W ostatnich latach od września do grudnia budzą się rocznice ważnych wydarzeń – wybuchu drugiej wojny światowej, obrony Westerplatte, kapitulacji Powstania Warszawskiego, Powstania Wielkopolskiego i paru innych, o społecznie mniejszym zasięgu. Dochodzą do tego parodniowe święta Bożego Narodzenia i nowego roku.
W zakończonym 2024 roku miałem zaszczyt uczestniczyć w kilku poświęconych takim rocznicom spotkaniach. Są coraz mniej liczne i zmienia się ich skład osobowy. Zdecydowanie mniej jest bezpośrednich uczestników tych wydarzeń, a coraz więcej młodszych członków ich rodzin i zafascynowanej najnowszą historią młodzieży szkolnej.
Punkt odniesienia
W ramach tych spotkań stykam się z wielu podobnymi do mnie sklerotykami z nieco młodszych generacji. Mam nieodparte w rażenie, że dla wielu z nich zdarzenia, których rocznicę właśnie obchodzimy, są najważniejszymi momentami w ich życiu, stanowią punkt odniesienia do ich zawodowych, społecznych i rodzinnych osiągnięć.
Takie punkty odniesienia ma każdy dojrzały człowiek. Wynikają one z indywidualnych życiorysów i często bywają epizodami militarnymi („… a wie Pan – patrząc z perspektywy wojny w Afganistanie, w której uczestniczyłem….”), politycznymi („… w wyborach na prezydenta miasta XY miałem tylo o 1000 głosów mniej, niż zwycięzca…”) albo zawodowymi ( „…w Kongu zaprojektowałem najładniejszy most w Afryce i nadzorowałem jego budowę…*”).
W moim prawie już wymarłym pokoleniu rolę punktów odniesienia stanowią często bitwy pod Tobrukiem i Monte Cassino, udział w Powstaniu Warszawskim i – z drugiej strony politycznej – bitwy pod Lenino, Kołobrzegiem, Berlinem
Ale militarne punkty odniesienia mają silną, cywilną konkurencję. To najczęściej z trudem zdobyte magisterium i doktorat, ślub z ukochaną kobietą lub mężczyzną, zajęcie prestiżowego stanowiska. Niektórzy obywatele za godziwe punkty odniesienia uznają też udział w walce z „komunistycznym” PRLem.
Dobre i złe punkty odniesienia
Ne piszę tego tekstu po to, aby kogokolwiek krytykować. Przywiązanie psychiczne do jakiegoś faktu w życiorysie i nadanie mu rangi punktu odniesienia jest zjawiskiem naturalnym, chociaż niekiedy niebezpiecznym.
Niebezpieczeństwo wynika przede wszystkim z tego, czy „mój” punkt odniesienia jest społecznie akceptowalny. Społeczeństwo może być obojętne – nie wykazywać zainteresowania takim epizodem czyjegoś życiorysu. Może mieć bardzo pozytywny stosunek do wybranego zdarzenia i wpychać mnie jeszcze głębiej w jego oddziaływanie na moje życie. Może też mieć stosunek negatywny do okresu historii, w którym wystąpiło zdarzenie traktowane jako punkt odniesienia – np. może negatywnie oceniać wszystkich, którzy pracowali w PRL w jednostkach służby bezpieczeństwa, nawet lekarzy i kucharki. Nie podzielam takich poglądów. Znam bardzo dobrego lekarza – pediatrę, który kilka lat pracował właśnie w lecznicy UB. Dla niego ważne były dzieci i leczył je tak samo dobrze i intensywnie bez względu na to, czy ich rodzice byli agentami jakiejś służby, robotnikami budowlanymi, znanymi i nieznanymi aktorami, adwokatami, czy cyrkowcami.
