4 grudnia 2024

loader

Bałtycka rura pokoju?

W barszczu kampanii wyborczej, rosole walk z kościelnymi pedofilami, polskiej opinii publicznej umknęło wiele ważnych, dziejących się fundamentalnych wydarzeń.

Nie wszyscy odnotowali, że państwo polskie właśnie zakończyło spór z państwem duńskim o bałtyckie terytoria. O tak zwaną „szarą strefę” leżąca między polskim bałtyckim wybrzeżem a duńską wyspą Bornholm. Teraz strefa ta została podzielona na duńską i polską strefę ekonomiczną. Duńczycy dostali znacznie więcej ze spornego od 40 lat terytorium. Polka za zgodę na mniejsze terytoria dostała duńską akceptację na budowy polskich morskich farm wiatrowych i wsparcie dla budowy gazociągu Baltic Pipe.
Czas pokaże, czy taki podział morza był strategicznie dla Polski korzystny.
Baltic Pipe ma połączyć polski system przesyłowy gazu ziemnego z systemem duńskim. I dzięki temu także z europejskim systemem transportującym gaz ziemny ze złóż norweskich.
Porozumienie o jego budowie podpisały w 2007 Polskie Górnictwo Naftowe i Gazownictwo, duńska firma Energinet oraz operator gazociągów przesyłowych Gaz-System. W listopadzie 2018 podpisano umowę pomiędzy Polska a Danią o budowie gazociągu. Jego ukończenie spółka PGNiG planuje do 2022 roku.
W 2017 na podstawie sporządzonego studium opłacalności przedsięwzięcia uznano, że gazociąg będzie zyskowny przy rocznych dostawach do Polski 10 mld metrów sześciennych gazu. Dzięki temu, po wygaśnięciu obowiązującego do 2022 roku kontraktu na dostawy gazu z Gazpromem, nowy gazociąg pozwoli na zmianę głównego, czyli rosyjskiego, kierunku dostaw gazu do Polski. A może nawet umożliwi jego reeksport.
Gaz polityczny
Polsko-duński podmorski gazociąg ma być odpowiedzią na zagrożenia wynikające z budowy rosyjsko-niemieckiego gazociągu Nord Stream II. Poprowadzonego z rosyjskiego Wyborgu do niemieckiego Greifswaldu.
O długości ponad 1200 kilometrów. Ukończenie tej inwestycji zaplanowano na 2020 rok.
Zdaniem obecnego polskiego rządu projekt ten stanowi zagrożenie bezpieczeństwa energetycznego dla Polski i innych państw Europy Środkowo-Wschodniej. Zwłaszcza dla Ukrainy, która może dodatkowo utracić też wpływy z tranzytu rosyjskiego gazu do Europy.
Nord Stream II wzmocni także pozycję rosyjskiego Gazpromu, który już korzysta ze swej monopolistycznej pozycji w Europie Środkowo – Wschodniej. Gdyby przyszłości Gazprom skupił swą aktywność przesyłową tylko na podmorskich gazociągach, to straty na tranzycie rosyjskiego gazu mogą ponieść także państwa bałtyckie i Polska.
Gazociąg Baltic Pipe został uznany przez Komisję Europejską jako „Projekt o znaczeniu wspólnotowym” i otrzymał dofinansowanie z funduszu „Łącząc Europę”.
Być może taka przychylność Komisji spowodowana jest ciągłymi, nieskutecznymi, ale głośnymi propagandowo próbami zablokowanie przez polski rząd niemiecko- rosyjskiego gazociągu Nord Steream II. Wygląda na to, że Komisja proponuje polubowne rozwiązanie. Niech Polacy skupią się na budowie z Duńczykami swojej pomorskiej rury, a Niemcy i Rosjanie dokończą budowy swojej.
W niedalekiej przyszłości gazociąg Baltic Pipe ma stanowić wraz z otwartym w 2015 roku gazoportem w Świnoujściu tak zwaną „Bramę Północną”, czyli system infrastruktury pozwalający na import gazu od konkurencyjnych firm wobec rosyjskiego Gazpromu. Podstawę „strategii niezależności gazowej Polski”.
Powinna ona zwiększyć bezpieczeństwo energetyczne naszego kraju, dać możliwość sprowadzania drogą morską i podmorską gazu ziemnego pochodzącego z każdego zakątku świata. Dzięki temu Polska z dużego konsumenta gazu ziemnego może także stać się w przyszłości dużym ośrodkiem jego dystrybucji.

