Ilekroć składam życzenia urodzinowe profesorowi Aleksandrowi Krawczukowi, podkreśla, iż mniej ważnym jest, że w dniu tym kończy On określony wiek, lecz ważniejsze, iż rozpoczyna następny rok życia.
Trzymając się tej ważnej dla Profesora zasady, składamy Mu więc życzenia z okazji rozpoczęcia setnego roku życia, właśnie dzisiaj, 7 czerwca 2021.
Dwukrotnie miałem okazję publicznie zwracać się do Jubilata. Raz z okazji Jego 80. urodzin, obchodzonych uroczyście w gabinecie Prezydenta Krakowa, Jacka Majchrowskiego, ponownie, gdy Kuźnica w 2013 roku przyznała, wieloletniemu jej członkowi, Nagrodę Kowadła.
I wtedy, i dziś, a przecież też i bez okazji, z radością i wdzięcznością pochylam się nad długim i jakże owocnym życiem profesora Krawczuka, składając hołd godny tego życia dokonań, dziękując za wszystko, co uczynił dla nas, dla polskiej nauki i kultury. Jednym słowem, oddając cesarzowi, co cesarskie.
„Nie wiedzieć, co się wydarzyło, zanim się urodziłeś, to zawsze być dzieckiem” – te słowa Cycerona przychodzą mi na myśl, kiedy wspominam przebogaty twórczy dorobek Jubilata. Ciekawość i dociekliwość badacza, profesorska mądrość i rozwaga, temperament popularyzatora wiedzy i doskonały warsztat wybitnego eseisty sprawiały, że każda z książek Aleksandra Krawczuka była wydarzeniem rynku wydawniczego, wydarzeniem czytelniczym. Każda potwierdzała, że – „historia jest świadkiem czasów, światłem prawdy, życiem pamięci, nauczycielką życia”(też Cyceron).
W dniu tak ważnym i uroczystym, dziękujemy Jubilatowi za to, że z taką regularnością i w takich ilościach dostarczał nam „najdoskonalszego i najlepszego z lekarstw: wiedzy” (Timaios w dialogu „Kristias”).
W „Dialogach” Platona modli się Sokrates „Panie, przyjacielu nasz, i wy inni, którzy tu mieszkacie, bogowie. Dajcie mi to (…) abym zawsze wierzył, że bogatym jest tylko człowiek mądry”. Dostojny Jubilat jest bez cienia wątpliwości bogaczem w takim rozumieniu bogactwa. Bogaczem wyjątkowym, bo chętnym i potrafiącym dzielić się swoim bogactwem, nie tylko przecież poprzez swoje książki.
Zgodnie z Fredrowską zasadą – znacie to posłuchajcie – zechcą Państwo przeczytać zaledwie zarys tego, co światły obywatel naszego kraju winien o Aleksandrze Krawczuku wiedzieć. Zacznijmy więc od początku. Dziewięćdziesiąt dziewięć lat temu Jubilat urodził się w kamienicy na Rynku Głównym w Krakowie, dziś to siedziba znanej restauracji Wierzynek.
Czyż można być bardziej krakowskim? A więc od urodzenia krakowianin. Podczas II wojny światowej był żołnierzem Armii Krajowej. W 1949 roku ukończył studia na Wydziale Filozoficzno-Historycznym Uniwersytetu Jagiellońskiego i podjął pracę naukową w Zakładzie Historii Starożytnej, uzyskując w 1985 tytuł profesora. Opublikował liczne, tłumaczone na szereg języków, prace naukowe i książki popularnonaukowe. Wciąż kojarzony jest jako znakomity popularyzator historii i filozofii antyku w Telewizji Polskiej (tej z lat 70. i 80.), przybliżający rzymskich i greckich bohaterów, tych rzeczywistych i tych mitycznych, milionom widzów. Swymi wykładami, będącymi swoistą rozmową ze słuchaczem o historii i kulturze, stworzył niedościgniony wzór, swoistą „szkołę Krawczuka”, do której jakże często tęsknimy dziś próbując z pomocą pilota natrafić na program warty oglądania. Antyczny świat profesora Krawczuka przywoływany bywa obecnie jedynie w Jego wywiadach prasowych. Profesor mówi w nich na przykład o najbliższym Mu – Julianie Apostacie. Wspaniałej, jak twierdzi, postaci w historii Rzymu i jednej z najwspanialszych w dziejach Europy. „Imponuje mi – mówi – nie tylko ze względu na swój stosunek do religii, ale przede wszystkim ze względu na wspaniałe cechy charakteru. Proszę sobie wyobrazić młodego chłopaka, który kocha książki, spokojne życie uniwersyteckie i starą kulturę. Tak jak Krawczuk właśnie. I w pewnym momencie staje on przed zupełnie dla niego niepojętym zadaniem. Musi jechać [Apostata] z Aten do Galii i walczyć z Germanami.” Aleksander Krawczuk w drugiej połowie lat 80. udał się ze swoich Aten do Galii, z Krakowa do Warszawy, by walczyć o kulturę polską.
