19 marca 2024

loader

Z pieprzem i solą

Trzeba znać tradycję i antenatów swojego zawodu, a anegdota jest jednym ze źródeł wiedzy o tej tradycji.
Młodzi jej nie znają, przez co są duchowo ubożsi, z czego na ogół nawet nie zdają sobie sprawy – z Barbarą Burską, aktorką, rozmawia Krzysztof Lubczyński.

Jedna z filmowych scen z Pani udziałem stała się kultowa i wykorzystana jest nawet w satyrze politycznej. Wie Pani, którą scenę mam na myśli?

No, którą?

Scenę z „kultowego” „Misia” Stanisława Barei, w której jako Irena Ochódzka, przychodzi Pani niespodziewanie do byłego męża, granego przez Stanisława Tyma, w towarzystwie nowego partnera, czy męża granego przez Zenona Wiktorczyka, żeby zabrać swoje rzeczy. „Z tragarzami”.

A tak, rzeczywiście (śmiech). Wielu widzów pamięta tę scenę i czasem zaczepiają mnie sympatycznie na ulicy. „Idzie pani z tragarzami?” – pytają niektórzy, albo: „A gdzie tragarze?”

Kilka lat temu widywałem i słuchałem Panią często na spotkaniach z cyklu „Heroina polskiego kina”, organizowanych w Collegium Nobilium warszawskiej PWST przy Miodowej, gdzie imponowała Pani zebranej publiczności wspomnieniami i anegdotami z życia środowiska aktorskiego i reżyserskiego. Jest Pani istną kopalnią wiedzy o nim.

Bo to, po pierwsze, były, przynajmniej z tego anegdotycznego punktu widzenia, bardzo piękne, barwne czasy. Anegdota aktorska, do mistrzów której należeli tacy starsi koledzy jak n.p. Igor Śmiałowski, Andrzej Szczepkowski czy Andrzej Łapicki, a dziś niektórzy ją kontynuują, była zawsze solą i pieprzem naszego zawodu, niejako jego przedłużeniem. Nie znam innej profesji, w której anegdota zawodowa miałaby tak piękną i dowcipną tradycję. Swoistą odmianą tej tradycji jest parodiowanie kolegów aktorów czy reżyserów przez innych kolegów. N.p. Marek Kondrat cudownie parodiował Gustawa Holoubka, Zbyszek Zapasiewicz – Mariana Wyrzykowskiego, a Daniel Olbrychski – Andrzeja Wajdę czy Jerzego Hoffmana. Przykłady można by długo mnożyć. Aktorzy to po prostu umieją. Po drugie, trzeba znać tradycję i antenatów swojego zawodu, a anegdota jest jednym ze źródeł wiedzy o tej tradycji. Młodzi jej nie znają, przez co są duchowo ubożsi, z czego na ogół nawet nie zdają sobie sprawy. Na ogół, bo pewnie są wyjątki, nie rozumieją, że wiedza, pamięć, świadomość, ale nie ta wypożyczona od smartfonu, poszerzają wyobraźnię i pomagają w uprawianiu zawodu aktorskiego. Cykl, o którym pan wspomniał powstał z takiej właśnie intencji, z chęci przypomnienia przybliżenia tradycji naszego zawodu. W pierwszej zwłaszcza fazie spotkania przy Miodowej prowadził z dużą klasą i kulurą teatrolog Janusz Majcherek.

Zaczęliśmy rozmowę od sceny filmowej, ale realizowała się Pani głównie w serialach, w „Stawce większej niż życie”, w odcinku „Akcja liść dębu”, w „Kolumbach”, „Chłopach”, „Dyrektorach”, „Daleko od szosy”, „Czterdziestolatku”, „Życiu na gorąco”, „Panu na Żuławach”, „Karierze Nikodema Dyzmy”, „07 zgłoś się” – to znaczna część klasyki polskiego serialu.

 Bardzo sobie cenię te doświadczenia, nawet epizodyczne. Potem, po latach doszły mi też nowsze seriale jak „13 posterunek” czy „Plebania”, ale wzięłam udział także w takich filmach kinowych, jak „Dzięcioł” Jurka Gruzy, „Człowiek z M-3” Leona Jeannota z Bobkiem Kobielą, „Akwarele” Rydzewskiego, „Za ścianą” Zanussiego czy, z późniejszego okresu, „Pręgi” Magdy Piekorz.

