Jedną z najbardziej zaskakujących osobliwości początków XXI wieku jest szokujący obraz Kościoła Katolickiego, jaki w tych czasach ukazał się milionom jego wyznawców na całym świecie. Przeróżne sygnały i pogłoski pojawiały się już wcześniej, ale dopiero dzisiaj, głównie dzięki powszechnemu dostępowi do internetu, porażające fakty o prawdziwym obliczu tego kościoła ujrzały światło dzienne. Oto kilka refleksji po przeczytaniu książki „Jak zostaje się Bogiem” autorstwa Sławomira Sadowskiego.
Dziesiątki tysięcy dzieci molestowanych, gwałconych, niszczonych psychicznie i fizycznie przez bogobojnych księży, misjonarzy, zakonników i biskupów. Potworne praktyki seksualne i znęcanie się aż do granic sadyzmu nad podopiecznymi w sierocińcach, ochronkach i domach opieki prowadzonych przez przeróżne zgromadzenia zakonne. Zboczeńcy seksualni ujawniani na wszystkich stopniach hierarchii kościelnej i praktycznie we wszystkich krajach, ale przez całe lata chronieni przez system zinstytucjonalizowanego tuszowania przestępstw. Watykan nazywany przez wtajemniczonych światową stolicą homoseksualizmu, gdzie seks w przeróżnych formach stał się zjawiskiem powszednim. I to wszystko otoczone niewiarygodnym bogactwem, złotem, blichtrem, pałacami, latyfundiami, maybachami.
Każdy przeciętny historyk może dodać do tego obrazu całe tomy informacji o potwornościach i niewiarygodnych zbrodniach, których dokonywali ludzie w sutannach i z krzyżem na piersiach przez wszystkie minione wieki. Inkwizycja, „Młot na czarownice”, setki tysięcy spalonych na stosach, torturowanych, zamęczonych, potępionych. Miasta, prowincje i całe narody wyrzynane bez żadnej litości, zgodnie z błyskotliwym wskazaniem biskupa Arnaud z XIII wieku: „Zabijajcie wszystkich, Bóg rozpozna swoich”. Morderstwa, zdrady, kłamstwa, przekupstwa, zachłanność, zakazane księgi, zakazana nauka… Listę zbrodni katolickiego kleru wobec ludzkości można kontynuować wręcz bez końca.
Taki obraz Kościoła nie jest oczywiście jedynym, jaki można stworzyć, gdyż zdarzali się w jego łonie także ludzie uczciwi, uduchowieni i przyzwoici, dokonywane były czyny i dzieła godne pochwały i podziwu, ale nie może to służyć jako zasłona dla przytoczonych powyżej niepodważalnych faktów.
Każdy więc, kto interesuje się zarówno historią jak i współczesnością kościoła, musi postawić sobie zasadnicze pytanie: jak to jest możliwe, by tak potwornych grzechów, tak szokującego łamania głoszonych przez siebie zasad, dopuszczali się kapłani religii, której centralną postacią jest miłosierny Jezus Chrystus, ubogi pielgrzym czyniący dobro, wybaczający i nakazujący kochać nawet nieprzyjaciół, Zbawiciel, który z miłości do ludzi cierpiał mękę i oddał za nich życie?
Ten przydługi wstęp musiałem uczynić, aby stwierdzić, że odpowiedź na to dręczące i jednocześnie fundamentalne dla dzisiejszego świata pytanie odnalazłem w skromnej książce autorstwa Sławomira Sadowskiego, zatytułowanej „Jak zostaje się Bogiem”. Od razu chce zaznaczyć, że książka w ogóle nie dotyczy kościoła ani jego ponurej historii, czy też księży i ich zbrodni. Natomiast odkrywa ona, ku zaskoczeniu chyba każdego czytelnika, inną, absolutnie największą i najbardziej skrywaną tajemnicę Watykanu.