Trudno przecenić, jak bardzo wiedza i doświadczenie Aleksandra Krawczuka przydały się w pracach Sejmu Rzeczypospolitej; trudno także pominąć Jego działalność w Narodowej Radzie Kultury, czy wiele światłych decyzji, jakie podejmował pełniąc funkcję ministra kultury. Drogę do ministerialnego gabinetu na Krakowskim Przedmieściu, temu znanemu z telewizji, utalentowanemu i lubianemu popularyzatorowi starożytności, utorowała niewątpliwie funkcja wiceprzewodniczącego Narodowej Rady Kultury, na którą został wybrany w połowie roku 1986. Już kilka miesięcy później podjął obowiązki ministra kultury i sztuki. Urząd ten pełnił w rządach Zbigniewa Messnera i Mieczysława Rakowskiego, aż do września 1989 roku. Na Krakowskim Przedmieściu, w gabinecie ministra, zapanował krakowski styl, niezwykła elegancja i kultura osobista, szacunek i życzliwość dla twórców.
Jak lata tego ministrowania zostały zapamiętane? Srogo pomylili się ci, którzy sądzili, że ministrem został „pan od przeszłości”, nie potrafiący zarządzać, podejmować decyzji, słabo zorientowany w zawiłościach i stosuneczkach w tak zwanej „Warszawce”. Wszystko odwrotnie. Był to czas niezwykle stabilnej finansowo sytuacji w kulturze, w instytucjach kultury, ale i wśród twórców – głównie za sprawą Funduszu Rozwoju Kultury, którym historyk starożytności gospodarzył jak światły ekonomista. To był czas, kiedy nie odkładano filmów na półki, nie było zatrzymań w cenzurze, a Aleksander Krawczuk był pierwszym reprezentantem władzy, który ku zdumieniu wielu, publicznie powiedział w Parlamencie, iż jest jedna literatura polska, niezależnie od tego gdzie się ukazuje, w kraju czy za granicą, w oficjalnych wydawnictwach czy w podziemnych. Jedyny istotny wyznacznik – to czy literatura ta jest dobra czy zła. Pamiętam konsternację jaką wywołały te słowa. Następnego dnia byłem, z pretensją, indagowany przez radców kultury z ambasad NRD i Czechosłowacji, pytających, dlaczego zmieniamy zasady polityki kulturalnej nie powiadamiając ich o tym wcześniej, nie konsultując się z nimi. Podobną konsternację wywołała decyzja ministra Krawczuka, o utrzymaniu festiwalu młodzieżowej awangardy w Jarocinie, na pewno przy braku osobistej fascynacji tym rodzajem muzyki.
Fundacja Kultury Polskiej, jej powstanie, działalność i znaczący dorobek to także wielka zasługa ministra Krawczuka. Fundacja działała prawie 30 lat, a jej Filia w Krakowie, której przewodniczył, tyle samo! Te 30 lat krakowskiej Filii Fundacji przyczyniło się, poprzez różnorodne formy aktywności, do umocnienia poczucia wartości kulturalnej Krakowa, uświadamiania w tej materii prawd oczywistych, lecz nie zawsze funkcjonujących.
