Nikt się nie przejmuje, niemrawo wyrażanymi obiekcjami rządu PiS.
Zmiana unijnej dyrektywy gazowej oznaczać będzie, że gazociąg
Nord Stream II na pewno powstanie.
Polski resort energii ocenia niedawną decyzję Rady Unii Europejskiej w sprawie rewizji dyrektywy gazowej, jako „przełomową” i korzystną z punktu widzenia Polski. Podobnie uważa nasze ministerstwo środowiska.
Ale nadzieje na wstrzymanie budowy rosyjsko-niemieckiego gazociągu Nord Stream 2 oddaliły się prawdopodobnie bezpowrotnie. Być może inwestycja ta zostanie tylko nieco opóźniona. Cóż, diabeł tkwi w szczegółach, których jeszcze dokładnie nie poznaliśmy.
Wiadomo jedynie, że dzięki nowemu kształtowi projektu dyrektywy zaproponowanemu w piątek przez komitet ambasadorów państw unijnych, Gazprom nie zbuduje w Europie gazociągu Nord Stream 2 bez nadzoru Unii Europejskiej.
Rządowy optymizm
Co to wszystko oznacza z punktu widzenia interesów naszego kraju? Niewiele, bo ów nadzór UE ma obejmować jedynie odcinek niemiecki gazociągu.
Jak obawia się jeden z ekspertów rynku energetycznego, Wojciech Jakóbik, ta dyrektywa może ponadto zostać zmieniona w kierunku, który uczyni ją neutralną względem budowy Nord Stream 2. „O sposobie wdrożenia przepisów unijnych wobec projektu zdecydują sami Niemcy. Sugeruje to informacja o kompromisie Francji i Niemiec w sprawie zapisów dyrektywy, która pogrzebała nasze nadzieje na odsiecz Francuzów po myśli strony polskiej” – stwierdził Jakóbik.
Optymistą pozostaje jednak minister energii Krzysztof Tchórzewski. – Dzięki budowanej wytrwale przez Polskę szerokiej koalicji państw członkowskich, ambasadorzy poparli korzystny projekt, który jednoznacznie eliminuje funkcjonowanie gazociągów z państw trzecich w próżni prawnej – podkreśla.
Według jego resortu, decyzja podjęta przez wczoraj oznacza, że ambasadorowie unijni poparli projekt rumuńskiej prezydencji, zgodnie z którym wszystkie gazociągi działające na terytorium krajów UE oraz podmorskie będą podlegały przepisom prawa europejskiego.
Koniec duopolu?
A zatem, funkcjonowanie gazociągów musi być objęte rozdziałem właścicielskim: czyli, inna firma jest właścicielem gazociągu, inna – zajmuje się przesyłem gazu. Obowiązywać musi też zasada dostępu stron trzecich do gazociągu – jego właściciel musi umożliwić korzystanie z niego wszystkim firmom, chcącym wykorzystywać go do tłoczenia w nim gazu. Wreszcie, powinna nastąpić przejrzystość ustalania taryf przesyłowych.
Co istotne, stosowanie prawa UE będzie podlegało kontroli organów krajowych i instytucji unijnych.
„Przyjęcie dyrektywy w takim kształcie oznacza koniec sytuacji, gdy o budowie, która ma wpływ na cały region, rozmawiają tylko rządy dwóch państw. W tym przypadku: Niemiec i Rosji” – dodaje portal Money.pl.
Ponadto portal powołuje się na anonimowe unijne źródło, według którego „umowa dwustronna niemiecko-rosyjska będzie podlegała sprawdzeniu przez Komisję Europejską, jeśli chodzi o jej zgodność z normami unijnymi”.
Natomiast inne anonimowe źródło unijne, na które powołuje się z kolei PAP ocenia, że niedawne uzgodnienia w sprawie dyrektywy gazowej, w praktyce oznaczają, że konieczne będzie „wynegocjowanie umowy międzyrządowej ze stroną rosyjską, żeby zapewnić ciągłość stosowania tego prawa na całym odcinku gazociągu. Dlatego, że gazociągu nie da się podzielić”.
Misja Jerzego Buzka
Według portalu BiznesAlert.pl były premier, a obecnie europoseł Platformy Obywatelskiej, Jerzy Buzek, który ma przewodniczyć dalszym debatom w europarlamencie nad ostatecznym kształtem dyrektywy gazowej, uważa, że Parlament Europejski może zaostrzyć niektóre zapisy rewizji w toku dalszych negocjacji. – Nasze stanowisko jest jednoznaczne: prawo unijne, czyli trzeci pakiet energetyczny, musi obowiązywać na terytorium całej Unii Europejskiej – stwierdza Buzek. Jego rolą powinno być więc poprowadzenie negocjacji tak, jak tego wymaga polska racja stanu
– Jestem przekonany, że Parlament Europejski, który od początku żarliwie popiera propozycję Komisji Europejskiej będzie dążył do wypracowania jeszcze bardziej ambitnego tekstu – dodaje minister Tchórzewski.
A w praktyce, ostateczny kształt dyrektywy (choć nie zatrzyma ona Nord Stream II)może zależeć w dużej mierze właśnie od Jerzego Buzka, stojącego przecież w opozycji do obecnego rządu.