Najpierw kilka informacji o autorze możliwych do odnalezienia w zasobach internetu, a które mogą mieć znaczenie dla zrozumienia jego pracy. Otóż Sławomir Sadowski jest byłym oficerem polskich służb specjalnych, który przez wiele lat pracował jako analityk kontrwywiadu. Jak sam przyznaje w jednym z internetowych wpisów, jego zawodem było głównie czytanie z pełnym zrozumieniem, możliwie wnikliwie i krytycznie, setek ważnych dokumentów i dokonywanie ich obiektywnej oceny. Inna istotna informacja, którą zamieścił w swej książce, mówi o tym, że jego pasją jest ponadto historia starożytna, oraz że z tego powodu, gdy znalazł się na emeryturze, przeczytał „od deski do deski” cały Nowy Testament.
Ta podstawowa księga Chrześcijaństwa powstała ok 2 tys. lat temu i posiada wszelkie cechy autentycznego dokumentu historycznego, który wymaga po prostu wszechstronnego i dogłębnego zbadania. Takich prób przez wieki podejmowało bardzo wielu uczonych, teologów, historyków, religioznawców, ale z reguły czynili to z jakimś z góry powziętym założeniem – albo usilnie szukali boskiego wpływu na wydarzenia w Palestynie przed 2000 lat, albo równie usilnie starali się znaleźć tego zaprzeczenie. Efekt końcowy ich mozolnych prac w zasadzie zawsze był bardzo podobny: wszyscy przyznawali, że opisane tam życie Jezusa Chrystusa „pokrywa tajemnicza zasłona”. Natomiast praca Sławomira Sadowskiego dowodzi, że dokonanie prawdziwie rzetelnej, wnikliwej i obiektywnej całościowej analizy kontrwywiadowczej treści czterech ewangelii, poparte pewną wiedzą historyczną, pozwala całkowicie zerwać tę „tajemniczą zasłonę”.
Wypracowane przez autora wnioski są jednoznaczne – w księgach Nowego Testamentu nie ma żadnych tajemnic ani zagadek, nie ma cudów, boskich interwencji czy nadprzyrodzonych mocy. Historia, którą tam znajdujemy jest bardzo interesująca, ale całkowicie naturalna i bardzo „ziemska”. Praca „Jak zostaje się Bogiem” jest opisem sposobu dochodzenia do tych szokujących ustaleń i, jak to określił jeden recenzentów w internetowej opinii, czyta się ją jednym tchem zupełnie jak najlepszą beletrystykę, zaś ja mogę dodać, że raczej jako doskonałą powieść
detektywistyczną.
Aby nie trzymać czytelników w niepewności, wyjaśniam, że dzięki tej książce wiemy wreszcie, że 2000 lat temu w Palestynie odbyła się zawzięta walka o władzę, a dokładnie o panowanie nad Wielką Świątynią Jerozolimską, centrum religijne, administracyjne i polityczne narodu żydowskiego. Rywalami w tej bezlitosnej konfrontacji byli zarządzający wówczas przybytkiem arcykapłani (Kajfasz i Annasz) oraz prowincjonalny galilejski kaznodzieja i uzdrowiciel Jezus z Nazaretu.
Cała historia ludzkości jest w zasadzie nieustającą relacją z niezliczonych zmagań o zdobycie władzy, w których stosowano absolutnie wszystkie możliwe sposoby – od przyzwoitych i legalnych, do najbardziej podłych i zbrodniczych. Jedną z kategorii uzurpatorów próbujących przejąć rządy byli samozwańcy, czyli osoby które ogłaszały, że są odnalezionymi synami cesarzy czy też królów i z tego tytułu należy im się panowanie. W polskiej historii mamy z tego repertuaru klasyczną Dymitriadę, ale podobne sytuacje spotykamy w każdej epoce, a starożytność była w tym względzie szczególnie bogata. Takim też samozwańcem był Jezus z Nazaretu, postać bez wątpienia historyczna, której dzieje zostały dosyć szczegółowo opisane w czterech Ewangeliach.
