26 kwietnia 2024

loader

Kanon nie jest raz na zawsze

Nie jest tak, że wystarczy przeczytać dzieła Sienkiewicza i Mickiewicza, i już można uznać się za człowieka kulturalnego – z prof. dr. hab. Anną Nasiłowską, krytyczką, prozaiczką i literaturoznawczynią, rozmawia Krzysztof Lubczyński.

Przed laty często powracały w przestrzeni publicznej dyskusje o kanonie lektur szkolnych, choć ostatnimi czasy jakoś ucichły. Jednak w czasie matur temat ten nabiera aktualności. Jaki jest Pani pogląd na tę kwestię? Czy kanon ma sens, czy jego egzekwowanie jest realistyczne, a jeśli tak, to według jakich kryteriów taki kanon powinien być ułożony?
W moim przekonaniu młody człowiek powinien wynieść ze szkoły wyobrażenie i rozeznanie, co jest w kulturze ważne. Dlatego nie chodzi tylko o lektury, które ma mieć za sobą, ale także o to, co powinien jeszcze w przyszłości przeczytać. Byłyby to wskazówki na całe życie, ponieważ być może to tylko szkoła stwarza jedyną i niepowtarzalną okazją uzyskania ich przez ucznia. Kanon nie powinien być więc zamknięty i raz na zawsze określony. Nie jest tak, że wystarczy przeczytać dzieła Sienkiewicza i Mickiewicza, i już można uznać się za człowieka kulturalnego. To jest zawsze zadanie, które stoi przed nami. Jeśli bowiem zastanowimy się nad tym, co jest ważne z klasyki powieści XX wieku, to okaże się, że trzeba w pewnym momencie przeczytać i Joyce’a, i Prousta, i Faulknera i tak dalej. Już te nazwiska wskazują, że nie jest to zadanie na siły ucznia szkoły średniej, natomiast powinien on wynieść przekonanie, że tą ścieżką można podążać i że coś jest w przyszłości do dopełnienia. To jest także kwestia wyboru odpowiedniego czasu lektury, bo na Prousta trzeba przeznaczyć może całe wakacje, bo i lektura obszerna, i wielkie przedsięwzięcie duchowe. Od szkoły powinniśmy też oczekiwać wyrobienia przekonania co jest ważne, a co niezbędne. Niestety w ramach reformy ograniczono listę lektur. Zasada mniej wiadomości, więcej umiejętności niekoniecznie jednak sprawdza się w humanistyce.
Czy testy jako forma egzaminu sprawdzają się w przypadku przedmiotów humanistycznych?
Zupełnie nie. One są nieszczęściem ciążącym nad polską szkołą, bo wymagaj wiedzy bardzo zamkniętej, punktowej, a taka jest sprzeczna z paradygmatem wiedzy humanistycznej. Testy mierzą stopień opanowania średnich umiejętności, bardzo wystandaryzowanych. Inteligentny uczeń wie, że nie powinien iść na całość i prezentować swoich własnych przemyśleń czy oryginalnych opinii. Wie, że musi wykonać to, czego od niego oczekuje i tylko to. Przygotowywanie się pod kątem testów przeobraziło cały sposób nauczania literatury w szkole, bo nauczyciel jest rozliczany z wymiernych efektów nauczania. Nie kształtuje natomiast świadomych odbiorców kultury, jakimi uczniowie powinni być przez całe życie.
Powróćmy do kanonu lektur. Jakie powinny być proporcje w kanonie lektur. Jakie tytuły powinny dominować, polskie, zgodnie z kryterium kształcenia polonocentrycznego czy może powinna być równowaga między literaturą polską a powszechną. Jakie też powinny być proporcje ilościowe między klasyką a literaturą współczesną i tak dalej?
