6 listopada 2024

loader

O nieśmiertelnym kołtunie polskim

Pozwolę sobie na na nieco może ekstrawagancką, a na pewno subiektywną refleksję. Ta epidemia, o której się mówi, że znacząco zmieni świat, spowodowała jeszcze jedno: jak każdy czas przełomowy nadała przyspieszone tempo odchodzeniu … przeszłości w przeszłość.

To nie przejęzyczenie. Nie teraźniejszości – lecz właśnie przeszłości w przeszłość. Tak jakby wychodząc z łódki po zakończeniu rejsu mocno odepchnąć ją od brzegu. Teraźniejszość w każdej chwili przemienia się na naszych oczach w przeszłość, a przeszłość w zwykłych czasach odchodzi w dal w tempie miarowym. Podczas przełomów przeszłość oddala się jednak w tempie przyspieszonym, zwłaszcza w sytuacji, gdy miażdżąca większość bohaterów tej książeczki już nie żyje. A że to, co się coraz szybciej oddala, zaczyna być często szczególnie cenne, więc podejrzewam, że nie tylko piszącego te słowa czas epidemii usposobił ponadmiarowo retrospektywnie, wspominkowo.
„Kolorowe ptaki, rogate dusze” to lektura w sam raz na taki czas, taki nastrój i takie usposobienie. Co prawda o postaciach będących bohaterami tego zbioru tekstów można było przeczytać już dziesiątki, jeśli nie setki razy, w artykułach, wspomnieniach, biografiach i tak dalej, ale nigdy nie wiadomo czy kolejna lektura nie wzbogaci naszej wiedzy o jakiś detal czy o jakieś świeże, nowe naświetlenie znanego zjawiska Inna sprawa, że można podejrzewać, iż wiele w tych w nieskończoność powielanych i przechodzących z rak do rąk legendach o „kolorowych ptakach” zmyśleń, dopowiedzeń. Tomik zaczyna się od „nieśmiertelnego” bohatera takich wspominków, Leopolda Tyrmanda, postaci raczej niezbyt sympatycznej z jego „korzennym” reakcjonizmem, ale na pewno barwnej, a nade wszystko twórcy „Złego”, którego Andrzej Kijowski nazwał „Balzakiem dla gówniarzy”. Nawiasem mówiąc, powieść ta nie doczeka się już raczej ekranizacji, do której przymierzało się już kilku reżyserów. Nie doczeka, bo świat powojennej Warszawy jest już dziś niemal równie archaiczny jak epoka egipskich faraonów. Tego się nie da podrobić Tego już z sensem odtworzyć się nie da, nawet na poziomie najdalej idącej umowności, nie ma już też aktorów, którzy liznęli tamtą epokę, a którzy jednocześnie mogli by dziś zagrać tamte postacie, zaś pierwszych czytelników „Złego” jest już na tym świecie bardzo niewielu, a bez otarcia się o epokę ani lektura powieści, ani jej ekranizacji nie może być należycie atrakcyjna. Nie ma już więc właściwie „targetu”. Poza tym o „Samotności króla Kameralnej” czyli o Marku Hłasce. O „Wniebowziętych z „Rejsu” czyli o Himilsbachu i Maklakiewiczu, o Wojciechu Frykowskim i jego tragicznej śmierci z rąk bandy Mansona. O dzikim życiu studentów łódzkiej „Filmówki”. O kabarecie „Dudek” z warszawskiego Nowego Światu. O Piotrze Skrzyneckim, twórcy krakowskiej Piwnicy pod Baranami. O Janie Pietrzaku i drodze jaka zaprowadziła go do pisowskiego świata. O Zenonie Laskowiku i Bogdanie Smoleniu, nielubiącym się, sławnym swego czasu duecie kabaretowym. O wrocławskim kabarecie Elita i jego bohaterach z Andrzejem Waligórskim na czele. O Wacku Kisielewskim, pianiście ze słynnego kiedyś duetu Kisielewski-Tomaszewski, synu Stefana. O Jacku Kaczmarskim i jego „Obławie”, pieśni, której aktualność niepokojąco i niespodziewanie znów nabyła aktualności. O radiowej Trójce w latach osiemdziesiątych, z której wynika, że posądzani o zamordyzm „straszni komuniści” byli w praktyce większymi liberałami niż rządzący dziś Polską „spadkobiercy „Solidarności”. A wszystko podlane smakowitym sosem anegdot, i tych dobrze znanych, i tych opowiedzianych na nowo i – z rzadka – tych nieznanych. Dla części czytelników tego zbioru, teksty te okażą się opowieściami spod hasła „znacie, to posłuchajcie”, ale przecież młodemu pokoleniu ta lektura może otworzyć drogę do poznania epoki, która minęła na długo przed tym, nim przyszło na świat i która była, na swój specyficzny sposób, dla nich często już egzotycznie mało zrozumiały, naprawdę kolorowa. A na pewno była unikalna i niepowtarzalna. Takie „kolorowe ptaki i rogate dusze” już się raczej na tym świecie nie rodzą, bo wszystko ma swój czas. Dziś bowiem wygląda na to, że Witkacy ze swą ponurą wizją przyszłej, zglajszachtowanej masy ludzkiej, jako prorok końca „istnienia poszczególnego”, okazuje się w epoce coraz bardziej sterowanej przez media społecznościowe, „wieszczem” bardziej przenikliwym niż mogliśmy do tej pory sądzić. Tomik kończy opowieść o losach doktor Michaliny Wisłockiej, matki polskiej rewolucji seksualnej, autorki słynnej „Sztuki kochania”. Z tej jednak opowieści wysnuć można inny wniosek nader smutny. Ten wniosek, to konstatacja nieśmiertelności polskiego kołtuna, tego urzędowego, który utrudniał Wisłockiej wydanie jej książki, tego, który produkował przeciw niej – mówiąc językiem współczesnym – fejkniusy, który na nią szczuł, który zatruwał jej życie i który groził w anonimach, że obleje ją kwasem solnym, gdy będzie „Sztukę kochania” podpisywała na targach książki. Niestety, to nie PiS powołało do życia polskiego kołtuna. Gdyby tak było, byłaby to wiadomość optymistyczna, bo oznaczałoby, że kiedyś, wraz z odejściem PiS i on – kołtun – odejdzie w niebyt. Jednak kołtun polski ma bogatą przeszłość. Miał się on dobrze i za czasów Żeromskiego („Dzieje grzechu”), i za czasów Boya („Piekło kobiet”) i Tuwima („Straszni mieszczanie” i ich wszelkie odmiany) w II RP, ale dobrze miał się niestety także za PRL (mimo podjętej wtedy wielkiej akcji „uświadomienia”o sprawach płciowych i prokreacyjnych), a dziś został wręcz podniesiony do rangi soli ziemi polskiej i w osobie swojego ministra Czarnka zasiada nawet w ministerstwie edukacji, szykując się przy tym do wzmożonej ofensywy w najbliższym czasie. Można więc rzec, że historia kołtuna polskiego, to niekończąca się historia, która zatoczyła koło.
„Kolorowe ptaki, rogate dusze”, seria „Wszystkie barwy PRL”, tom 9, „Kolekcja prenumeratorów „Wyborczej”, Warszawa 2021, str. 154, ISBN 978-83-268-3445-5

Krzysztof Lubczyński

Poprzedni

Prezydent Biden walczy z koronawirusem

Następny

Tom Hayden i Jane Fonda

Zostaw komentarz