Należy tu zauważyć, że praktycznie wszyscy, nawet głęboko wierzący chrześcijanie, znają zaledwie niewielką część Nowego Testamentu. Jest to tylko kilka fragmentów nagminnie wykorzystywanych w codziennej liturgii kościelnej, które najbardziej pasują kościołowi w tworzeniu użytecznej mu wizji religii. Inne, kolidujące z nią sceny i cytaty, są praktycznie całkowicie pomijane, lub przykrywane tendencyjnymi komentarzami, a w kilku przypadkach wręcz zmanipulowane przez biblijnych redaktorów. To właśnie sięgnięcie do tych usilnie omijanych obszarów Ewangelii pozwoliło autorowi książki na odtworzenie prawdziwej historii Jezusa
z Nazaretu.
Oto galilejski kaznodzieja i uzdrowiciel ogłosił się ni mniej ni więcej tylko Synem Bożym (Mesjaszem), co było równoznaczne z przyznaniem sobie tytułu Króla Żydowskiego. Aby podkreślać boski status przywdział szczególną szatę (tunikę) i zaczął przemawiać do tłumów „jak ten, który ma władzę”. Organizował wiele wypraw po wszystkich palestyńskich krainach, agitował, werbował zwolenników, urządzał spektakle mające potwierdzić jego boskie pochodzenie. Zadanie jakie sobie postawił najlepiej oddaje cytat „Nie po to wnosi się lampę, aby ja ukryć pod korcem, ale by postawić ją na świeczniku” – czyli, ze nie po to ogłosił się Synem Bożym, aby nie zająć należnego mu żydowskiego tronu. Po jakimś czasie zdobył znaczne grono zwolenników i uznał, że już zdoła odebrać władzę arcykapłanom. Gdy wierzący w niego ludzie z prowincji udali się do Jerozolimy na coroczne święto Paschy, on również przyszedł tam na czele niewielkiego oddziału najbliższych pomocników. Cały czas starając się postępować zgodnie z biblijnymi proroctwami o Mesjaszu (szata, wjazd na osiołku, uczniowie krzyczący „oto król żydowski”) spróbował opanować Świątynię. Aby zademonstrować swe prawa krzyczał do zebranych ludzi „To jest mój dom…” i próbował wygonić kupców ze świątynnego dziedzińca. Ponieważ zabiegi okazały się mało skuteczne, gdyż arcykapłani nie wystraszyli się i nie ukorzyli przed nim, zaczął wzywać otaczający tłum „Zburzcie tę Świątynię…”. To też nie przyniosło efektów, gdyż w mniemaniu zebranych żydów prawdziwy Mesjasz powinien poradzić sobie bez ich pomocy. Arcykapłani zlekceważyli nawet takie jego zachowanie, ale ponieważ w kolejnych dniach nadal uparcie próbował stanąć na czele tłumów jako boski wysłannik, w końcu skazali go na śmierć za próbę zamachu stanu. Wyrok zgodnie z prawem wykonali Rzymianie, a z punktu widzenia arcykapłanów i wszystkich obecnych żydów był to jednocześnie decydujący sprawdzian, czy ten Galilejczyk nazywający siebie Synem Bożym, ma może w sobie faktycznie jakieś nieziemskie moce – nie miał i skonał jak każdy skazaniec. To w największym skrócie cała prawdziwa historia życia Jezusa z Nazaretu i jednocześnie niewielki fragment historii politycznej dawnego Izraela.
Gdy zapoznamy się z pracą „Jak zostaje się Bogiem”, to taki przebieg zdarzeń staje się wręcz oczywistością, potwierdzoną setkami cytatów i całych fragmentów Ewangelii, które tylko trzeba było odnaleźć, zrozumieć i ustawić w odpowiedniej chronologii. Ważnym problemem, rozwiązanym przez autora książki, było to, że świadkowie tamtych wydarzeń, prości Galilejczycy, których opowieści po latach stały się źródłem Ewangelii, najczęściej sami nie w pełni rozumieli sens wydarzeń w których uczestniczyli. Na przekazane później relacje znaczny wpływ miały ich cechy osobowościowe, ale też naiwna wiarą, że ich Mistrz, Jezus, był jednak wyposażony
w boskie przymioty.
