem od dwóch lat, w rzeczywistości w tym czasie nawet palcem nie kiwnął, żeby pomóc biedniejszym rodzinom (bogatszym zresztą też nie).
Teraz zaś Rada Ministrów obiecuje, że wprowadzi dofinansowanie ze środków publicznych na docieplenia domów i wymianę przestarzałych kotłów, nie spełniających standardów emisyjnych, czy pieców na węgiel – na ogrzewanie bardziej ekologiczne.
Czyli, na kotły które będą spalać tylko węgiel najlepszej jakości lub kotły gazowe. Dofinansowanie będzie można też uzyskać na podłączenie do sieci ciepłowniczej.
Mistrzowie składanych obietnic
Powyższa obietnica, mająca przykryć dotychczasowe zaniedbania i bierność rządu Prawa i Sprawiedliwości brzmi na pozór atrakcyjnie – i tak też jest przedstawiana w „publicznych” PIS-owskich mediach. W rzeczywistości jednak oznacza ona mydlenie oczu ludziom i chęć pokazania, że coś się robi – choć dotychczas nie robiło się nic i tak zostanie.
Warto zauważyć, że spośród 50 miejscowości o najbardziej zanieczyszczonym powietrzu w Europie, znajdujących się na liście Światowej Organizacji Zdrowia z 2016 r., aż 33 są położone w Polsce.
Na identycznej liście WHO z 2018 r. liczba polskich miast wzrosła do 36. Taki jest efekt dwuletniej „walki ze smogiem” w wydaniu PiS.
Może ktoś jeszcze pamięta, że w swoim expose premier Mateusz Morawiecki obiecywał, jak bardzo jego rząd będzie walczyć o czyste powietrze nad Polską? Powstał nawet program „Czyste powietrze”, ogłoszony na początku 2017 r. (który oczywiście został na papierze). Szef rządu w lutym 2018 r. wystąpił też z nową inicjatywą, nazwaną STOP SMOG. Programów i zapowiedzi mamy więc aż nadto.
A w rzeczywistości zaś, na razie mamy do czynienia tylko z projektem ustawy, który nie wiadomo czy i kiedy stanie się obowiązującym prawem. Jeśli zaś się nawet stanie, to jego efekt będzie znikomy.
Nie program, lecz programik
Po pierwsze – planowane dofinansowanie zostało od razu ograniczone przez rząd do niewielkiej grupy mieszkańców Polski.
Chodzić będzie wyłącznie o biedniejsze rodziny zamieszkałe w budynkach jednorodzinnych znajdujących się w miastach liczących do 100 tys mieszkańców. miejscowościach
„Wyprowadzanie ludzi z ubóstwa energetycznego przez programy termomodernizacji jest nie tylko walką o ciepłe domy i zmniejszenie smogu, ale także walką o zapewnienie dostępu do podstawowych zdobyczy cywilizacyjnych poprawiających egzystencję i komfort życia” – chwali się rząd.
Jak widać, wyprowadzanie ludzi z ubóstwa energetycznego nie będzie dotyczyć osób, które mieszkają na wsiach oraz w miastach powyżej 100 tys mieszkańców.
Ponadto zaś, jeśli nawet obiecywane dofinansowanie wejdzie w życie, będzie dodatkowo ograniczone, ponieważ ma ono stanowić tylko program pilotażowy.
Rząd już zapowiedział, że program wsparcia ma objąć wyłącznie mieszkańców domów jednorodzinnych położonych w wspomnianych 36 najbardziej zanieczyszczonych polskich miejscowościach znajdujących się na liście Światowej Organizacji Zdrowia z 2018 r. – ale nie wszystkich, lecz tylko tych, którzy mieszkają w miastach poniżej 100 tys ludzi.
Tymczasem wśród owych 36 miast są także takie, które mają ponad 100 tys. mieszkańców: Kraków, Katowice, Sosnowiec, Gliwice, Zabrze, Bielsko-Biała, Rybnik, Tychy, Dąbrowa Górnicza, Kalisz. Jest ich 11.
Tak więc, rządowy program dofinansowania termomodernizacji ma objąć wyłącznie biedniejsze osoby z domów jednorodzinnych, mieszkające w 25 miejscowościach. To już nie program, ale programik!
