Na pożegnanie cenionego kwartalnika.
Każde pomniejszenie archipelagu prasy lewicowej w Polsce to strata szczególna, bo choć to archipelag interesujący, to jednak liczbowo raczej skromny.
Niestety, swoją trwającą prawie trzy dekady egzystencję, kończy właśnie kwartalnik „Bez dogmatu”, pismo społeczno-polityczne. To neutralne określenie niezupełnie oddaje charakter pisma, które od początku Swojego istnienia było jednoznacznie zadeklarowanym periodykiem (przez kilka pierwszych lat – miesięcznikiem) laickim, wolnomyślicielskim, krytycznym wobec religii, w szczególności instytucjonalnej, w warunkach polskich oczywiście w pierwszym rzędzie wobec katolicyzmu, zwłaszcza w stosunku do jego wymiaru politycznego.
Wśród założycieli pisma byli m.in. wybitni filozofowie, Barbara Stanosz i Bohdan Chwedeńczuk, wśród autorów n.p. inny wybitny filozof Jan Woleński, a przez łamy periodyku przewinęły się dziesiątki nazwisk.
„Bez dogmatu” powstało dwa lata po tygodniku „Nie”. Łączył je profil ideowy, różniła skala i styl narracji. „Nie” było wielkonakładowym, popularnym tygodnikiem antyklerykalnym posługującym się ostrym językiem satyrycznym, pierwszym, które wprowadziło wulgaryzmy do języka oficjalnej prasy polskiej.
„Bez dogmatu” było pismem niskonakładowym, niszowym w sensie zasięgu, stosującym narrację nadającą mu charakter periodyku teoretycznego o profilu do pewnego stopnia uniwersyteckim. Podejmowało rozległy zakres tematów związanych z walką o szeroko rozumianą świeckość państwa, którego demontaż rozpoczął się tuż po tzw. transformacji ustrojowej 1989 roku.
Można powiedzieć, że oba pisma powstały w odpowiedzi na forsowną klerykalizację życia społecznego. Swoisty, przykry w wymowie paradoks sprawił, że zakończenie działalności pisma zbiegło się w czasie z wyjątkowo intensywną i barbarzyńską fazą owej klerykalizacji.
Gdy wiosną 1995 roku wysłałem swój pierwszy tekst (nosił on, o ile dobrze pamiętam tytuł „Szalbierze”) na adres redakcji miesięcznika „Bez dogmatu”, kierując go personalnie na ręce Barbary Stanosz, traktowałem to przede wszystkim jako indywidualny akt wolności, niezbędny mi w atmosferze dojmującej duchoty ideologicznej i konfesyjnej jaka ogarniała wtedy kraj.
Polska roku 1995 roku, mimo rządów SLD i perspektywy prezydentury Aleksandra Kwaśniewskiego, to nie był kraj kleru postawionego w stan społecznego oskarżenia z powodu pedofilii, to nie był kraj po 30 latach doświadczeń pokazujących naocznie całą przestrzeń i głębię wszechogarniającej patologii, którą tworzą nieuprawnione i szkodliwe wpływy kleru katolickiego, to nie był kraj po „czarnych protestach” roku 2016, to nie był kraj po niezliczonych demaskacjach nieuczciwości i przestępstw kleru w sferze materialno-fiskalnej, to nie był jeszcze kraj przyspieszającej laicyzacji, zwłaszcza młodego pokolenia.
Był to kraj jeszcze przed tymi doświadczeniami, żyjący w cieniu idola z Watykanu nazywanego „polskim papieżem”, kraj w którym kler ciągle jeszcze korzystał z owoców niezasłużonej idealizacji, jaką był w Polsce otoczony „przez tak liczne wieki”.
Był to kraj piątego dopiero roku ustrojowej transformacji, w której logikę, być może nieuchronną, tak przynajmniej wtedy wielu się wydawało, wpisane było objęcie przez
Kościół katolicki roli uciążliwego hegemona w życiu społecznym i politycznym – hegemona nie wolnego wprawdzie od zewnętrznej krytyki, ale przez wiele lat na tę krytykę impregnowanego, nie liczącego się z nią i nie traktującego jej ani poważnie ani z szacunkiem.