Wróćmy do Pani czasów Pani studenckich. Kto z pedagogów był dla Pani najważniejszy?

Opiekun naszego roku Zbyszek Zapasiewicz, także Jan Kreczmar, rektor, który miał z nami zajęcia ze scen, także Aleksander Bardini i Zygmunt Hűbner. To oni mnie uformowali pod względem zawodowym, ale też zwyczajnie ludzkim. Nauczyli mnie różnych rzeczy, także choćby zainteresowania moim zawodem, innymi jego przedstawicielami, ich dokonaniami, różnymi barwami tej profesji, a nie tylko sobkowskiego koncentrowania się na swojej własnej karierze.

Powspominajmy teraz zatem o Pani pracy w teatrze żywym. Po ukończeniu w 1971 roku warszawskiej PWST grała Pani naprzemiennie w Narodowym u Hanuszkiewicza i Ludowym.

Tak. W Narodowym zaczęłam od pięknej roli Muzy w „Beniowskim” Hanuszkiewicza według poematu Juliusza Słowackiego. Była to Muza bardzo dziewczęca, ale ja długo miałam dziewczęcy wygląd. Długo miałam emploi dziewczęcej amantki, ale z rysami charakterystycznymi. Potem była rola Heleny w „Panu Jowialskim” u Jana Kulczyńskiego w Ludowym, a potem znów „Trzy po trzy” Fredry w wielkim widowisku Hanuszkiewicza w Narodowym, po czym, tamże, „Kartoteka” Różewicza w reżyserii Tadeusza Minca, bardzo dobrego i wykształconego reżysera, dziś zapomnianego. Potem rola Pani w głośnej „Balladynie” Hanuszkiewicza z „Hondami”. Następnie znów Ludowy i rola Xairy w „Izkaharze, królu Guaxray” Bogusławskiego w reżyserii Kulczyńskiego. No i w 1974 roku bardzo ważna dla mnie rola Maryny w „Weselu” w inscenizacji Hanuszkiewicza, a dalej udział w „Mężu i żonie” Fredry, też u Hanuszkiewicza. I znów „Na Woli”, w reżyserii Tadeusza Łomnickiego, Hanka w „Do piachu” Różewicza, „Damy i huzary”, a także skromny, ale ciekawy udział w „Amadeuszu”, sztuce o Mozarcie w reżyserii Romana Polańskiego. Potem jeszcze „Igraszki z diabłem” Drdy w reżyserii Tomasza Grochoczyńskiego i ostatnia moja rola sceniczna, w Teatrze Kwadrat w „Mandacie” Erdmana w reżyserii Marcina Sławińskiego. Naprawdę w teatrze żywym doświadczyłam różnorodności ról, płodozmianu.

Nie zapomniał też o Pani także Teatr Telewizji. Ja Panią po raz pierwszy zauważyłem właśnie w telewizyjnym spektaklu, w roli Doloridy w „Beatrix Cenci” Juliusza Słowackiego, w reżyserii Gucia Holoubka, w 1973 roku.

To była piękna praca nad pięknym widowiskiem, bo Gucio był wspaniałym człowiekiem, którego rozkoszą było słuchać, a co dopiero rozmawiać z nim i współpracować. Zaczęłam jednak od roli w Teatrze Kobra w „Nieznanym sprawcy” w reżyserii Jana Kulczyńskiego. Potem były też „Emancypantki” według Prusa w reżyserii Hanuszkiewicza. Zagrałam też w kilku telewizyjnych realizacjach przeniesionych w Teatru Kwadrat, w tym u Wojtka Pokory.

Barbara Burska – ur. 6 maja 1947 w Warszawie. Absolwentka PWST w Warszawie (1971). Związana z teatrami warszawskimi: Ludowym (1971-74), Narodowym (1974-75), Na Woli (1975-87), Kwadrat (1987-89).

Tadeusz Jasiński

Poprzedni

Finał nie dla Kubota

Następny

Konkurs na wspomnienia z okresu PRL

Zostaw komentarz