10 lipca 2024

loader

Porównywany z Szalapinem

Dziś pośród rosyjskich teatrów operowych niekwestionowanym liderem jest petersburski Teatr Maryjski, od trzech z górą dekad mądrze i energicznie kierowany przez Walerija Giergijewa, w Petersburgu pracujący już na trzech wspaniałych scenach, utrzymujący filie we Władywostoku i Władykaukazie, zarazem często wizytujący inne ośrodki Rosji i bezustannie obecny w światowych mediach, z telewizjami Mezzo i Mezzo live na czele. Przez cały jednak okres radziecki ową pierwszą w życiu operowym Rosji pozycję bezdyskusyjnie zajmował moskiewski Teatr Wielki, czyli słynny „Bolszoj”; od lat siedemdziesiątych aż po dziewięćdziesiąte ubiegłego wieku międzynarodową rangę i rozgłos jego trupy operowej w znacznym stopniu tworzyła i wyznaczała trójka czołowych solistów – mezzosopranistki Irina Archipowa i Jelena Obrazcowa oraz bas Jewgienij Niestierienko.

W ojczyźnie każdy z tej trójki zgromadził komplet najwyższych wyróżnień, jakie mógł zdobyć radziecki artysta, czyli tytuł Ludowego Artysty ZSRR, Nagrodę Leninowską oraz tytuł Bohatera Pracy Socjalistycznej; za granicą każdy z nich odnosił triumfy na najpierwszych scenach świata.
Żadnego z tej trójki już wśród nas nie ma: najstarsza z nich Irina Archipowa zmarła w 2010 roku, Jelena Obrazcowa pięć lat później; teraz, 20 marca, powikłania po zakażeniu koronawirusem położyły kres życiu Niestierienki.
Odszedł w Wiedniu, gdzie przez ostatnie dziesięciolecia spędzał większość czasu, także jako wykładowca tamtejszego konserwatorium; na zawsze spocznie jednak w Rosji, z którą nigdy bliskich więzów nie utracił, czego świadectwem były choćby urządzane mu w „Bolszom” z okazji 70-lecia i 75-lecia urodzin huczne wieczory jubileuszowe – podczas tego drugiego, w maju 2013 roku, dano fragmenty z „Cyrulika sewilskiego” Rossiniego z Niestierienką w partii Don Basilia oraz ostatni akt „Borysa Godunowa” Musorgskiego z jubilatem w roli tytułowej.
Bas cantante, swobodnie czujący się zarówno w wysokim, jak i niskim rejestrze, Niestierienko niekiedy wykonywał też partie barytonowe – w „Kniaziu Igorze” Borodina zdarzało mu się śpiewać zarówno Konczaka, jak i Igora, i to, jak niegdyś podczas występów „Bolszogo” w Mediolanie, w odstępie kilku dni w tej samej realizacji.
Po raz pierwszy jednak usłyszałem Niestierienkę nie w teatrze, lecz w sali koncertowej – zresztą do tej sfery swej działalności przywiązywał zawsze wagę niemniejszą aniżeli do występów scenicznych.
A ów koncert był wydarzeniem z rzędu doprawdy niezwykłych – odbywał się w najważniejszej sali koncertowej Moskwy, czyli Wielkiej Sali Konserwatorium 12 października 1975 roku, dwa miesiące po śmierci Dymitra Szostakowicza i był poświęcony jego pamięci; dyrygował syn kompozytora Maksym, zaś program wieczoru jakby spinał klamrą całą twórczość Szostakowicza, gdyż znalazły się w nim błyskotliwy debiut symfoniczny – I Symfonia f-moll oraz, właśnie w interpretacji Niestierienki, prawykonanie orkiestrowej wersji jednego z ostatnich dzieł twórcy – monumentalnego, przejmującego cyklu wokalnego do słów Michała Anioła; prawykonanie to złożył w ręce bardzo przez siebie cenionego śpiewaka sam Szostakowicz.
