10 grudnia 2024

loader

Czy znów unikniemy Apokalipsy? Psim swędem

Dwa eseje Jacquesa Derridy (1930-2004) o Apokalipsie („O apokaliptycznym tonie przyjętym niedawno w filozofii” oraz „Nie apokalipso, nie teraz”) powstały w latach 1982 i 1984, w okresie nasilonego konfliktu między USA a ZSRR, po objęciu władzy przez Ronalda Reagana, w epoce „gwiezdnych wojen”. Gdy po raz kolejny, a pierwszy od czasu sławnego konfliktu wokół „Zatoki Świń” i kryzysu kubańskiego 1960 roku ludzkość zdawała się stać przed widmem zagłady atomowej. Derrida pocieszenie w obliczu możliwości – prawdziwej czy urojonej – znajduje w filozofii i dziejach Apokalipsy na jej kartach, w jej stałej, groźnej obecności, nieustannej, a jednak nigdy nie spełnionej. „Apokaliptyczny „dyskurs nuklearny” Derridy pozostaje na płaszczyźnie kodów, gatunków, wytworów literackich, a zatem głównie w obrębie świata jako tekstu. Również tam – w wielokrotnie opisywanej figurze archiwum i nieskończonych możliwościach bibliotecznych form – filozof znajduje schronienie przed końcem ostatecznym” – napisali we wstępie tłumacze esejów. Autorzy posłowia z kolei zwracają uwagę, że wcześniejsze apokalipsy (chyba więc także te średniowieczne z Czterema Jeżdźcami) od nuklearnej różni jej niebywała, właśnie „nuklearna szybkość”. Derrida wykorzystał więc filozofię do uspokojenia siebie i nas, a jednocześnie, swoją refleksją humanistyczną nad zagadnieniem Apokalipsy wzbogacił dyskurs filozoficzny wokół zagadnienia krańcowości ludzkich doświadczeń. Jacques Derrida nie żyje od 14 lat. Apokalipsa nuklearna, wokół której osnuł swoje eseje pisane dekadę wcześniej, nie nadeszła. Za to zmarł w roku, w którym Polska weszła do Unii Europejskiej i gdy wydawało się, że choć Francis Fukuyama mylił się w swojej diagnozie o „końcu historii”, to jednak przed Europą długo nie rozciągnie się jakaś nowa perspektywa apokaliptyczna. Tego pojedynczego człowieka, jakim był Derrida, Apokalipsa, której się w końcu lękał, ominęła, tak jak i nas, póki co. Umknął jednak w ramiona Śmierci i od tej Apokalipsy, której się lękał i od tej, której chyba nie przewidywał, a przed którą stoimy my, żyjący dziś w tym świecie. Może i nam się upiecze. I znów, psim swędem, nie doświadczymy jej, bo wcześniej umrzemy lub nie dotknie ona naszych potomnych. W końcu nie święci garnki lepią. Udało się Derridzie, może udać się i nam. Poza tym podobno najbliższa Apokalipsa dotyczyć będzie „postczłowieka”. A więc może jeszcze nie nas? No, chyba, że już „postczłowiekiem” jesteśmy lub on jest już ante portas? Diabli wiedzą.

 

Jacques Derrida„O Apokalipsie”, tłum. Iwona Boruszkowska, Krzysztof Wojtasik, posłowie Iwona Boruszkowska, Michał Koza, Wydawnictwo Eperons-Ostrogi, Kraków 2018, str. 186, ISBN 978-83-946471-0-0.

Tadeusz Jasiński

Poprzedni

Dwie Marty, czyli dokument o „dobrej zmianie”

Następny

Eseje czarne jak atrament

Zostaw komentarz