To bardzo trudny problem, bo czasu w trzyletnim liceum jest niewiele. W pierwszym roku „przerabia się” literaturę najdawniejszą, w drugim romantyzm i pozytywizm, więc na rzeczy współczesne nie starcza czasu. Są jednak zjawiska z kręgu literatury współczesnej, które są niezbywalną częścią kanonu, jak choćby mówiąca o granicach człowieczeństwa proza Tadeusza Borowskiego czy Gustawa Herlinga-Grudzińskiego.
Przespacerujmy się skrótami, co już powoduje wielkie uproszczenie, przez kanon literatury najdawniejszej. Czy literaturę antyczną warto uczniom polecać do czytania?
Warto, i nie jest to aż takie trudne, bo nowe przekłady odświeżają jej język. Większe są problemy ze średniowieczem i renesansem. Nie ułatwia ich rozwiązania np. słaby przekład „Boskiej Komedii” Dantego, ale powstał nowy, lepszy. Jest natomiast kłopot z polską klasyką. Sienkiewicz na przykład jest słabo rozumiany i nie bardzo lubiany. Jego język jest bardzo bogaty i przez to dla większości uczniów trudny do zrozumienia, a nie sposób dokonywać przekładów naszej klasyki na język współczesny.
A co z wielką prozą dziewiętnastowieczną? Z Balzakiem, Flaubertem, Stendhalem, Dickensem, Tołstojem, Dostojewskim itd.? Ale też z takim dziełem jak „Faust” Goethego?
Każdy z tych autorów jest niezbywalny, ale co zrobić z poleceniem młodzieży przeczytania n.p. „Wojny i pokoju”. Wypada chyba zgodzić się na zastąpienie w niektórych przypadkach lektur – ekranizacjami filmowymi. Z literatury światowej wybór w szkolnym zestawie jest niewielki i stanowi to akt zaufania do nauczycieli, że wybiorą to, co najcenniejsze. Jeśli jednak nauczyciel wybierze z polskiej prozy XIX wieku n.p. „Lalkę” Prusa, to powstaje nowy problem. Przecież by zrozumieć i dojrzale odczytać tę wielowarstwową powieść, trzeba mieć wyposażenie humanistyczne, znać kontekst kulturowy, polityczny, duchowy, styl, nastrój epoki. To jest przecież nie do wyegzekwowania od 99 procent uczniów. To ogromny problem. Lektura takiej powieści jest jak przedzieranie się przez fascynującą „magmę”. Tymczasem wspomniany już nieszczęsny system testowy preferuje wiedzę quizową, kto jak był ubrany, ile kosztowała kamienica itd. Spotkałam się z humorystycznym przykładem odpowiedzi ucznia, który określenie „musiał wypić piwo, którego wszyscy nawarzyli” zinterpretował tak, że Wokulski został piwowarem.
Zajmuje się Pani naukowo literaturą XX wieku. Jednym z jej najwybitniejszych nazwisk jest Witold Gombrowicz, pisarz, który wszedł do krwioobiegu polskiej literatury nie tylko dzięki kunsztowi pisarskiemu, ale także dlatego, że poddał oryginalnej krytyce kanoniczną tradycję polską. Moim zdaniem nieprzeczytanie i nieprzemyślenie Gombrowicza stanowi lukę uniemożliwiającą zrozumienie kluczowych zagadnień polskiego kodu kulturowego…
Brak znajomości problematyki twórczości Gombrowicza, choćby na podstawowym poziomie, który nazwałabym „kanonicznym”, rzeczywiście uniemożliwia pełne objęcie horyzontu polskiej kultury. Za ministra edukacji Giertycha przeżyliśmy próbę wyrzucenia Gombrowicza z listy lektur licealnych. Wiem, że nauczyciele na ogół nie lubi ”Ferdydurke”, bo jest to powieść przeciwko szkole, więc dość kłopotliwa dla nich. Przeżyłam czasy, kiedy Gombrowicza nie było na liście lektur, ale świetnie się go czytało pod ławką. Zgodziłabym się na to, by w szkole czytać jego „Dziennik”, a resztę zostawić dla chętnych. „Dziennik” wspaniale wprowadza w jego biografię, idee niektórych utworów i w myślowe prądy europejskie, z którymi Gombrowicz miał do czynienia, a poza tym daje uczniowi zetknięcie z ważnym gatunkiem literatury XX wieku, jakim jest dziennik.
