7 listopada 2024

loader

Epitafium dla Gutenberga

„Literatura piękna umiera. Przynajmniej w takim rozumieniu, które określało jej miejsce w naszym życiu jeszcze stosunkowo do niedawna. Jej zdolność do kształtowania zbiorowej świadomości staje się niezauważalna. Media niemal nie zwracają się do pisarzy z prośbą o skomentowanie jakiegoś istotnego zjawiska lub zdarzenia. (…) zanika na naszych oczach pewien typ wrażliwości, którą określiłbym wrażliwością „liryczną” (…) coraz rzadszym ptakiem staje się osobowość refleksyjna, czyli taka, której zasadniczym odruchem jest namysł nad otaczającą rzeczywistością”. (…) „Galaktyka Gutenberga rozpada się, odkąd traci swą siłę jej grawitacyjne centrum”. (…) Skomplikowany, nasycony symboliką, aluzyjny i skrzący się od dwuznaczności oraz ironii język, jakim posługuje się prawdziwie wielka literatura, stanie się dla przyszłych pokoleń barierą nie do przekroczenia. Każda ze stronic „W poszukiwaniu straconego czasu” Prousta będzie wówczas przypominała niemal identyczną, zapisaną pismem klinowym, niemą glinianą tabliczkę. Bo język literatury nie jest naszym językiem etnicznym. To język obcy i by go biegle opanować, trzeba lat żmudnych ćwiczeń”.

To tylko wybrane fragmenty wstępnego wywodu Piotra Millatego, autora zbioru esejów literackich pod tytułem „Tratwa Meduzy”. Po takim dictum nie pozbawionym cech mowy co najmniej pożegnalnej, jeśli nie pogrzebowej, można by właściwie „złamać pióro”, względnie wyzbyć się innych technik werbalnego zapisywania myśli.
Czytelnik też właściwie powinien zamknąć książkę i w najlepszym razie odłożyć ją na półkę, jeśli nie zanieść jej do jednego z licznych lokali, w których goście jedzą lub popijają w cieniu półek przepełnionych smętnymi, bezużytecznymi egzemplarzami starych na ogół książek. Ta, panująca od lat moda na wykorzystywanie starych książek jako elementu wyposażenia lokali, wyłącznie w roli „martwej natury”, jest prawdziwym znakiem czasu.
Książki nie służą już do czytania, lecz zastępują na ścianach obrazy, ozdoby czy tapety.
Mimo to autor zbioru podjął, właściwie w tej sytuacji bezzasadne, by nie rzec straceńcze, zadanie napisania zbioru esejów, choć jak sam pisze, mimo „imponującej liczby publikowanych corocznie tytułów i lawinowo rosnącej liczby literaturoznawczych konferencji naukowych, krytyk literacki, albo badacz literatury, nie może się pozbyć przykrego odczucia, że jego praca, choćby i dająca najbardziej wartościowe owoce, bywa zawieszona w próżni, bywa komunikatem wysyłanym w kosmos”.
Nawiasem mówiąc, w innym miejscu, autor zauważa, że krytycy, literaturoznawcy, filolodzy stali się, paradoksalnie, jedynymi, niejako zastępczymi nosicielami tradycji literackiej, jej depozytariuszami, żywymi „przetrwalnikami” w sytuacji, gdy szeroka publiczność czytająca, zwłaszcza wybitną literaturę, nie istnieje. „Filolog obecnie to respirator, do którego są podłączeni Dante, Mickiewicz, Dostojewski, Kafka, Schulz i wielu innych – gdyby odciąć ich od jego aparatury badawczej, bardzo szybko staliby się martwi w coraz płytszej zbiorowej pamięci społeczeństwa konsumenckiego, poszukującego rozrywki zupełnie gdzie indziej” – zauważa Piotr Millati.
Z tej też przyczyny wybrał dla swoich rozważań formę eseju (najważniejsze nazwiska wybitnych przedstawicieli tej formy, której ojcem był Montaigne ze swoimi „Próbami” przy okazji we wstępie przypomina). Esej bowiem może w pewnym sensie pełnić zastępczą rolę pośredniego przybliżania czytelnikom tej literatury, po którą bezpośrednio, z różnych skądinąd przyczyn rzadko kto sięga, poza specjalistami. Forma eseju jest też „przydatna” z innej jeszcze przyczyny. Jest krótka, esej nigdy nie ma ambicji syntetycznych, jego autor pochyla się nad zagadnieniami szczegółowymi, a żyjemy w czasach, gdy „wielkie, Kleinerowskie syntezy należą już do rzadkości w badaniach nad literaturą. Współczesne literaturoznawstwo to coraz bardziej muzyka kameralna niż symfoniczna”.
Uporawszy się z zagadnieniem zasadniczym: warto mimo wszystko przyłączyć się do „ostatnich Mohikanów” i czytać, czy też jednak przyłączyć się do większości i nie czytać literatury – w przypadku wybrania pierwszego z członów tej alternatywy nie pozostaje nic innego, jak zagłębić się w eseje z „Tratwy Meduzy”. A tam o Gombrowiczu m.in. jako o aktorze życia, o pociągających go całe życia „tropikach” czyli motywach związanych z egzotycznymi podróżami, a także o jego stosunku do idei nowoczesności w sztuce.
O Andrzeju Bobkowskim, utalentowanym eseiście, ale jednocześnie agresywnym heroldzie „cywilizacji białego człowieka”. O emigracyjnej, integralnej samotności i „innym świecie neapolitańskiego piekła” Gustawa-Herlinga Grudzińskiego. Szczególnie interesujący, a przy tym unikalny w podjętej kwestii jest portret „Miłosza antypatycznego”, w który eseista analizuje przyczyny odrzucenia Czesława Miłosza nawet przez przyszłych filologów i humanistów. „Sejm” Jana Lechonia analizuje Millati jako rzecz o naturze niezmiennej polskiej mentalności, w której nacjonalistyczna, bezrefleksyjna i agresywna polskość „biologiczna”, choć od czasu do czasu przechodzi do defensywy i ustępuje pola polskości szlachetnej i otwartej, to prędzej czy później pole to odwojowuje. Dostajemy też trzy eseje o pięknościach prozy Bruno Schulza, w tym o jego „werbalnych morelach”, a na koniec tytułowy esej o „tratwie Meduzy” czyli o tym, że swój dryf literatura dzieli z religią, która mimo ciągłych pozorów potęgi też pogrąża się w zmierzch.
Tak więc, póki co, póki nie przestaną wydawać książek – czytajmy. W końcu istnieją także inne satysfakcje niż tylko te stadne. A jeśli nawet produkcja nowych książek ustanie, czego wykluczyć się nie da, to zostaną nam stare. O ile nie oddamy ich gratis do wyposażania ścian w lokalach, bo nie chcą ich nawet antykwariaty i biblioteki publiczne. Choć i w lokalach można je podczytywać do czasu, gdy nie zmienią wystroju na modniejszy i nie wyekspediują ich do składów makulatury.
Piotr Millati – „Tratwa Meduzy”, wyd. Słowo-Obraz-Terytoria, Gdańsk 2013, str.250, ISBN 978-83-7453120-7

Krzysztof Lubczyński

Poprzedni

Zdarzyło mi się zostać cząstką mitu

Następny

Tak otwierają się Włochy po kwarantannie

Zostaw komentarz