Słynny dom na skarpie Bersieniewskiej w Moskwie stał się symbolem czasów radzieckich.
Przekraczasz próg i znajdujesz się w innym wymiarze – po drugiej stronie lustra historii. Nie ma na świecie drugiego takiego muzeum, tak jak nie było i nie ma drugiego takiego domu, którego dzieje, istnienie, oddychanie chroni muzeum „Domu na nabrzeżu”.
W dwóch ciasnych pokojach i korytarzu byłego mieszkania dozorcy udało się zawrzeć „epokę”. Pierwsze wrażenie – jego „mieszkańcy” albo dopiero się wprowadzili i jeszcze nie zdążyli przemyśleć wszystkich zawiłości domowego wnętrza, albo przygotowują się do przeprowadzki. Przyglądając się bliżej, widać jednak, że bałagan jest nie tylko nieunikniony ze względu na nadmiar rzeczy i mebli nagromadzonych na jednym metrze, lecz również jest nieprzypadkowy. „Nieporządek” wywołuje niepokojące uczucie ulotności życia tych, którym te przedmioty służyły. Służbowe były tu nie tylko ponumerowane szafy, fotele, łóżka, stoły, krzesła, lecz również życie ich użytkowników. Wszystko należało do partii, partia zaś była wszystkim…
Dla większej wyrazistości, w najbardziej widocznym miejscu sali muzealnej leży świeżusieńka, szyta na zamówienie czapka enkawudzisty – jadowicie niebieska korona, krwawo jasnoczerwony obwód czapki, ostry, jak krawędź saperskiej łopaty daszek…
Całości dopełnia lista ofiar stalinowskich represji – od sufitu do podłogi i niesamowita instalacja – dziesiątki zdjęć więźniów za drutem kolczastym Gułagu – losy rozwieszone na śmiertelnych hakach reżimu.
Wrota piekła
Z około 800 mieszkańców domu na Nadbrzeżnej 304 osoby zostały rozstrzelane. Ich żony i krewni (ci, którzy nie składali donosów na swoich bliskich) trafiali do łagrów na 5-8 lat. Sieroty wywożono do Daniłowskiego obozu przejściowego dla dzieci. Zbierano odciski palców, zmieniano im imiona i nazwiska, żeby na zawsze oddzielić ich od rodzin – „wrogów narodu”.
Kaci i ofiary często mieszkali w jednym budynku, obok siebie. Również w muzeum (w ciasnocie, bez obrazy) sąsiadują ze sobą, na przykład, biurko sekretarza Stalina, złowrogiego Iwana Towstucha i rzadki w tamtych czasach „telefunken” dwukrotnego bohatera Związku Radzieckiego Jakowa Smuszkiewicza (generała Douglasa), rozstrzelanego za „zdradę ojczyzny”, gdy leżał na noszach pod Samarą w październiku 1941 r. Jego żonę i córkę zesłano do łagru.
W kolejnej gablocie znajduje się martyrologia mieszkańców domu, którzy zginęli na froncie Wielkiej Wojny Ojczyźnianej. Wielu z nich nie miało nawet 20 lat, a niektórzy nawet 18. Synowie lotnika Babuszkina – Michaił i Oleg, Bohater Związku Radzieckiego Ruben Ibarruri, przyjaciel z dzieciństwa Jury Trifonowa Lew Fiedotow…
Każdy przedmiot jest metaforą czasu. Filiżanka do kawy z napisem „Sprawa Lenina żyje i zwycięża”. Talerz obiadowy z ideologicznym wezwaniem, które może zadziwić pokolenie fast foodu: „Społeczne odżywianie – pod obstrzałem samokrytyki robotników”. Porcelanowy kubek, z napisem: „Sprawa Lenina przeżyje wieki”, który pociemniał z biegiem czasu od mocnej herbaty…
Brzydki metalowy wieszak wykonany z mocnej stali podarowany Stalinowi przez jego córkę Swietłanę. Na drugim wieszaku wiszą w przeźroczystych pokrowcach dwa generalskie kitle. Należały one do pilota polarnego, jednego z pierwszych Bohaterów Związku Radzieckiego Ilji Mazuruka i syna autora Hymnu Związku Radzieckiego oraz nieśmiertelnej ballady „Wstawaj, kraju ogromny”, twórcy słynnego zespołu pieśni i tańca Armii Czerwonej Aleksandra Aleksandrowa – Borysa (Borys Aleksandrowicz przez długi czas kierował tym zespołem).
„Lista abonentów automatycznej centrali telefonicznej Kremla”. Otwarta na stronie pod literą „S”. „3402 Stalin W.I. kab. WWS KA. 3087 Stalin W.I. kw.”.
