7 listopada 2024

loader

Kultura – zdobycz czy łup?

fot. Teart Wybrzeże

Kultura traktowana jako dobro wspólne, choć wewnętrznie zróżnicowana, w zależności od oczekiwań pozostająca w naturalnym stanie rywalizacji, powinna być demokratyczną zdobyczą, a nie łupem rządzącej większości.

Zdobyczą wszystkich obywateli. Niezależnie od poglądów, sympatii politycznych i odmiennych potrzeb. Taka obietnica znalazła się w programie PIS, który deklarował poważne podejście do kultury, a co więcej dawał zachęcające przykłady bezinteresownego zainteresowania kulturą. Praktyka jednak okazała się rozczarowująca, odsłaniając niekoniecznie dobre intencje stojące za pięknie brzmiącymi hasłami i zapowiedziami.

Okazało się, że kultura stała się terenem walki o wpływy, eliminacji inaczej myślących, ideologizacji i upartyjnienia. Tak więc godne wsparcia i nawet podziwu podejście rządzących do kultury (warto pamiętać o niegdysiejszych tezach poprzednich ekip, dla których kultura była swoistym balastem, finansową stratą), podszyte było (i jest) intencją opanowania i zapanowania, tym samym niwecząc łudząco brzmiące obietnice wzrostu dotacji i opieki mecenatu państwa. Zwłaszcza że i podział tych zwiększonych środków wykazywał wyraźnie ideologiczne intencje.

Kultura w Raporcie Lewicy

Takie wnioski nasuwają się nieuchronnie po lekturze rozdziału poświęconego kulturze (autorstwa Joanny Scheuring-Wielgus i Agaty Dziduszko-Zyglewskiej) w przygotowanym przez Lewicę „Raporcie o stanie państwa”. To dokument z natury rzeczy zwięzły (całość Raportu jednak liczy ponad 100 stron druku, kulturze przypada 8 stron), ale nader trafnie wskazujący na schorzenia obecnie panującej polityki kulturalnej traktowanej jako narzędzie” dyscyplinujące” myślenie o przeszłości, współczesności i przyszłości. Autorki nie opisują tego tak wprost, ale jasno wynika z przytoczonych przez nie przykładów ideologizacji, walki o bezwzględny prymat i niszczenie elementów „wrogich”, że uprawianej polityce kulturalnej przyświeca wyraźnie określony cel: podporządkowanie sobie możliwie wielu (a najlepiej wszystkich) instytucji artystycznych i kulturalnych. Oczywiście w imię dobra rozumianego jako kształtowanie człowieka myślącego identycznie ze wzorcem lansowanym przez władzę i jej ideologiczne zaplecze o skrajnie prawicowych zapatrywaniach (jak choćby Ordo Iuris). Nietrudno w tej skłonności zauważyć przedziwną zbieżność z programami różnego rodzaju systemów autorytarnych mających na widoku tworzenie „nowego człowieka”, tak sugestywnie opisanych przez Michaiła Bułhakowa w powieści „Psie serce”.

Metody zawłaszczenia kultury

Warto przywołać najbardziej dotkliwe metody, którymi posługuje się ta polityka kulturalna, aby realizować swoje cele. Autorki wyraźnie je wymieniają, a przykładami ilustrują szkodliwość tych praktyk, mających doprowadzić do odbicia kultury z orbity wpływów lewicy.

Po pierwsze, to zasada „media pod kontrolą PIS”, która wyraża się w całkowitym podporządkowaniu mediów publicznych i instytucji formalnie nimi sterujących, afiliowanie przy Orlenie koncernu prasy regionalnej, wykorzystywanie reklam pozostających w dyspozycji spółek skarbu państwa do wspierania mediów zaprzyjaźnionych. Towarzyszy temu, przypomina raport, ograniczanie wolności prasy i stosowanie wobec niepokornych dziennikarzy rozmaitego rodzaju nacisków.

Po drugie, upolitycznienie podporządkowanych mediów często gęsto zamienianych w propagandową tubę rządzących (w szczególności widoczne w programach informacyjnych TVP). Niepokornych spotyka kara – autorki przypominają m.in. losy radiowego Programu 3.

Po trzecie, naciski na media komercyjne (dość przywołać konflikt wokół przedłużenia koncesji TVN 24).

Po czwarte, stosowanie cenzury, eliminującej dotacje dla projektów uważanych za szkodliwe z punktu widzenia skrajnie prawicowych kryteriów – tu lista mogłaby być bardzo długa, począwszy od cofnięcia dotacji dla festiwalu Malta w Poznaniu, a kończąc na zaniechaniu przez ministra kultury współfinansowania Teatru Słowackiego w Krakowie po premierze rzekomo antynarodowych „Dziadów” w inscenizacji Mai Kleczewskiej i trwającym od miesięcy postępowaniu samorządu małopolskiego przeciwko dyrektorowi Teatru.