To był kraj, w którym nawet szokujące niejednokrotnie teksty o kryminalnych aspektach działalności kleru publikowane w popularnym wtedy tygodniku „Nie” Jerzego Urbana, nie znajdowały jakiegokolwiek przełożenia na działania organów państwa, a krytyka obyczajowa o charakterze satyrycznym, antyklerykalizm czy ekspresja ateizmu traktowane były jako dziwactwo, przeczulenie czy ekstrawagancja.
Brakowało mi przy tym materiału, tworzywa myślowego do bieżącej, ale pogłębionej refleksji ateistycznej, laickiej, wolnomyślicielskiej, opartej na podstawach filozoficznych, socjologicznych, psychologicznych, na szeroko rozumianej podstawie nauk społecznych i humanistycznych.
I wtedy, a był to rok 1993, natrafiłem na kilka numerów miesięcznika (kilka lat później przekształconego w kwartalnik) „Bez dogmatu”. Od tego momentu stałem się jego regularnym czytelnikiem, a lektura ta pomagała mi tę potrzebę zaspokajać. Po moim debiucie na łamach pisma wiosną 1995 roku, spotkała mnie przyjemność bezpośrednich spotkań z zespołem redakcyjnym i gronem współpracowników w Warszawie.
Poznałem wtedy osobiście m.in. Barbarę Stanosz, Bohdana Chwedeńczuka, Mateusza Kwaterko, Piotra Rymarczyka, Jerzego Nasierowskiego. Po pewnym czasie dołączyłem do zespołu redakcyjnego. Pismo egzystowało wtedy po pierwszej „transformacji” i nie było już w jego zespole sporej części „lokatorów” stopki redakcyjnej z pierwszego okresu.
W międzyczasie do pisma przyłączył się Andrzej Dominiczak. Po kilku latach, po roku 2000, nastąpiła kolejna „transformacja” pisma i przyjście do redakcji nowego grona młodych, utalentowanych osób, takich jak Katarzyna Chmielewska, Katarzyna Nadana, Michał Kozłowski, Tomasz Żukowski, Agnieszka Mrozik czy Piotr Szumlewicz.
Wymieniam osoby, które poznałem osobiście i z którymi współpracowałem, ale przecież nie mogę pominąć sporego grona autorów, których znałem i do tej pory znam tylko z tekstów, n.p. profesora Jana Woleńskiego, przedstawiciela najstarszego pokolenia, czy Jakuba Majmurka.
Numer (125-126) otwiera wywiad „Odzyskać prawo do samostanowienia” przeprowadzony przez Agnieszkę Mrozik z Ewą Dąbrowską-Szulc, przewodniczącą Stowarzyszenia Pro-Femina.
W trybie po części prywatnym opowiada ona Agnieszce Mrozik o swojej działalności w walce z „upiornymi pomysłami socjopatycznego rządu, który w ten sposób zamierza pozyskać dla swojej partii mocne poparcie dominującej w Polsce siły ideologicznej, medialnej i ekonomiczne, jaką jest Kościół katolicki”. Następnie Małgorzata Büthner –Zawadzka w wywiadzie „Rewolucja jest osobą” rozmawia z pisarką, kuturoznawczynią, aktywistką społeczną Sylwią Chutnik, uczestniczką kobiecych protestów.
Agata Diduszko-Zyglewska, radna i działaczka społeczna w wywiadzie „Kościół zrobił o jeden krok za daleko” opowiada z kolei Małgorzacie Büthner-Zawadzkiej o swojej walce o świeckie państwo, z pedofilią księży, z narzucaniem społeczeństwu religijnych zasad.
„Żaden granatowy przebieraniec mnie nie zdołuje” stwierdza w kolejnym wywiadzie Katarzyna Augustynek–Babcia Kasia, uliczna opozycjonistka, od kilku lat uczestnicząca w protestach, dotyczących przestrzegania praw obywatelskich.