Po raz ostatni zaś słuchałem Niestierienki też poza teatrem – w lipcu 1992 roku na moskiewskim placu Czerwonym we wspaniałym plenerowym koncercie, podczas którego występował wraz z m. in. Anną Tomową-Sintow, José Carrerasem i Leo Nuccim.
W bardzo obszernym repertuarze scenicznym Niestierienki (w 1982 roku mówił mi o 44 pierwszoplanowych rolach operowych) szczególne miejsce zajmowały oczywiście opery rosyjskie. Partię Borysa Godunowa w operze Musorgskiego opanował i śpiewał w trzech wersjach dzieła: pierwszej i ostatecznej redakcji kompozytora oraz redakcji Rimskiego-Korsakowa. Fascynował jako Dosifiej w „Chowańszczyźnie” Musorgskiego, Rusłan i Iwan Susanin w operach Glinki czy Salieri w „Mozarcie i Salierim” Rimskiego-Korsakowa. Gdy w 1984 roku w Warszawie podczas gościnnych występów swego teatru śpiewał Griemina w „Eugeniuszu Onieginie” Czajkowskiego, owacje po słynnej arii „Lubwi wsie wozrasty pokorny” zdawały się niemal tak długie jak sama aria.
Z dzieł mniej w Polsce znanych był świetnym Młynarzem w „Rusałce” Dargomyżskiego, operze dla nas o tyle ważnej, że komponowanej niemal równocześnie z „Halką” Moniuszki i wielce ją przy tym przypominającej swoim librettem – i tu, i tam idzie o pokrzywdzoną i porzuconą przez pana wiejską dziewczynę, choć u Dargomyżskiego koniec akcji przenosi się w sferę baśniową. Z repertuaru zachodniego odnosił Niestierienko sukcesy jako Mefistofeles w „Fauście” Gounoda i „Mefistofelesie” Boita, Filip II i Wielki Inkwizytor w „Don Carlosie” Verdiego, Sarastro w „Czarodziejskim flecie” Mozarta czy też Mojżesz w specjalnie dlań wystawionej przez La Scalę operze Rossiniego.
Z dużym upodobaniem sięgał Niestierienko po dzieła dwudziestowieczne – to właśnie z jego inicjatywy np. w 1978 roku „Bolszoj” włączył do swego repertuaru „Zamek księcia Sinobrodego” Bartóka, a kreacje, które stworzyli w tym przedstawieniu Niestierienko jako Sinobrody i Obrazcowa jako Judyta, pamiętam po dziś dzień.
Monografista artysty Aleksander Gusiew pisał o jego interpretacjach tak: „W jego wykonaniach wszystko jest przemyślane do najmniejszej drobnostki, nie ma niczego niepotrzebnego. Każda kreacja Niestierienki ujawnia precyzyjnie kontrolowaną równowagę elementów intelektualnych i emocjonalnych…
Bywają momenty, gdy artysta osiąga wstrząsający stopień ekspresji. Ale właśnie na tym właśnie polega wysoki profesjonalizm Niestierienki, że nigdy nie pozwala on sobie „zachłysnąć się” emocjami na tyle, by wykroczyło to poza granice artystycznego smaku.”
W opiniach krytyki nieraz pojawiały się porównania z Szalapinem, tym bardziej zasadne, że, podobnie jak jego legendarny poprzednik, Niestierienko objawiał wyjątkowe zdolności aktorskie, w tym niezwykłą umiejętność charakterystyki plastycznej swych bohaterów.
Swoje zawodowe doświadczenia i refleksje opisał i zawarł w dwóch książkach oraz dziesiątkach artykułów i wywiadów. Wiele zrobił też jako pedagog; wśród jego moskiewskich uczniów był, także już nieżyjący, nasz znakomity Leonard Andrzej Mróz.

Tadeusz Jasiński

Poprzedni

Nie pracuj na raka

Następny

A co, jeśli Jakub Żulczyk ma rację?

Zostaw komentarz