Charakterystyczne przy tym jest zastępowanie krytyki artystycznej przez przedstawicieli administracji rządowej (jaskrawym tego przykładem są gorszące wypowiedzi małopolskiej kurator oświaty, rozdającej oceny i zalecenia nawet bez znajomości przedmiotu, o którym się wypowiada). Polemiki czy zażarte spory krytyki są przejawem demokracji i społecznej dojrzałości, tylko tak może się ucierać opinia, a nie drogą odgórnych zarządzeń.

Po piąte, wymiana kadr zarządzających nie tylko w kluczowych instytucjach artystycznych, ale wszędzie, gdzie się tylko dało i obsadzanie na stanowiskach kierowniczych „swoich” ludzi, bez względu na ich rzeczywistą przydatność i kwalifikacje. Szerokim echem odbił się konflikt wokół obsadzenia stanowiska dyrektora Muzeum Polin, które nastąpiło z pominięciem zawartych umów między ministrem kultury i samorządem Warszawy. Takich przykładów jest znacznie więcej jak choćby gorący wciąż spór o następstwo na stanowisku redaktora naczelnego miesięcznika „Dialog”.

Po piąte, dotacje dla swoich i pomijanie innych, których władza nie uznaje za godnych zaufania. Dokonuje się to w ramach programów ministerialnych, ale i poza nimi, m.in. jak wskazuje raport za pośrednictwem szczodrych decyzji Fundacji Narodowej i Narodowego Instytutu Wolności.

Naprawa polityki kulturalnej

Lista tych krzyczących o sprawiedliwość poczyna jest długa i zasmucająca. Daje świadectwo polityki ręcznego sterowania, pozbawionej eksperckiego zaplecza i rzetelności, na co zwracają uwagę autorki projektu.

Stąd też podstawowy wniosek z analizy stanu rzeczy, czyli wskazanie, jak wydostać się z tej ślepej uliczki polityki kulturalnej: „Należy zagwarantować – głosi raport – że kultura nie będzie obiektem cenzury ani politycznej walki. Dyrektorami publicznych instytucji kultury nie mogą być partyjni nominaci – konkursy muszą być przejrzyste, a wysłuchania kandydatów dostępne w internecie dla wszystkich zainteresowanych”. W takim duchu utrzymane są rekomendacje naprawcze, które skupiają uwagę na zerwaniu z praktykami, zaprzeczającymi szansie rzeczywistego rozwoju kultury.

To jednak tylko wierzchołek góry lodowej. Rzecz przecież polega nie tylko na przeoraniu świadomości i uznaniu, że kultura połączona wieloma więzami z edukacją i różnym dziedzinami życia społecznego i gospodarczego, stanowi gwarancję tworzenia przestrzeni społecznej dla demokracji, aktywności społecznej, kultywowania różnorodności i otwartości myślenia nastawionego na zmianę, a jednocześnie silne zakotwiczonego w najlepszych pokładach tradycji.

Walka z wykluczeniem

Z tego punktu widzenia kluczowe dla przyszłości jest wyrównywanie szans dostępu do kultury, eliminacja stref wykluczenia, które uniemożliwiają uczestnictwo w kulturze. Wymaga to nakładów finansowych, racjonalnego wykorzystywania środków, aby dostęp do kultury nie był dla wielu obywateli tylko marzeniem albo wciąż oddalaną na dalszy plan potrzebą.

Wprawdzie za nami nie tylko katastrofy – udało się wyjść z dołka pandemii, kiedy kontakt z kulturą w wielu obszarach został pogruchotany i na przykład w roku ubiegłym wzrosła liczba widzów w klinach w Polsce o ponad 50 procent w stosunku do roku poprzedniego. Jak podaje Główny Urząd Statystyczny w kinach znalazło się w roku 2022 ponad 41 milionów widzów. To cieszy, ale jeśli pamiętać, że w roku 1970 w kinach zasiadło 137 milionów widzów, sukces okaże się nie aż tak wielki.

Wciąż nie do pominięcia rolę w edukacji kulturalnej, w dostępie do kultury ma od spełnienia telewizja i radio publiczne – stacje komercyjne niewiele w tej sprawie robią i niewiele zrobią. Nie można mediom publicznym odmówić zasług. Stworzenie autentycznie publicznej telewizji i radia to jednak warunek, aby istniejące możliwości zostały wykorzystane.

I najważniejsze: przede wszystkim nie można na kulturę skąpić. Znane mi kłopoty organizatorów konkursów recytatorskich dla młodzieży, którzy niemal co roku muszą drżeć, czy przyznawane im skromne fundusze pozwolą utrzymać szlachetną misję kultywowania pięknej polszczyzny, to jeden z wielu przykładów braku zrozumienia administracji dla finansowania kultury. A trzeba przecież pamiętać o cienkim portfelu bardzo wielu artystów i pracowników kultury, oddanych swojej pracy, ale wciąż byle jak opłacanych. Pora sobie wreszcie wbić do głów, że bez kultury nie mamy przyszłości. Że to żaden łup, ale zdobycz.

Tomasz Miłkowski

Poprzedni

Twórca Wiedźmina skończył 75 lat

Następny

Sposoby na choroby cywilizacyjne