7 listopada 2024

loader

Zanim „dobra zmiana” zniszczy LOT

Zreformowanie LOT-u przez rząd PO-PSL umożliwiło polskim liniom lotniczym wyjście z dołka finansowego – mimo nieudolności ekipy z Prawa i Sprawiedliwości, która doprowadziła do drastycznego spadku zysku naszego narodowego przewoźnika.

Nabycie niemieckich linii lotniczych Condor to w propagandzie polityków Prawa i Sprawiedliwości kolejny rzekomo bezprecedensowy w historii polskiej gospodarki sukces: oto LOT, swego czasu notorycznie przynoszący straty i przeznaczony do zamknięcia albo, w najlepszym razie, sprzedaży niemieckiej Lufthansie, teraz dzięki „dobrej zmianie” nie tylko wreszcie przynosi zyski, ale wręcz rozwija się tak prężnie, że aż rozpoczyna ekspansję na niemieckim rynku.
Znowu można było usłyszeć fałszywą narrację Mateusza Morawieckiego o mesjańskiej roli PiS w historii III RP: „Dotąd to firmy zagraniczne przejmowały cenne polskie aktywa, my odwróciliśmy ten trend, odwróciliśmy to zjawisko”.
Domniemany sukces miał wziąć się z tego, że teraz „polskie firmy są zarządzane w sposób świadomy i w sposób patriotyczny od strony gospodarczej”. Oczywiście, co jest często cechą propagandy, przekaz nie znajduje odzwierciedlenia w rzeczywistości.
Nieudolne zarządzanie
Po pierwsze, przejęcie Condora nie jest, wbrew sugestiom Morawieckiego, pierwszym przypadkiem nabycia dużej zagranicznej spółki przez polskie przedsiębiorstwo.
Na przykład, w 2015 roku spółka PKP Cargo nabyła 80 proc. akcji czeskiego przewoźnika towarowego AWT – wskazuje Forum Obywatelskiego Rozwoju. Transakcja, z racji obecności spółki na Giełdzie Papierów Wartościowych odbyła się jednak w sposób transparentny, czego nie można powiedzieć o nabyciu Condora, w przypadku którego nie została oficjalnie potwierdzona nawet cena zakupu. Mimo to, po objęciu władzy przez PiS prokuratura postawiła w związku z tą transakcją wątpliwe zarzuty byłemu przewodniczącemu rady nadzorczej Jakubowi Karnowskiemu i jego współpracownikom.
Przejęcie Condora nie jest również pierwszą polską inwestycją w Niemczech. Na koniec 2018 roku skumulowana wartość polskich bezpośrednich inwestycji zagranicznych w Niemczech wynosiła ponad 6 mld zł. W ostatnim czasie przejęcia niemieckiego przedsiębiorstwa dokonał np. Wielton, producent naczep z Wielunia, który kupił spółkę Langendorf.
Po drugie, względna poprawa wyników LOT-u po 2015 roku nie jest wynikiem tego, że do zarządu weszli ludzie, którzy, jak swego czasu w kontekście PZU powiedział Marek Suski, „znają program Prawa i Sprawiedliwości i są rękojmią, że będzie on realizowany”. Jest wynikiem zapoczątkowanej w 2013 roku restrukturyzacji, której pierwsze efekty było widać już w 2014 r., kiedy LOT osiągnął zysk z działalności podstawowej w kwocie 99 mln zł.
Ponieważ w związku z restrukturyzacją rząd udzielił LOT-owi pomocy publicznej w kwocie 527 mln zł, to warunkiem postawionym przez Komisję Europejską było zamknięcie niektórych połączeń. LOT mógł zacząć uruchamiać nowe połączenia od początku 2016 roku. Restrukturyzacja pozwoliła na zwiększenie zysków, a ustanie warunku jej przeprowadzenia zbiegło się ze zmianą władzy.