Syn „wodza wszystkich narodów” Wasyl również żył w tym domu. Przed W. Stalinem niejaki Spirpin S.A., a po Stalinie – Starowski W.N., kierownik Głównego Urzędu Statystycznego (CSU), doktor nauk, Bohater Pracy Socjalistycznej.
Powstanie muzeum
Muzeum narodziło się 12 listopada 1989 r. Początkowo było ono – w ścisłym znaczeniu tego słowa – społeczne. Jego pomysłodawcą i organizatorem była Tamara Ter-Jegiazarian – siostra wybitnego działacza komsomołu „towarzysza Tera”.
Tamara Andriejewna miała 80 lat, lecz fantastycznej energii i witalności mogły jej pozazdrościć prawnuki. Ter-Jegiazarian z pomocą słynnego pilota, jednego z pierwszych Bohaterów Związku Radzieckiego Mikołaja Kamanina (który był sekretarzem partii tego domu) załatwiła dla muzeum mieszkanie dozorcy i dodatkowo dołączyła do niego 20 metrów kwadratowych.
Z biegiem czasu muzeum stało się miejskie, a następnie państwowe. Wszystkie eksponaty – to dary dzieci, wnuków i prawnuków lub… znaleziska z lokalnych wysypisk. Zdarzało się, że potomkowie kremlowskich mieszkańców wyrzucali nie tylko urzędowe wyposażenie, lecz również unikalne archiwa, albumy fotograficzne, książki, rękopisy, dokumenty mające wartość historyczną. To mówi samo za siebie – na skrzyżowaniu dwóch epok wielu demonstracyjnie wypierało się przeszłości swoich bliskich.
Mowa przedmiotów
Portret Stalina pędzla Pantelejmona Lepieszyńskiego, współpracownika Lenina, przez wiele lat był schowany przez autora za kanapą. Teraz wisi w muzeum nad urzędową sofą ze smutną lalką w rogu. Stalin jest na nim karykaturalny. Namalowany w pozycji stojącej. W prawym górnym rogu płótna przylepiony (wielkości kartki pocztowej) Włodzimierz Ilicz w głupiej chorobliwej pozie; z dzikim spojrzeniem z tamtego świata. Co to znaczy? Gdyby portret pojawił się w tamtych czasach, los Lepieszyńskiego byłby przesądzony…
Unikalnym eksponatem jest amerykańskie radio podłogowe z wieloma szufladami na płyty. Jest to jeden z dwóch odbiorników podarowanych Stalinowi przez Roosevelta.
Radioodbiorników w muzeum jest kilka, lecz jeden z nich jest wyjątkowy. Został zrobiony przez więźniów politycznych w jednej z fabryk w Gułagu i stał się startowym modelem do masowej produkcji.
Szwajcarski zegarek wyprodukowany w 1940 r. przez firmę Longines. Został on podarowany muzeum przez krewnych „czerwonego dyktatora” Sergieja Bałachina. Niewielką partię takich zegarków na przełomie września i października 1941 r. wysłał do Moskwy prezydent USA Roosevelt w nagrodę dla obrońców Moskwy.
Najbardziej wzruszającym eksponatem muzeum jest wypchany pingwin. Też ma swoją historię. Podczas jednej z ekspedycji dostał się on do samolotu pilota Mazuruka i dotarł na gapę do Moskwy. Przez jakiś czas mieszkał z pilotem, ale na stare lata trafił do ZOO. Potem został straszydłem, które ze smutnym uśmiechem wita gości muzeum.
Ilja Mazuruk był Białorusinem. W lipcu obchodzono 110. rocznicę jego urodzin. Urodził się w Brześciu. Był synem robotnika, a od 14. roku życia sam był najpierw robotnikiem na kolei, a potem uczniem i pomocnikiem maszynisty. Stał się wielkim lotnikiem. Podczas wojny Mazuruk razem z drugim asem przestworzy Michaiłem Wodopianowym transportował z Alaski przez całą Syberię na nasz front amerykańskie samoloty. Latali bez nawigacji i świateł, co samo w sobie było zawodowym wyczynem.
18 marca 1957 r. lotnik Mazuruk w samolocie An-2 jako pierwszy na świecie wylądował na szczycie góry lodowej na Antarktydzie. Łącznie 254 razy lądował na dryfującym lodzie. Dom na skarpie Bersieniewskiej Mazuruk nazywał „prawdziwym rezerwatem myśli”. W muzeum „Domu na nabrzeżu”, oprócz generalskiego munduru lotnika, zachowane jest jego gipsowe popiersie z młodą kobietą. Oboje zarażają szczęściem…
Przełożyła M. Hofman