Od 1991 do 1997 Aleksander Krawczuk sprawował mandat posła na Sejm I i II kadencji z ramienia Socjaldemokracji Rzeczypospolitej Polskiej (SdRP). Nie kandydował przecież dla zaspokojenia swych ambicji, ani dla innych splendorów. W tamtym czasie, w tamtej atmosferze, podjęcie się reprezentowania lewicowych poglądów, nie mając z lewicą związków formalnych – był i jest bezpartyjny – świadczyło o przywiązaniu do tradycji postępowych nurtów rodem z XIX-wiecznej krakowskiej myśli Edwarda Dembowskiego, czy początków krakowskiego PPS-u, przedwojennego i tuż powojennego. To wywołało u Niego impuls wsparcia lewicy i zamanifestowania tego sprawowaniem mandatu posła.
Trzeba także pamiętać o aktywności Jubilata w krakowskiej Kuźnicy oraz jakże istotnej roli, jaką przez lata pełnił przy słynnym krakowskim, profesorskim stoliku w kawiarni hotelu „Grand”, nadzwyczaj opiniotwórczym, choć nieformalnym, forum dyskusyjnym. To taka kawiarniana akademia nauk, taka „Kana galicyjska”.
Aleksander Krawczuk – dla statystyków ufnych w daty i liczby – z metryki tylko jest sędziwym mędrcem. Dla znających Go – z ducha jest wciąż Apollinem, najmłodszym, najpiękniejszym bogiem, o niezwykłych walorach umysłu. Apollinem, któremu dedykowano wawrzyn szlachetny. Liczne nagrody i wyróżnienia, w tym Krzyż Wielki Orderu Odrodzenia Polski nadany i wręczony przez Prezydenta Aleksandra Kwaśniewskiego, ale też Kowadło – nagroda Kuźnicy są swoistą, współczesną odmianą owego wawrzynu – wieńca laurowego.
Przyjmij, Drogi Aleksandrze, także moje najwyższe uszanowanie i wdzięczność za to wszystko, czego mogłem się od Ciebie nauczyć i czego jeszcze nauczyć się będę starał. Kiedyś poradziłeś mi, mówiąc to z zawadiackim uśmiechem, abym wygłaszając laudację na czyjąkolwiek cześć, lub pisząc o kimś, zawsze mówił i pisał jak najwięcej o… sobie. Bywało, że korzystałem z tej rady, dziś jednak tylko Ty jesteś bohaterem tego tekstu, a Twoje dokonania jego treścią.
W jednym z wywiadów Aleksander Krawczuk przytoczył dysputę Konfucjusza z uczniami. Zapytał ich, czego by pragnęli. Pierwszy chciał zostać ministrem, drugi mistrzem ceremonii, trzeci kapłanem. Tylko jeden milczał. Zapytany przez mistrza odpowiedział: „Ja pragnąłbym późną wiosną, kiedy już zrobi się ciepło, pójść z kolegami nad rzekę, wykąpać się i wracać do domu śpiewając”. Konfucjusz westchnął: „I ja też tego pragnąłbym”. Nasz bohater tak tę przypowieść skomentował: „Nauczmy się doceniać tak ulotne piękno codziennych chwil. W gruncie rzeczy tylko ono się liczy. Reszta to walka o byt, kłopoty, manipulacje polityków, dziennikarzy i historyków.” Niech słowa te będą dla nas wskazaniem otrzymanym od dobrego, mądrego, doświadczonego Przyjaciela. A co my możemy zadedykować Wielkiemu Aleksandrowi? Sięgnąłem po Sokratesa, powiedział on „bogatym jest tylko człowiek mądry”, jakże pasuje to do Jubilata, a dla nas winno stanowić wyzwanie, by do takiego bogactwa dążyć.
Jestem głęboko przekonany, że długo jeszcze będzie Jubilat cieszył się tym, o co prosił Boga Kochanowski i za co mu dziękował we wzruszającej fraszce utrzymanej w formie modlitwy:
„Ja, Panie, niechaj mieszkam w tym gnieździe ojczystym,
A ty mnie zdrowiem opatrz i sumieniem czystym.
Pożywieniem uczciwym, ludzką życzliwością,
Obyczajmi znośnymi, nieprzykrą starością.”
Zasłużyłeś na to Dostojny Jubilacie, zasłużyłeś na to w pełni!