Czym zatem, wobec dramatycznej konieczności wyboru spośród wielkiego bogactwa, powinien być kanon lektur szkolnych?
Nie jest możliwe stworzenie sztywnej listy n.p. dwudziestu czy nawet pięćdziesięciu tytułów, po których przeczytaniu zyskuje się „gotowe” wyposażenie humanistyczne. Widzę kanon raczej jako obraz pewnej sieci powiązań i jako pewne zadanie na przyszłość. Tradycja literacka, to z jednej strony tradycja o charakterze zachowawczym, a z drugiej tradycja buntownicza intelektualnie i społecznie, obrazoburcza. Tę pierwszą w literaturze polskiej reprezentuje Sienkiewicz, tę drugą Gombrowicz, choć i on już jest ucukrowanym klasykiem.
Jakie proporcje powinny być zachowane w kanonie między tymi dwiema ścieżkami?
Jedno bez drugiego nie ma sensu. Nie można się buntować przeciw obecności Sienkiewicza, bo bez niego nie było by Gombrowicza. Żeby zrozumieć „Transatlantyk”, trzeba znać i Sienkiewicza, i mickiewiczowskiego „Pana Tadeusza” i „Pamiętniki” Jana Chryzostoma Paska z jego cudownym językiem narracji sarmackiej. Zresztą, dziś jesteśmy być może w innym punkcie niż Gombrowicz i trzeba się buntować przeciwko czemuś innemu.
Czy tradycja literacka ma był ołtarzem, jak chcą kulturowi konserwatyści czy zachętą do poszukiwania cennych, nie zadekretowanych jakości?
W literaturze polskiej mamy niewiele leżących na piedestale martwych świętości. W „Panu Tadeuszu” czy „Dziadach” jest ogromny potencja¸ ironii i wieloznaczności, a utwory te zachęcają do wejścia z nimi w dialog.
Być może najważniejszy, najbardziej nośny nurt na całej przestrzeni dziejów polskiej literatury, czyli romantyzm, jest napisany w języku bardzo hermetycznym. Czy on jest dziś przetłumaczalny na naszą współczesność?
Romantyzm jest niezbędny dla zrozumienia, czym jesteśmy i dlaczego jesteśmy tak dziwnym narodem. Romantyzm to nie jest martwa literatura narodowa, lecz także liryka, w której jest wiele przestrzeni dla uczuć, dla indywidualności i odkrywania siebie. Także u Sienkiewicza, pisarza bardzo tradycyjnego i patriotycznego, można dziś doczytać się wielu nowych znaczeń. Wspominał o tym choćby emigracyjny, bardzo rozwichrzony, niepodległy duchowo pisarz jak Andrzej Bobkowski w pisanych w Paryżu wspaniałych „Szkicach piórkiem”.
Co do kanonu powinno wejść z literatury okresu Polski Ludowej?
Z tego okresu zostało całkiem sporo. Wymienię tylko choćby „Austerię” Juliana Stryjkowskiego, czy „Małą Apokalipsę” Tadeusza Konwickiego, która wprowadza w sam środek pewnego fundamentalnego w tamtej Polsce sporu. Świetne są opowiadania Adolfa Rudnickiego. Dobrym pisarzem był Tadeusz Breza, ale tej klasy pisarzy mieliśmy więcej. Wybitny był Teodor Parnicki, ale on tworzył wersje oboczne historii, nieprzyswajalne przy braku znajomości wersji kanonicznej. Wymieniałabym też prozę Wiesława Myśliwskiego, choć jego kunsztowne opowieści są też pożegnaniem z pewną kulturą. Oczywiście absolutną podstawą poezji i dramatu współczesnego pozostaje Tadeusz Różewicz, także autor niesłusznie zapomnianych opowiadań.