Rok 2022

Polska importuje z Rosji ropę naftową w ilości ponad połowy krajowego zapotrzebowania. W ostatnich latach lawinowo rośnie import węgla kamiennego z Rosji. W obu przypadkach rząd polski i jego eksperci, nie mówią o „zgorzeniu bezpieczeństwa energetycznego” ze strony Rosji. Ani o „strategii niezależności energetycznej”.
Nawet kiedy dostarczana nam rosyjska ropa naftowa zostaje zanieczyszczona, jak to stało się niedawno, to polscy odbiorcy zachowują wielką powściągliwość i zrozumienie dla problemów rosyjskich dostawców.
W przypadku gazu ziemnego jest inaczej. Zapewne nie tylko dlatego, że import rosyjskiego gazu ziemnego zaspakaja ok.60 procent polskiego zapotrzebowania na ten surowiec.
Gaz ziemny został upolityczniony w Europie Środkowo- Wschodniej przez sprzedające go koncerny i wpierające je rządy.
Budując pierwszy Nord Sream władze Rosji chciały nie tylko zyskać efektywne ekonomicznie połączenie z Niemcami i odbiorcami z Europy zachodniej, ale też ukarać buntującą się wobec polityki Kremla Ukrainę. Pozbawić ją wpływów z opłat tranzytowych. Władze polskie wsparły Ukrainę, bez większej ekonomicznych korzyści dla siebie zresztą.
Wtedy też rosyjski monopol na dostawy gazu w Środkowej Europie próbowali po raz pierwszy złamać dostawcy norwescy. Ale wówczas nie było jeszcze infrastruktury przesyłowej, ani europejskich funduszy wspierających budowę nowych gazociągów.
W ciągu ostatnich dziesięciu lat na polskim i środkowo- europejskim rynku pojawili się nowi, bardzo mocni i ekspansywni gracze.
Importerzy skroplonego gazu z Kataru wabiący niskimi jego cenami na wejściu.
Rynkiem gazu potrząsnął prezydent USA Donald Trump nie wstydzący się roli komiwojażera amerykańskich koncernów energetycznych. Jego oferta polityczno-biznesowa jest prosta. Po pierwsze – sprzedamy wam bezpieczeństwo, jeśli kupicie nasz gaz i nasze uzbrojenie. Po drugie – nie targujcie się o cenę gazu i uzbrojenia, bo bezpieczeństwo narodowe jest bezcenne.
To wszystko spowodowało, że Gazprom przestał mieć monopol na sprzedaż gazu w tym regionie. Choć nadal działa jakby to jeszcze nie dotarło do kierownictwa tego koncernu.
W 2022 roku kończy się wcześniejszy, wieloletni polski kontrakt z rosyjskim Gazpromem na dostawy gazu. Kontrakt wielokrotnie krytykowany przez ekspertów związanych z PiS.
Już dzisiaj wielu z polityków PiS zapowiada, że po 2022 roku Polska nie będzie już kupować gazu od Gazpromu. Bo ukończona do roku 2022 infrastruktura „Bramy Północnej” pozwoli na dostawy tego surowca od innych, nierosyjskich eksporterów.
Na razie mamy jeszcze rok 2019. Gazoport w Świnoujściu już działa, ma być rozbudowywany. Ale budowę Baltic Pipe zaplanowano dopiero na lata 2020 – 2022.
Chociaż umowa z Gazpromem kończy się za trzy lata, to już teraz polski rząd demonstruje swą niechęć do negocjowania przedłużenia tego kontraktu. Stawia wszystko na Baltic Pipe.
Być może jest to tylko taka pokerowa zagrywka negocjacyjna. Żeby wycisnąć z Gazpromu najlepszą cenę. Ale co będzie jeśli budowa polsko-duńskiej „bałtyckiej rury” opóźni się? I wtedy z wybrednego klienta staniemy się przypartymi do nieczynnej rury petentem?
Stawka jest wysoka jak na polityczne, rusofobiczne gry.

Piotr Gadzinowski

Poprzedni

Obwodnica

Następny

Polacy zasługują na PiS

Zostaw komentarz