Sami sobie pomagajcie
A co z wymienionymi jedenastoma większymi miastami?
Rada Ministrów stwierdza, że pozostałe miasta z liczbą mieszkańców przekraczających 100 tys. , w tym znajdujące się na liście WHO, będzie można objąć „indywidualnym trybem postępowania”. Będzie można objąć – co oczywiście nie znaczy, że się na pewno obejmie.
„Ustalenie szczegółów planów naprawczych dla tych miast dokonane zostanie po przeprowadzeniu rozmów z udziałem ich władz i lokalnych organizacji pozarządowych zajmujących się jakością powietrza. Planowanie i realizowanie przedsięwzięć niskoemisyjnych będzie obowiązkiem gminy” – oświadcza Rada Ministrów.
Oznacza to, że jeśli chodzi o poprawę jakości powietrza w najbardziej skażonych, wielkich polskich miastach, rząd po staremu nie zamierza kiwnąć nawet palcem.
Tak jak dotychczas, będą się tym musiały zajmować samorządy (i ponosić wydatki na ten cel) , wyręczając administrację rządową.
Pieniądze na wodzie pisane
Co gorsza, na cały ów pilotażowy programik przeznaczono bardzo mało pieniędzy z budżetu.
Zgodnie z projektem, na pilotaż termomodernizacyjny zostanie przeznaczone z budżetu państwa 883,20 mln zł w latach 2019-2024, które zasilą Fundusz Termomodernizacji i Remontów (prowadzony przez Bank Gospodarstwa Krajowego).
Duża część tej kwoty (ponad 700 mln zł) ma pochodzić z opłaty recyklingowej (opłaty ponoszonej przez sieci handlowe za wydawanie tzw. foliówek). W latach 2019-2020 na pilotaż zostanie przeznaczone 180 mln zł, a w latach 2021-2024 – 703,20 mln zł.
No i gdzie te grube miliardy, którymi tak chętnie żongluje rząd premiera Morawieckiego, gdy chodzi o obietnice leżące w dalszej przyszłości?
Trzeba też mieć na względzie, że i ta precyzyjnie wyliczona kwota 883,20 mln zł jest palcem na wodzie pisana. 700 mln zł ma pochodzić z opłat od foliówek – tyle, że sprzedawcy się wycwanili i zamawiają torby foliowe o innej grubości niż te, od których trzeba odprowadzać opłaty. Pieniądze za foliówki oczywiście biorą od klientów – ale zostawiają je sobie. Zapowiedź, że z tytułu foliówek uda się więc uzyskać 700 mln zł to zwykła lipa.
Liczcie na dobrodziejstwo gminy
Na koniec, należy niestety rozwiać nadzieje biedniejszych osób z domów jednorodzinnych w 25 najbardziej zanieczyszczonych miejscowościach liczących poniżej 100 tys. mieszkańców. Jeśli liczą oni na to, że budżet państwa całkowicie sfinansuje im wymianę pieców i docieplenie ścian, to mogą przeżyć gorzkie rozczarowanie.
Uzasadnienie projektu nowelizacji ustawy o wspieraniu termomodernizacji i remontów, mówi, że „co do zasady” osoba, która będzie realizowała takie przedsięwzięcie w budynku jednorodzinnym nie poniesie z tego tytułu żadnej opłaty. A zasady jak wiadomo mają wiele wyjątków.
Tu podstawowy wyjątek jest taki, że program dociepleń i wymiany pieców w przypadku miast do 100 tys. mieszkańców będzie w 30 proc. finansowany przez samorząd. Tak więc, rząd weźmie na siebie tylko sfinansowanie niewiele ponad dwóch trzecich.
Jeśli samorząd będzie biedny lub uzna, że ważniejsze są inne zadania, to mieszkańcy nie mają co liczyć, że ktoś w całości im pokryje koszty wymiany pieców i dociepleń. Tymczasem, oszacowano, że termomodernizacja jednego domu to koszt średnio ok. 53 tys. zł brutto.
Niech więc obywatele tych 25 miast poniżej 100 tys ludzi się przygotują, że będą musieli sami zapłacić do 30 proc. z wspomnianych 55 tys zł.