Po wyborach parlamentarnych w 2015 r. z worka wyszło szydło. Po wyborach 2023 – nowy Kaszpirowski , wirtuoz pustosłowia Szymon Hołownia. Musiał w końcu odsłonić swoje prawdziwe oblicze. Trzecia Droga stanęła na historycznym rozdrożu: na lewo ku oświeceniowej Europie czy na prawo do parafialnego zaścianka z 17, 5 tysiącami ambon. Przechowywanie w sejmowej chłodni projektów ustaw liberalizujących aborcję wywołało frustrację nie tylko kobiet. Ich głosy oddane na partie opozycyjne pozwoliły przecież odsunąć od władzy endeko-sanację bis. Ale frustrację przeżywają także wszyscy ci, którzy liczyli na rozdział kościoła od państwa i autonomię moralną jednostki. Polskie społeczeństwo w końcu też doświadcza procesu prywatyzacji religii. Ten zabieg większość Europejek i Europejczyków ma za sobą od kilku bądź kilkunastu dekad. Nie przypadkiem to w ojczyźnie praw człowieka i wspólnoty republikańskiej, jaką jest Francja, wpisano szeroką dostępność aborcji do konstytucji, z niewielkim oporem religijnej konserwy. Tutaj Kościół od dawna nie jest już przewodnikiem duchowym, który rezerwuje dla siebie ostatnie słowo w rozstrzyganiu dylematów moralnych, zwłaszcza związanych ze sferą seksualną człowieka. Już nie przemawia w języku władzy zwierzchniej, uzurpując sobie uprawnienia do „prawdy” o moralności i o „wartościach”. Czy w Polsce pomoże dokonać tej przemiany prezydent w garniturze zamiast sutanny – Szymon Hołownia?
Nad Wisłą do głosu dochodzi stopniowo pokolenie Jana Pawła II. Słyszymy pokłosie kultu polskiego papieża we wszystkich formacjach. Choć ciałem tj. gospodarczo podłączyliśmy się z Zachodem, to jednak duch nadal nie może przekroczyć bramy nowoczesności. Zdziecinniała, mitomańska, spętana religijnymi dogmatami – taka jest diagnoza nadwiślańskiej mentalności. Z jej brzemieniem zmagali się surowi krytycy: od Norwida do Ledera. Jak mówi poeta, „już znakomici katolicy, tylko że jeszcze nie chrześcijanie” (J. Tuwim). Tym bardziej nie prawnuki Oświecenia. Podtrzymuje nadwiślański skansen kulturowy rodzima prawica w dwóch wariantach: hard (Konfederacja i PiS) oraz soft: Trzecia Droga. Coraz wyraźniej widać, że znalazła się ona na ostrym wirażu.
Nie po gadce, lecz po czynach poznaje się polityka. Dlatego szybko na równi pochyłej znalazły się polityczne przybłędy III RP: Marian Krzaklewski, Janusz Palikot, Ryszard Petru, a jeszcze wcześniej przywódcy Partii Przyjaciół Piwa na czele z Januszem Rewińskim i prekursorem transferu popularności z mediów do polityki – Krzysztofem Ibiszem. Czy na równi pochyłej do politycznego niebytu znalazł się również Szymon Hołownia wraz ze swoją uszminkowaną soft-prawicą? Ta zawsze próbuje połączyć przedsiębiorczość z tradycjonalizmem religii. Ona bowiem ideowo wspiera przedsiębiorcę, bo dostarcza mu potulnego pracownika i „udomawia” kobiety.
