Cywilizacja przemysłowa, która przynosi tyle radosnej konsumpcji na bogatej Północy, trwa w formie neoliberalnego kapitalizmu. Jego trwanie podtrzymują nie tylko amerykańskie bazy wojskowe, i instytucje międzynarodowe jak WTO, MFW, Bank Światowy. Ich także kontrolują z tylnego siedzenia odpowiednie departamenty amerykańskiego rządu. Wszelkie zmiany obecnej formuły zarządzania światową gospodarką torpeduje głęboko osadzona w świadomości ideologia neoliberalna. Osadzają ją najpierw w umysłach podręczniki szkolne i lekcje przedsiębiorczości. Potem propaguje inforozrywka, partyjni i medialni urabiacze opinii publicznej. Nie ma żadnego przypadku w tym, że rosną elektoraty nadwiślańskich liberałów, którzy wiodą prym we wszystkich partiach: Konfederacji, POPiSie, Trzeciej Drodze, Nowej Lewicy. Zanika prospołeczny, proekologiczny elektorat. Zanika elektorat lewicy. Bez wystudzenia wzrostu gospodarczego globalny kryzys środowiskowy będzie coraz dolegliwszy. Będą się nasilały konflikty o kontrolę kurczących się zasobów minerów, nośników energii, ruchów migracyjnych, lokalne konflikty o wodę i uprawne ziemie. Na widocznej scenie politycznej będzie to konflikt między BRICS a NATO jako zbrojnego ramienia G-7, a więc władców byłych imperiów kolonialnych. Jak zostały przyspawane mentalnie do Systemu te pokolenia: iksów, igreków, zetek, słowem, złapane na lep kariery na elastycznych warunkach zatrudnienia, utożsamienia szczęścia z konsumpcją, prywatyzacji problemów społecznych i egoistycznego indywidualizmu. Wszyscy jesteśmy teraz klasą średnią. Jak ci się nie udało, to twoja wina.
Zanim trafi do korpo. Korposzczur lęgnie się w szkole, nie tylko na lekcjach przedsiębiorczości. Dobrą ilustracją, jak kształtują się umysły młodego pokolenia, są wzorce osobowe lansowane w podręcznikach do nauczania języka angielskiego. W przeciwieństwie do książek opisujących ich ukrytą ideologię, mają one milionowe nakłady i są stosowane na całym świecie. Przy nauczaniu tej lingua franca dla współczesnych pokoleń wykorzystuje się podręczniki renomowanych angielskich wydawnictw. Świetna książka badaczki Uniwersytetu Opolskiego dr Marzanny Pogorzelskiej odsłania tożsamość idealnego pracownika korporacji. Ta wytwarzana przez System tożsamość ma służyć rynkowi, a zarazem jest przezeń tworzona (Odkrywamy ukryte. Konstrukcja i dekonstrukcja neoliberalnego przekazu podręczników szkolnych, Wydawnictwo Uniwersytetu Opolskiego, Opole 2023). Autorka opisuje lansowany model ścieżki życiowej i kariery zawodowej. To wolny wybór, ale wcześniej zaprogramowany, by nie było innego wyjścia. Jak w czasach Forda mogłeś kupować dowolny samochód pod warunkiem że będzie czarny; teraz jeśli jesteś na odpowiednim poziomie konsumpcji, możesz wybrać SUVa albo elektryka. Taki jest po prostu świat, w którym żyjesz. To twoja potoczna, zdroworozsądkowa oczywistość. Nie uciekniesz od ideologii liberalnej znaturalizowanej w nowomowie: be well organized and flexible.
– Moje jest najmojsze. Po tym zawołaniu najłatwiej rozpoznać młodego wyborcę Konfederacji. To głównie ich przyciąga fletnia Pana Mentzena. Jego wyborca to typowy homo economicus: ma niegraniczone potrzeby konsumpcyjne, pragnie utowarowienia wszelkich dóbr. To mało wybredny konsument globalnego rynku. Charakterystyczne są reklamy dla niego – zawsze pożądają nowości różnokolorowi młodzi uśmiechnięci konsumenci. Miarą powodzenia jest dla młodego finansowy sukces, szczęście utożsamione z symboliczną konsumpcją: dom z basenem, rezydencja pod miastem, w garażu SUV bądź elelektryk. Podatki to kradzież. Państwo się przydaje, kiedy padają, jak w czasie pandemii, ich bieda-biznesy. Wszystko, czego potrzebuję kupię na rynku, tylko wara od moich dochodów. Ale to, że je zawdzięczam pracy innych, wynalazkom poprzednich pokoleń, infrastrukturze, którą sfinansowały podatki innych – cicho sza. W eurokołchozie to wszystko zniknie. Własna firma (since I started my business), choćby mały browar albo biuro unikania podatków. W ten sposób „make yours dreams come true”. Biada ci zielony ładzie.