Jednym z najciekawszym problemów rozwiązanych przez Sławomira Sadowskiego jest zagadka, co się stało z ciałem Jezusa po złożeniu go do grobu. Zaskakująco prosta odpowiedź stanie się doskonale widoczna każdemu zainteresowanemu, gdy autor wskaże mu, jak jednoznaczne są w Ewangeliach zapisy na ten temat. Aby jednak nie pozbawiać czytelników przyjemności samodzielnego dotarcia do rozwiązania, nie będę go tutaj przytaczał. Dodam natomiast, że książka rozwikłuje jeszcze szereg innych rzekomych tajemnic ewangelicznych i każda osoba z zamiłowaniami detektywistycznymi z pewnością będzie usatysfakcjonowana. Tylko dla przykładu podam, że chodzi m. in. o takie zagadki jak:
• dlaczego Jezus musiał uciekać ze swego rodzinnego miasta Nazaretu,
• jaki faktycznie przebieg i sens miały jego rzekome cuda, w tym jak zorganizowano pozorne wskrzeszenie Łazarza,
• co powiedział Jezusowi na ucho jego najwierniejszy uczeń Judasz, gdy wszyscy myśleli, że go „wydaje pocałunkiem” i dlaczego następnie Jezus dał się dobrowolnie aresztować,
• dlaczego, gdy był już ukrzyżowany, podano mu na trzcinie gąbkę nasączoną octem,
Końcowe rozdziały książki zawierają także kilka ważnych wskazań, jak to się stało, że życie i śmierć ambitnego kaznodziei z Nazaretu pozwoliły Saulowi z Tarsu, zwanemu później Świętym Pawłem, stworzyć wielką, ogólnoświatową religię monoteistyczną. Jednak z mojego punktu widzenia szalenie ważny jest inny aspekt tej pracy, chociaż nie uwypuklony w niej zbyt mocno. Wyjaśnia on dlaczego swoją recenzję zacząłem od uwag o funkcjonowaniu współczesnego Kościoła.
Otóż książka Jak zostaje się Bogiem udowadnia, że co najmniej w kilku miejscach Nowego Testamentu kościelni redaktorzy celowo „poprawiali” jego treść, lub wstawiali komentarze i uzupełnienia, które ewidentnie miały na celu uniemożliwienie odczytania i ujrzenia prawdziwego przebiegu opisywanych tam wydarzeń! Proszę to dobrze zrozumieć – dowodzi to jednoznacznie, że hierarchia kościelna, nadzorująca redagowanie świętych pism, doskonale zdaje sobie sprawę, jaka jest prawda o Jezusie z Nazaretu zwanym Chrystusem i wie, że nie był on żadnym prawdziwym Mesjaszem, Synem Bożym czy też Zbawicielem.
Właśnie to jest największą tajemnicą Watykanu.
Teraz możemy zrozumieć, dlaczego księża mają w głębokiej pogardzie głoszone przez siebie przykazania czystości, dobra, miłosierdzia, prawdy, pokory i szereg innych świetlanych cech, których symbolem jest Jezus Chrystus. Oni dobrze wiedzą, że całemu ogromnemu tłumowi, milionom ubogich duchem prostaczków na całym świecie sprzedają piękną i wzniosłą bajkę na jego temat, nie mającą nic wspólnego z historyczną prawdą. Oni mogą nawet się przyznać do ludzkich słabości, do zbrodni, do pedofilii, do seksualnego rozpasania i totalnej deprawacji, ale z pewnością nigdy nie ujawnią tej tajemnicy Watykanu.
Każdy kto zechce dowiedzieć się więcej i samemu przekonać się jakie naprawdę były dzieje Jezusa z Nazaretu, człowieka, który stał się prorokiem, następnie Mesjaszem, a wreszcie Bogiem, powinien po prostu przeczytać książkę Sławomira Sadowskiego „Jak zostaje
się Bogiem”.