Dziecko poczęte czy zarodek. Marketingowy produkt, jakim jest obecnie polityk, trudno oceniać w kategoriach interesów klasowo-stanowych. Wydaje się, że projekt polityczny Trzeciej Drogi polega na opakowaniu starej prawicowej treści w miłą dla ucha politykę miłości, a w istocie w paplaninę o dialogu, harmonii i wielkiej rodzinie Polek i Polaków. Ale Trzecia Droga już zdążyła przygotować ustawę wiatrakową pod dyktando lobbystów. Uczyniła to minister Kloska-Wiatrak. Z kolei minister Hetman robi dobrze bieda-biznesowi w preparowanej ustawie o zusowskich wakacjach dla przedsiębiorców. Ma to być 1-miesięczna przerwa w opłacaniu składki ZUS. Obejmie 1,8 mln przedsiębiorców, także jednoosobowych. Koszt operacji wyniesie około 5 mld złotych. Zatem nie przypadkiem audytorium spotkań w czasie kampanii wyborczej wypełniali więksi i mniejsi biznesmeni oraz pracujący dla nich specjaliści. Podobnie jest w obecnej kampanii samorządowej. Reszta jest grą słów, min i póz, słowem pijaru. A mistrzem gatunku jest facet z estradowym obyciem. Gorzej gdy prześledzimy wiedzę polityka o materii będącej przedmiotem debaty publicznej, debaty o tym, co wolno a czego nie wolno obywatelce/obywatelowi. Czego nie wie, albo udaje, że nie wie o biologii człowieka marszałek Hołownia. Przypomnę Kaszpirowskiemu polityki podstawowe informacje z tej dziedziny. Pochodzą one od amerykańskiego profesora biologii Nathana Lentsa z nowojorskiego John Jay College (Człowiek i błędy ewolucji, Wyd. Rebis 2020). Według danych Amerykańskiego Kolegium Położników i Ginekologów od 10 do 25% rozpoznanych ciąż kończy się poronieniem samoistnym do początku trzynastego tygodnia ciąży. Co więcej, błędy w chromosomach powodują, że nawet przy prawidłowym połączeniu plemnika i komórki jajowej około 30- 40% wszystkich zapłodnień kończy się albo nieudanym zagnieżdżeniem w ściance macicy, albo samoistnym poronieniem tuż po zagnieżdżeniu. Otóż Panie Marszałku, aż połowa ludzkich zygot (czyli połączenia plemnika i komórki jajowej) – nie przeżywa dłużej niż kilka dni lub tygodni. Zarodek może nie zacumować, bo dochodzi do złuszczenia endometrium (podłoża, na którym żyje i rośnie). Przyczyną tego bywa brak lub niedostatek hormonu zwanego ludzką gonadotropiną kosmówkową. Dotyczy to około 15 proc. zdrowych zygot. Do tej liczby trzeba dodać poronienia w wyniku nieprawidłowości chromosomalnych płodu. Jaki wniosek płynie dla marszałka obrony zygot i jego kolegi kiedyś lekarza, potem polityka społecznego, obecnie budowniczego fortu Polanda? Obaj liderzy Trzeciej Drogi powinni zadbać o to, by ich żony, a potem córki, zanosiły podpaski na cmentarz. Może też potrzebny byłby pokropek. Tym bardziej, że Kościół ma władzę nad miejscem pochówków, bo według NIKu na 15,5 tys. cmentarzy w Polsce tylko 1880 (12%) to cmentarze komunalne. I kościół zarobi, i sumienie będzie czyste, i droga do nieba szeroko otwarta. Co na to trzódka posłanek otaczająca wieńcem swojego duchowego przewodnika?
Co z religią? Nic nie poradzą liderzy Trzeciej Drogi na procesy cywilizacyjne, które spychają religię w sferę życia prywatnego. Tym samym marginalizuje się rola kościołów. Na rzecz laicyzacji oddziałuje najsilniej konsumpcjonizm. Ten styl życia jest powiązany z szeroką paletą dóbr, których dostarcza gospodarka – dzięki technice, napędzanej tanimi jak dotąd węglowodorami. Ponadto, człowiek Zachodu zrzucił gorset tradycji. Może teraz kształtować biografię według własnych pragnień i wartości. To rodzi tolerancję, połączoną z obojętnością wobec nakazów religii w sprawie rozwodów, związków partnerskich płci obojga czy właśnie aborcji. Niepokój o przyszłość ma charakter praktyczny. Przybiera postać troski o środowisko, poprawę służby zdrowia, systemu edukacji czy transportu publicznego. Zanikł tak silny w średniowieczu lęk przed jeźdźcami Apokalipsy. Wówczas człowiek nie rozumiał naturalnych przyczyn klęsk żywiołowych, które niszczyły mu dobytek, często życie. Pozostawała modlitwa o cud. Niewiele mógł też poradzić na pułapkę maltuzjańską. W społeczeństwach rolniczych postęp techniki miał marginalny wpływ na długookresowy dobrobyt, bo zawsze było dużo ludzi, a mało ziemi. Dlatego zanika lęk metafizyczny, lęk przed życiem po życiu. Obecnie kres życia to tylko kres użycia. Życie codzienne kręci się wokół rodziny i pracy.