Przeżyliśmy ostatnio – jak co roku – rocznice wybuchu i kapitulacji Warszawskiego Powstania. Jan Ołdakowski, szef doskonale zorganizowanego i prowadzonego Muzeum Powstania, zaprosił mnie, jako jednego z żyjących jeszcze uczestników, na koleżeńską Wigilię. Było około stu uczestników i co najmniej tyle samo osób towarzyszących – członków rodzin lub opiekunów. Z krótkich rozmów wynikało, że dla większości obecnych uczestników właśnie Powstanie jest tym życiowym punktem odniesienia. Przedstawiają się nowym znajomym jako Powstańcy, uczestniczą w wielu „imprezach” poświęconych temu wydarzeniu, często odwiedzają dom Powstańca, działają aktywnie w Związku Powstańców, chętnie i często spotykają się ze szkolną młodzieżą i młodymi żołnierzami itp.
Dla pozostałych, w tym dla mnie, Powstanie było bardzo ważnym epizodem życia, ale w moich odczuciach nie zmniejszyło znaczenia innych ważnych zdarzeń. Zaliczam do nich – przykładowo – decyzję o szybkim powrocie do kraju po pobycie w niemieckich obozach jenieckich, „zdobywanie” kolejnych stopni naukowych, opublikowanie każdej z kilkunastu książek akademickich, podejmowanie prowadzenia dużych przedsiębiorstw. Miałem kolegę, który w końcu 1945 roku wrócił z Niemiec wraz ze mną, ale w kraju poszedł inną drogą. Związał się z jednym z działających jeszcze oddziałów tzw. żołnierzy wyklętych. Rozmawialiśmy jak wyjeżdżał do tego oddziału i miałem wrażenie, że ta decyzja była dla niego tak samo ważnym życiowym punktem odniesienia, jak Powstanie. Ale jak spotkaliśmy się przypadkowo w Krakowie w 1947 roku był załamany. Oddział się rozpadł bo jego działania nie budziły entuzjazmu miejscowej ludności, nie mógł znaleźć odpowiedniej pracy i wrócić do liceum a potem na studia, nie miał mieszkania i nocował „kątem” u przyjaciół. Po paru tygodniach pomogłem mu wrócić do Warszawy i znaleźć zatrudnienie w jednostce zaliczanej do przemysłu ciężkiego.
Prawicowy patriotyzm
Prawa strona polskiej współczesnej sceny politycznej ma denerwujący i głęboko niesłuszny zwyczaj negowania patriotyzmu wszystkich, którzy nie podzielają ich poglądów. Wspomniany wyżej mój kolega był więc – w ich mniemaniu – patriotą w Powstaniu i jako „żołnierz wyklęty”. Ale jak już zaczął pracować w państwowym (wówczas) przemyśle, to przestał już być patriotą i stał się niewolnikiem „komunistycznych władz”.
Ten sposób postrzegania patriotyzmu jest jedną z przyczyn powstawania i rozwijania jego werbalnych odmian. Dla zwolenników prawicy prawdziwy patriota niemal bez przerwy zapewnia swoje otoczenie, że właśnie on jest godnym powszechnego uwielbienia patriotą. I właśnie on wie, co i jak trzeba robić, jakie prawdy wyznawać, aby – z niecenioną pomocą „nosicieli” patriotycznej religii – kultywować i rozszerzać to błogosławione odczucie miłości do ojczyzny. Niektórzy są przekonani, że opaczność tak właśnie zaplanowała cel ich życia.
A zwolennikami innych partii politycznych i rządów nie trzeba się przejmować. Oni nie są patriotami i ulegają wpływom Rosji i Niemiec. Są dużo gorsi od swoich poprzedników, nawet w PRL. Taki Edward Gierek – zdaniem głównego ideologa prawicy pana JK – był komunistą, ale czasem pokazywał, że ma także patriotyczne przekonania. A ich główny poeta, niejaki Broniewski, popełnił na początku II wojny światowej patriotyczny wiersz, który prawica bardzo chwaliła. Właściwie jest stale aktualny, więc na zakończenie przypomnę jego pierwszą zwrotkę.
Kiedy przyjdą podpalić dom
Dom w którym mieszkasz
Polskę.
Kiedy rzucą przed siebie grom
Kiedy ruszą żelaznym wojskiem
Kiedy nocą, kolbami w drzwi załomocą
Ty – ze snu podnosząc skroń
Stań u drzwi
Bagnet na broń!
Trzeba krwi.