A proza noblistki Olgi Tokarczuk?
Rozmawiamy jednak o kanonie, a o nim możemy mówić w kontekście autorów, których twórczość jest już zamknięta. Olga Tokarczuk jest ciągle czynną pisarką. Na pewno ma swoje ważne miejsce w literaturze współczesnej.
Czy można w dzisiejszej, migotliwej, zmiennej rzeczywistościzrealizować stary postulat i napisać powieść syntetyzującą naszą epokę, „Lalkę” XX wieku?
To jest pomysł dość archaiczny artystycznie, ale jeśli potraktować rzecz z całym dobrodziejstwem inwentarza i przemyśleć całą tradycję, teoretycznie wszystko jest możliwe. Wątpię, by Bolesław Prus pisząc „Lalkę” miał poczucie, że pisze o świecie ustalonych wartości, stabilnym. W powieściach współczesnych będących namiastką takich ujęć celują pisarze identyfikujący się z prawicą, jak Bronisław Wildstein czy Rafał Ziemkiewicz. Dają oni tradycyjne powieściowe ujęcia sięgające do okresu PRL z przemianami ideowymi bohaterów. Osobną kwestią jest wartość artystyczna tej prozy…
Jaką rangę przydałaby Pani literaturze emigracyjnej?
Tamci pisarze nie mogli na obczyźnie trwać w krwiobiegu rzeczywistości polskiej i po części wypadli z ciągłości kulturowej. N.p. eseje Stanisława Stempowskiego są doskonałe, ale były adresowane do kulturalnego czytelnika, który właściwie przestał istnieć i wpisane w czas oraz świat, który minął. Także ta wspaniała literatura epistolograficzna, w ostatnich latach wydawana, listy Giedroycia do Bobkowskiego, Jeleńskiego, Mieroszewskiego i innych, wywołuje we mnie nostalgię, że nie ma już ludzi, którzy pisali takie listy.
Jak to umieścić w kanonie?
Tylko przez antologię fragmentów. Innego wyjścia nie widzę. Fragmentacja powieści jest zabiegiem bardzo redukującym, ale prezentacja wyboru z dzienników czy listów – do przyjęcia. Poza tym – konieczne są antologie poetyckie. Uczniom można przekazać problemy zawarte w literaturze, od wielkiej biedy nawet bez czytania jej przez nich.
Czy jednak da się przekazać, zaszczepić to, co najcenniejsze w czytaniu, dar smakowania literatury jako jakości estetycznej?
Nie wszystko jest dla wszystkich. Ważne jest, żeby szkoła otworzyła ścieżki do różnych krain literackich i uwrażliwiła go na różne wartości estetyczne.
Dziękuję za rozmowę.

Anna Nasiłowska (ur. 1958) – krytyczka i literaturoznawczyni, profesor w Instytutu Badań Literackich PAN. Autorka książek o literaturze i tomów prozy. Ma na koncie takie tytuły, jak „Kazimierz Wierzyński” (1991), „Miasta” (1993), „Domino” (1995), „Trzydziestolecie 1914-1944” (1995), „Literatura współczesna. Podręcznik dla szkół ponadpodstawowych” (1997), „Persona liryczna” (2000), „Księga początku” (2002), „Jean Paul Sartre i Simone de Beauvoir” (2006), „Literatura okresu przejściowego. 1976-1996” (2007), „Wielka Wymiana Widoków” (2008), „Ciało i tekst. Feminizm w literaturoznawstwie. Antologia” (2009), „Dyskont słów” (2016), „Historia literatury polskiej” (2019).

Krzysztof Lubczyński

Poprzedni

Nienawiści mówią nie

Następny

W Wuhan przebadano prawie 10 milionów ludzi. Testy na COVID-19 wykonano w całym mieście.

Zostaw komentarz