Strach i lęk budzą teraz skutki kapitalizmu opartego na wzroście gospodarczym: eschatologia mineralna, katastrofa klimatyczna, rywalizacja o kurczące się zasoby między Chinami a bogatą Północą. Na dodatek, politycy Zachodu starszą gargamelem-Putinem. Ale nie stawiają sobie pytania, jak powstają fale migracyjne z globalnego Południa. Wolą straszyć populizmem i powrotem nacjonalizmów.
Wspólnota nie wyklucza konfliktu interesów. Prawica rozmija się z realiami współczesnych społeczeństw. Mianowicie, istniejące dwa stulecia nowoczesne narody, oparte na wspólnej kulturze, języku, religii odchodzą stopniowo w przeszłość. Wspólnoty współczesne to wspólnoty obywatelskie, to organizmy pracy zbiorowej, z rozbudowanym sektorem dóbr publicznych, z progresywnym gdzieniegdzie opodatkowaniem dochodów i majątków. Łączy je to, że każdy może zaspokoić swoje rozliczne potrzeby tylko wtedy, kiedy korzysta z wytworów pracy innych. W takiej sytuacji jest np. budżetówka. Ale także przedsiębiorca korzysta z wynalazków minionych pokoleń, z infrastruktury, której sam nie zbudował, a często też nie współfinansował. Dlatego sprawiedliwe jest, by zatrzymywał dla siebie najwyżej kilka procent wartości dodanej, którą wytwarza praca coraz gorzej opłacana. Bywa, że takie wspólnoty – jak w Skandynawii – dodatkowo spaja emocjonalna więź wyrażająca się we wzajemnym szacunku, solidarności, trosce. To zatem przede wszystkim wspólnoty życia i pracy, ale w systemie globalnego kapitalizmu. Tutaj rządzą politycy, lecz panują właściciele ogromnych pakietów akcji. Obejmują one prawie wszystkie aktywa decydujące o życiu innych: przedsiębiorstwa, którymi można handlować, nieruchomości, ziemie uprawne, patenty. To w tym punkcie rozchodzą się drogi nieskundlonej lewicy i prawicy. Słów kapitalizm i wyzysk pracy nigdy nie usłyszą wyznawcy w kazaniach i skeczach Szymona czy Sławomira. Wolą oni usypiać muzyką fletni Pana: o potrzebie wspólnej rozmowy i radości, jaką daje bycie kupą. Resztę załatwi magiczna przedsiębiorczość. A co z tymi, którzy nie podzielają np. wampirycznego polskiego patriotyzmu, rusofobii, albo gorzej – źle wybrali sobie rodzinę?
Nowym wyzwaniem w Europie jest budowa republikańskiej wspólnoty ponad członkostwem w lokalnych i narodowych, małych i dużych ojczyznach. Takiej wspólnoty nie może integrować tylko realizowanie do pewnego stopnia wspólnych celów i wartości, np. utrzymanie jakości życia w zrównoważonym środowisku, transformacja energetyczna czy zachowanie eksponowanego miejsca w nowym wielobiegunowym ładzie światowym. Taka Europa może powstać tylko w rezultacie walki z dotychczas uprzywilejowanymi. Nie może to być więc Europa podporządkowana bankom, funduszom spekulacyjnym, wyścigowi zbrojeń, właścicielom pakietów akcji, 30 tysiącom urzędników centrali I 25 tysiącom lobbystów korporacji. Kto kupi ich produkty I usługi, kiedy będzie ubywać dobrych miejsc pracy, tym samym dochodów? O tym wszystkim wirtuoz pustosłowia milczy. Szczęśliwa niewiedza czy milczenie filozofa?