– Być towarem na sprzedaż na rynku pracy. W tym celu korposzczur musi być przynajmniej właścicielem własnej wykreowanej marki. To drużynnik korporacji, i to dla ich udziałowców, akcjonariuszy i właścicieli pracuje od rana do wieczora. W końcu staje się depresyjnym konformistą. To klasa specjalistów z wysoce kwalifikowaną siłą roboczą, która przeżywa firmowy orgazm, kiedy koszyk dóbr okazuje się tańszy niż konkurencji, kiedy wzrośnie udział jego korpo na rynku napojów albo pieluszek. Pracodawca najwyżej ceni pasję, talent, kreatywność, innowacyjność, entuzjazm. Do atutów należy „zero drag”: brak obciążeń rodzinnych, zawodowych, społecznych, osobowościowych. Jeśli są jakieś deficyty, to wszystko można przepracować na biznesowym coachingu lub z psychologiem rozwoju osobowości. O finanse nie trzeba się zbytnio martwić. Przecież banki oferują kredyty. Ale dopiero potem kredyt okazuje się systemową smyczą, trzymająca na uwięzi przez lata. Elita tego gatunku to programiści, ekonomiści bankowi, finansiści, prawnicy, specjaliści reklamy i marketingu. Mniej dochodowe stanowiska to przewodnik wycieczek, trener fitness, freelanser. Co ważne, nie dostrzegają tego, że pozwalają się bogacić właścicielom portfeli kapitału inwestycyjnego. Interesuje ich tylko praca jako samorealizacja, jako kreowanie siebie. Korposzczur musi być elastyczny- dziś pracuje w kraju, jutro korpo rzuci gdzieś w świat. Zwarci i gotowi do przeprowadzki. „Takie podejście oznacza wyłącznie jednostkową odpowiedzialność za zapewnienie sobie komfortu pracy, a sprawy związane, np. z systemową niesprawiedliwością w kwestii warunków zatrudnienia czy toksyczne relacje pracownicze – czyli problemy, które wymagają więcej niż udekorowanie biurka – są w podręcznikowych przekazach w zasadzie nieobecne”- stwierdza na podstawie swoich analiz Marzanna Pogorzelska.
-The shopping is fantastic! Cechuje korposzczura konsumpcjonizm jako droga do szczęścia. Ceni nowości z katalogu. Nie może się doczekać, kiedy dar Rynkowego Pana przyniesie dron od Bezosa: chcesz o poranku, masz w południe. Po pracy można się zabawić, nawet na śmierć. Do tego służą nie tylko używki, na czele z modną marychą, w ostateczności fentanylem. Ale jest przecież Netflix, muzyka do oglądania, wideogry, nurkowanie się w internetowym śmietniku. Na razie jest wesoło. Żeby nie było goło wystarczy trochę pomyśleć o zmniejszeniu swojego śladu węglowego. Ale nie dostrzega związku konsumpcjonizmu z kapitalizmem. Niewidzenie systemowych przyczyn kryzysu środowiskowego ułatwiają mu środki językowe: nominalizacje i eufemizmy. Głód na świecie to tylko „food shortages”. To nie planeta slumsów, lecz megamiasta „pożerają” zabytki i przedmieścia. Globalny ekosystem niszczą: samochody, fabryki, rolnictwo, konsumpcjonizm, turystyka, hodowla zwierząt, farmerzy karczujący lasy. Ja nie. Ale również przyrodnicy unikają fundamentalnych pytań. Klimatolodzy, ekolodzy, biolodzy nie widzą lasu ze swojej głębokiej studni specjalizacji. Udają, że widzą tylko drzewa. Ten las to oczywiście wyczynowy kapitalizm jaki znamy. Nie żyjemy w antropocenie, lecz w kapitałocenie.
Kto ma władzę, ten kształtuje wiedzę o świecie. Tym co zanikło w dyskursie o życiowej przygodzie w gównianej pracy to alternatywa, że inny świat jest możliwy. Zanikło bowiem myślenie krytyczne i refleksyjne. Nawet lewica wstydzi się brzydkiego słowa na „k”. Proroczo zapytałem kiedyś publicznie (podczas Forum Postępu pod egidą prezydenta Kwaśniewskiego) obecną ministrę Oświaty i Edukacji Narodowej: czy można reprezentować lewicę i wstydzić się słów kapitalizm i wyzysk? Okazało się, że przede wszystkim tych słów należy unikać w dobrym towarzystwie nadwiślańskich liberałów. Tu jeszcze raz pojawia się wątek, podnoszony przez Piotra Gadzinowskiego – braku własnych, wpływowych mediów. Na dodatek Nowa Lewica wstydzi się cywilizacyjnego dorobku Polski Ludowej. To „komuniści” w końcu przeprowadzili industrializację kraju. Dzięki nim miliony „patriotów” mogło się przenieść z kurnych chat przynajmniej do blokowisk, z ubogich działek wyżywieniowych II RP do fabryk.