Gleb Barton aktywista znany jako Jednorożec, mieszkający od kilku lat w Polsce, opowiada o swoim zaangażowaniu w antyrządowe protesty, postrzeganiu Polaków, niezgodzie na niesprawiedliwość, zaś Linus Lewandowski, aktywista LGBTQ+, homogenerał, twórca Homokomanda zdradza okoliczności w jakich powstała ta inicjatywa, mająca na celu nie tylko „bycie w miejscach konfliktowych, uspokajanie ludzi”, ale także np. blokowanie radiowozów, czy odbijanie osób, które w trakcie demonstracji policja chciała zatrzymać.
W wywiadzie „Tłum może być potężną bronią” Dorota Malinowska, wydawczyni, aktywistka społeczna, generałka Homokomanda, opowiada o swoim udziale w tej inicjatywie, doświadczeniach związanych z udziałem w protestach ulicznych, wspieraniu osób, które jak np. Ewa Podleśna stawały przed sądem za obrazę uczuć religijnych. Rozmowa redakcji „Bez dogmatu” z Agnieszką, Anią i Ewą, dziewczynami, które utknęły w policyjnym kotle w dniu 28 listopada 2020. po marszu Strajku Kobiet ukazuje z jednej strony opresyjną funkcję państwa wymierzoną w pokojowo protestujących w rocznicę uzyskania praw wyborczych przez kobiety, z drugie niechętne wręcz wrogie postawy tzw. „zwykłych mieszkańców” wobec demonstrujących.
Hesia, 17-letnia córka jednej z liderek Ogólnopolskiego Strajku Kobiet Klementyny Suchanow, opowiedziała o okolicznościach zatrzymania w dniu 9 grudnia 2020 roku, brutalności interweniujących policjantów i swojej motywacji, aby nadal w protestach ulicznych uczestniczyć.
We „Wpisie z pamiętnika raczkującej rewolucjonistki” Zuzanna Geremek wspomina protest, jaki odbył się w dniu 20 października 2020 roku w Warszawie, zachowanie policji i brutalność kiboli, atakujących pokojowo protestujących, dojmujące uczucie strachu, że „stanie się jej krzywda, i strach, że nie było warto”.
Walce o prawa reprodukcyjne są poświęcone artykuły „Wspólna walka. Protesty w dniach 26-31 października 2020”, autorstwa K.K., doktoranta, „I jeszcze raz o aborcji…” autorstwa Michała Kozłowskiego. Anna Tatar w artykule „Skrajna prawica wobec Strajku Kobiet w Warszawie” analizuje nie tylko przebieg protestów, ale także postawy dziennikarzy czy prawicowych działaczy. Zuzanna Szor podkreśla rolę działalności lokalnej, w artykule o tym samym tytule, w walce o prawo do aborcji czy małżeństw jednopłciowych.
Józef Domagała w artykule „Jakiej suwerenności potrzebuje Polska?” analizuje sytuację naszego kraju na przestrzeni wieków i obecną, zwracając szczególną uwagę na członkowstwo Polski w strukturach Unii Europejskiej.
Obszerny wywiad z Jeanem-François Bayartem politologiem, afrykanistą, jaki przeprowadził Michał Kozłowski „O Macronie, laickości, kolonializmie i globalizacji”, zawiera interesującą analizę sytuacji w jakiej obecnie znajduje się nie tylko Francja, ale także Europa.
Wracam raz jeszcze do kończącego swój byt kwartalnika.
Redakcja żegna się z czytelnikami podziękowaniem za blisko trzy dekady wspólnej walki o „legalną aborcję i świeckie państwo”.
Niestety, brutalna rzeczywistość w Polsce pokazuje nam każdego dnia, że walka ta nie przyniosła oczekiwanych rezultatów. Czy to znaczy jednak, że jesteśmy w punkcie wyjścia?
Miejmy nadzieję, że nie, bo ujawniona w protestach kobiet nowa świadomość społeczna może okazać się zarzewiem procesów, które otworzą drogę sekwencji zdarzeń dziś może zupełnie jeszcze nieprzewidywalnych.
Sowa Minerwy wylatuje o zmierzchu.