Nie wiadomo jednak, na ile zyski LOT-u okażą się trwałe. W 2016 i 2017 roku zysk netto państwowego przewoźnika przekraczał 300 mln zł, jednak w 2018 roku spadł do zaledwie 45 mln zł, a w 2019 r. możliwa jest według słów prezesa Rafała Milczarskiego, strata.
Po trzecie, to, że LOT zaczął osiągać zyski, nie oznacza, że stał się lotniczą potęgą. Przede wszystkim w zasadzie nie posiada własnych samolotów. Jest właścicielem tylko trzech embraerów 45, z których nie korzysta od kilku lat i które próbuje od dłuższego czasu bezskutecznie sprzedać.
Wszystkie pozostałe maszyny LOT ma w leasingu operacyjnym (53 samoloty) albo finansowym (16 samolotów). Zobowiązania z tytułu leasingu finansowego (ponad 1,7 mld zł) są czterokrotnie większe od kapitału własnego LOT-u (439 mln zł). Dla porównania, ponad 75 proc. floty Lufthansy jest jej nieobciążoną finansowo własnością.
To nie LOT kupił Condora
Wyniki LOT-u w ostatnich latach nie miały wpływu na przejęcie Condora, bo to nie LOT jest w tej transakcji nabywcą. Podczas konferencji, na tle logotypów LOT-u i Condora, Mateusz Morawiecki uznał przejęcie za „bardzo odważny, a zarazem rozważny ruch Polskich Linii Lotniczych LOT”, natomiast Jacek Sasin ogłosił, że LOT „jest spółką, która jest w stanie dokonywać ekspansji na rynki europejskie”.
Jednak nabywcą był nie LOT, lecz Polska Grupa Lotnicza, spółka-matka państwowego przewoźnika. A zatem, zakup niemieckich linii nie jest wcale finansowany z osiągniętych w ostatnich latach nadwyżek finansowych LOT-u, które zresztą by na ten zakup prawdopodobnie nie wystarczyły.
Kapitał w kwocie 1,2 mld zł na stworzenie Polskiej Grupy Lotniczej w grudniu 2017 r., pochodzi z państwowego Funduszu Reprywatyzacji, z którego w założeniu środki miały być przeznaczane na cele związane z zaspokajaniem roszczeń byłych właścicieli mienia przejętego przez Skarb Państwa. Jednak w 2016 r. Sejm znowelizował ustawę o komercjalizacji i prywatyzacji (która obecnie nazywa się ustawą o komercjalizacji i niektórych uprawnieniach pracowników), by umożliwić finansowanie rozbudowy państwowych molochów. Pierwszym krokiem było wtedy dokapitalizowanie Telewizji Polskiej (20 mln zł), Polskiego Radia (8 mln zł) i Radia Kraków (2 mln zł).
Zakup propagandowo-polityczny
Natomiast drugim źródłem środków na sfinansowanie przejęcia Condora jest kontrolowane przez państwo konsorcjum, któremu przewodzi Bank Pekao i w którego skład wchodzą poza tym PKO BP oraz PZU. Wśród finansujących próżno szukać podmiotów prywatnych, których obecność mogłaby świadczyć o tym, że ta transakcja ma sens.
Transakcja, wbrew słowom Morawieckiego, nie jest „dowodem siły polskiej gospodarki”. Jest, jak zauważa Forum Obywatelskiego Rozwoju, dowodem jej upaństwowienia. Linie lotnicze, co w obliczu rządowej propagandy wymaga szczególnego podkreślenia, nie muszą być państwowe, czego dowodzą przykłady Lufthansy czy International Airlines Group.
Transakcja ta jest więc powodem nie do „dumy”, lecz do niepokoju. Niepokoić musi bowiem to, że decyzjami inwestycyjnymi kierują rachunek polityczny i potrzeby propagandy.

Andrzej Dryszel

Poprzedni

Dobrze powiedziane, źle przepisane

Następny

Polacy się nie przepracowują

Zostaw komentarz