Nie ma lewicy bez uporczywego ukazywania mechanizmów ujarzmiania ludzi i przyrody przez starczy kapitalizm. Przecież on się nie zmienił: musi ciągle inwestować, by mnożyć akumulację kapitału. By potrzeby radykalnej przebudowy Systemu nie dostrzegać, zanikła z podręczników klasa, rasa, kolonializm i imperializm, rola wykształcenia, które determinują zasoby rodziny, zwłaszcza u przewodniej teraz siły ludzkości. Kapitalizm nadal wszystkie dziedziny ważne dla dostatniego i bezpiecznego życia ludzi usiłuje podporządkować zyskowi: edukację, energetykę, mieszkalnictwo, ochronę zdrowia, transport, ochronę środowiska. A przecież państwowa biurokracja pod kierunkiem obywateli, którzy mają swoje adresy społeczne – musi organizować funkcjonowanie wspólnoty życia i pracy. Niechęć do państwa i jego globalnej współpracy z innymi to skazanie mieszkańców planety na najbardziej pesymistyczną alternatywę – eksterminizm ludzi zbędnych i pogłębianie totalnego kryzysu. Fałszywie brzmi pieśń petruidów o szkodliwości ingerencji państwa w różne dziedziny zbiorowego życia. W tym w dalsze utrzymywanie deregulacji rynków finansowych, optymalizacji podatkowej, kultu PKB, rzekomo wolnego rynku, kiedy w istocie dochodowe gałęzie gospodarki są zmonopolizowane, wyścigu zbrojeń inicjowanego przez USA. Na dodatek prawica łączy liberalizm gospodarczy z neokonserwatyzmem kulturowym: postrzega naród jako wielką rodzinę, nie może zerwać z paternalizmem kościoła katolickiego i z jego prawdami o „wartościach”, z retrocmentarnym patriotyzmem, z rusofobią (Konfa, Trzecia Droga Binarnego Władka i Kaszpirowskiego polityki, PiS, duża część PO). Lewica musi wyważać liberalne wolności z poczuciem wspólnotowości, społecznej solidarności. Nie może jak liberałowie sprowadzać demokracji do wyborczej telemeledemokracji. W jej programie muszą być postulaty, jak niwelować nierówności na tle klasowym, rasowym, płciowym, etnicznym. Jak unikać wyścigu zbrojeń i wojen. To wrażliwość nie tylko na dyskryminację z powodu płci, nieheteronormatywności. Naturalne środowisko dla lewicy to środowisko pracy, współdziałanie ze związkami zawodowymi w kraju, w UE i na świecie. Natomiast organizacje pozarządowe i charytatywne, są finansowane w 70% z budżetu, naprawiają tylko wady neoliberalnego ładu społecznego.
W konkluzji Pogorzelska stwierdza, że „edukacja, której priorytetem byłoby nauczanie współpracy, dbania o dobro wspólne, wrażliwości społecznej, krytycznego myślenia, obrony słabszych i wiary, że inny świat jest możliwy, byłaby sprzeczna z ideologią tworzącą podstawy jej funkcjonowania”. A więc nie ma tu miejsca na lewicową alternatywę.
Klątwa Gowina. Dodatkowo to też przyczynek do bibliometrycznej degradacji rodzimej humanistyki po reformie Gowina. Autorka świetnej monografii, opartej na rzetelnym warsztacie badawczym, o ważnym fenomenie współczesnego świata – otrzyma niewiele więcej punktów niż producent artykułu, lub nawet artykuliku, na swoiste zamówienie anglosaskiego kartelu wydawniczego. Nakład tej wartościowej pod każdym względem książki: i poznawczym, i praktycznym, to 150 egzemplarzy! A przecież tysiące nauczycieli i studentów wszystkich kierunków, badacze i kreatorzy opinii publicznej – wszyscy oni powinni ją przeczytać i przemyśleć. Byliby wówczas chociaż świadomymi sprawcami klęski, którą gotują własnemu społeczeństwu i planecie. Tymczasem uczelniany wyskrobek pocznie byle przyczynek do anglosaskiego czasopisma. Podbije wysoko ilościowy wskaźnik własnej pozycji i ranking macierzystej uczelni. Jaki autorytet w środowisku i w społeczeństwie może mieć, siłą rzeczy znany li tylko wąskiemu kręgu specjalistów, taki cicho-ciemny partyzant! Lewicowy minister zgodnie z neoliberalną mantrą pomierzy za pomocą punktów „efektywność” nakładów na naukę, ale czy dowie się więcej o społeczeństwie, którego problemy ma rozumieć i rozwiązywać? A na produkcję anglosaskiej makulatury wydaje rocznie miliony. Kolejne dobrodziejstwo inwentarza po POPiSie i neoliberalnej transformacji?