4 maja 2024

loader

Faust i Mefistofeles na moskiewskim bagnisku

„Dom władzy” Jurija Slezkina uderza w pierwszym rzędzie monumentalizmem przedsięwzięcia pisarskiego. To trzytomowa, w sumie, ponad tysiącstronicowa opowieść o dziejach elity moskiewskich bolszewików, których losy otarły się lub związały z o tytułowym „domem władzy”, gigantycznym „akwarium”-kombinatem mieszkalnym dla radzieckiej nomenklatury, zbudowanym w latach 1928-1932, usytuowanym w Moskwie przy placu Błotnym.

W tym składającym się z jedenastu bloków, ponad pięciuset mieszkań, w którym zameldowanych było kilka tysięcy osób, mieszkali m.in. Karol Radek, Nikołaj Bucharin, Nikita Chruszczow, aż po Jurija Trifonowa, radzieckiego pisarza (1925-1981), którego postać niejako nawiasem zamyka epokę szczególnego znaczenia „Domu Władzy”.
Nie jest to proza powieściowa, lecz rodzaj reportażu historycznego opartego w ogromnej części na materiale dokumentalnym, po części na relacjach świadków. Konstrukcja dzieła (na to miano zasługuje ono z powodu samej już tylko jego obszerności, choć nie tylko) jest w pewnym stopniu „kolażowa”, jako że Slezkin wprowadził do niego zarówno – nieliczne i nieobszerne – wstawki i dialogi typu powieściowego, jak i fragmenty poetyckie czy szereg obszernych dygresji o charakterze edukacyjnym, encyklopedycznym, w tym m.in. o zjawisku jakim jest religia czy – otwierający pierwszy tom – syntetyczny obraz Moskwy jako miasta.
Chronologicznie „Dom Władzy” sięga w czasy sporo wcześniejsze niż początek lat trzydziestych, gdy pierwsi lokatorzy zamieszkali „kombinat”, do rewolucyjnych i przedrewolucyjnych fragmentów biografii niezliczonych bohaterów dzieła i tych postaci, z którymi zetknęły ich losy. Istotną część dzieła stanowią losy ofiar stalinowskich czystek, terroru, „wielkiego strachu” lat trzydziestych, ze sprawą „ulubieńca partii” Bucharina na czele.
Chronologicznie rzecz sięga zasadniczo do lat chruszczowowskich (1956-1964), ale „wypustkami” sięga też lat breżniewowskich, jako czasu śmierci znacznej części pierwszych mieszkańców domu i kresu jego „państwowej” funkcji. Jako się rzekło, rzecz jest monumentalna, zakrojona z wielkim rozmachem, składająca się niezliczonych opowieści cząstkowych składających się na panoramę życia w państwie radzieckim od rewolucji i przede wszystkim pierwszych lat porewolucyjnych począwszy.
Poza tym opatrzona jest przypisami, jak w dziele naukowym, obszernym indeksem nazwisk oraz notkami biograficznymi w postaci „listy najemców”. Jednak lektura „Domu Władzy” nie jest męcząca, jako że ubarwiona licznymi opowieściami także o charakterze anegdotycznym, biograficznym, indywidualnym, w stylu charakterystycznym dla dobrego, sprawnego prozaika, który nie poprzestaje na byciu skrupulatnym kronikarzem czasu, lecz rozumie także potrzeby i wytrzymałość czytelniczą.
Wśród licznych mini-opowieści szczególnie utrwaliła mi się barwna historia „miłości niemożliwej”, jakby bolszewicka wersja motywu „pięknej i bestii”. Dotyczy ona związku miłosnego-romansu, między diabolicznie inteligentnym i uczonym erudytą, ale równie diabolicznie brzydkim fizycznie wybitnym bolszewikiem Karolem Radkiem a zjawiskowo piękną rewolucyjną amazonką Larysą Rejsner. Gdyby chcieć szukać jakichś, nie bardzo bliskich, raczej luźnych asocjacji literackich, także tematycznych, z dziełem Slezkina, to można by się ich dopatrzeć n.p. w „Dzieciach Arbatu” czy „Trzydziestym piątym i później” Anatolija Rybakowa czy poszukać ich nawet w obszernym zakroju „Doktora Żywago” Borysa Pasternaka.
W ogóle w fakturze dzieła Slezkina jest inspirujące echo i tchnienie wielkich tradycji rosyjskiej literatury realistycznej. Jest w nim też coś z klimatu prozy wspomnianego Jurija Trifonowa, autora „Domu nad rzeką Moskwą”, którego twórczość i biografia są swoistym dopełnieniem, zamknięciem historii „Domu Władzy” i jego mieszkańców. Podejmując się roli kronikarza losów ludzi związanych, bezpośrednio lub pośrednio tytułowym Domem, Slezkin nie stronił też jednak od filiacji literackich i historiozoficznych uogólnień. Swoistym „patronem” swojego dzieła uczynił goethowskiego Fausta, pomieszczając cytat z niego – słowa Mefistofelesa, zarówno jako motto, jak i odwołując się do „wizji Fausta o wspaniałym życiu na osuszonym bagnie”, będącej „odbiciem historii „Domu Władzy”.
Ostatni rozdział końcowego domu, poprzedzający trifonowowski epilog „Dom nad rzeką Moskwą” kończy takim syntetycznym passusem: „Związek Radziecki był swego rodzaju odpłatą za upokorzenia poniesione przez imperium rosyjskie. Był to w końcu ten sam kraj; ale ten kraj był wielonarodowym państwem bez wyraźnie wiodącej etniczności. Stalin może i przemawiał jak wielki rosyjski prorok, ale jego rosyjski zawsze brzmiał z gruzińska. (…) Pod koniec rządów Stalina (radziecki komunizm) stawał się powoli rusocentryczny, jednak nigdy nie stawiał się w roli głosu rosyjskiego wyzwolenia narodowego. A ponieważ Dom Władzy nigdy nie stał się domem narodu rosyjskiego, późny komunizm radziecki został bezdomny – a ostatecznie był już tylko widmem. W większości krajów poradzieckich bolszewizm uznano za rezultat rosyjskiej okupacji; w nowej Rosji był on postrzegany jak potop – na dobre czy na złe – zmył większość starej Rosji”.
I dla niezliczonych detali i dla mądrych uogólnień, warto przekopać się przez te ponad tysiąc stron lektury.
Jurij Slezkin – „Dom władzy. Opowieść o rosyjskiej rewolucji”, przekł. zbiorowy, Państwowy Instytut Wydawniczy, Warszawa 2019, tom 1 – „W drodze”, tom 2 – „W domu”, tom 3 – „Przed sądem”, str. 1181, ISBN 978-83-8196-015-1

Krzysztof Lubczyński

Poprzedni

Sequel myślowy

Następny

„Dziady” jako upiorna bajka

Zostaw komentarz