Wypada zacząć od epidemii, która narasta, przybierając zastraszające, apokaliptyczne wręcz rozmiary i której konsekwencje są rozległe, przerażające. I ta sprawa ze stanem epidemii się wiąże, choć pośrednio. Cztery lata temu, w październiku 2016, doszło do masowych i potężnych protestów, nazwanych „czarnymi”. Kobiety, bo one były główną siłą tego ruchu, sprowokowane zostały próbą wprowadzenia całkowitego zakazu aborcji wysmażonego jako projekt Ordo Iuris. Sam Kaczyński, przerażony skalą i burzliwą atmosferą protestów oraz marszów wszedł wtedy na sejmową trybunę i nakazał rejteradę. Nie tylko dlatego, że z powodów politycznych nie należy do gorących zwolenników zakazu, ale także dlatego, że przeraziła go perspektywa, że jego „rząd obalą kobiety”. Po czterech latach śmiertelne niebezpieczeństwo dla resztki praw reprodukcyjnych kobiet w Polsce powraca jak ponure fatum. Tzw. Trybunał Konstytucyjny Przyłębskiej ma zbadać w tym tygodniu, na wniosek grona posłów PiS, zgodność z konstytucją prawa do aborcji uszkodzonego płodu. Sytuacja jest szczególnie niebezpieczna, bo warunki i obostrzenia epidemiczne radykalnie utrudniają, jeśli w ogóle nie uniemożliwiają organizacji protestów. Ponury paradoks może sprawić, że dla fundamentalistycznej katoprawicy i Kościoła kat. epidemia może okazać się „prezentem od losu”, „błogosławieństwem”, bo dzięki niej mogą osiągnąć to, do czego bezskutecznie dążyli przez lata, ale przegrywali z uwarunkowaniami politycznymi. To dla nich unikalna być może i ostatnia okazja wprowadzenia ultradrakońskiego, barbarzyńskiego zakazu aborcji. Czy to już przesądzone czy też jednak zdarzy się coś, co w ostatniej chwili odwróci to ponure fatum?
Wygląda na to, że to, co zrobiono z Romanem Giertychem, to pierwszy akt owej „jesiennej ofensywy”, którą władza zapowiadała od szeregu tygodni. W miniony czwartek, Roman Giertych, znany adwokat, został zatrzymany przed siedzibą jednego z sądów warszawskich, zakuty w kajdany, a następnie przewieziony do własnego domu, gdzie funkcjonariusze CBA podjęli, zgodnie z wypowiedzią Rzecznika Prasowego Ministra Koordynatora Służb Specjalnych Stanisława Żaryna „tradycyjne”, w takich sytuacjach, czynności przeszukania. Kilkugodzinne przeszukanie zostało jednak na jakiś czas przerwane, ponieważ adwokat stracił przytomność i został przewieziony do szpitala. W piątek w warunkach szpitalnych, półprzytomnemu przedstawiono zarzut i przesłuchano. Okazuje się, że postępowanie dotyczące m.in. Romana Giertycha trwa już kilka lat, zatem zdziwienie budzą okoliczności jego zatrzymania, przeszukania domu i kancelarii, a następnie przesłuchania. Prawnik dopatrzy się licznych uchybień prawa, natomiast Bigos tygodniowy zastanawia się czy prawdą są krążące wśród ludu pogłoski, że chodziło o uniemożliwienie adwokatowi udziału w piątkowym posiedzeniu w sprawie aresztowania znanego bankiera Leszka C.? Niestety, nie można tego wykluczyć… Pikanterii sprawie dodaje fakt, że ostatecznie Prokurator Regionalny w Poznaniu nie złożył do sądu wniosku o tymczasowe aresztowanie Romana Giertycha, a zastosował jedynie wolnościowe środki zapobiegawcze, czyli poręczenie majątkowe w kwocie 5. milionów złotych polskich, dozór policji, zakaz opuszczania kraju i zawieszenie w wykonywaniu zawodu adwokata. Ciekawe co zrobi sąd, do którego ani chybi wpłynie zażalenie obrońców mecenasa ? W każdym razie, ten ostentacyjny pokaz siły służb, jest kolejnym dowodem na to, że pod rządami PiS i jego sojuszników, Polska naprawdę zmierza w strony dyktatury. O ile już nią nie jest.
W minionym tygodniu opinia publiczna odnotowała rekordowe liczby osób zakażonych, osób zmarłych, osób przebywających w szpitalach i osób pod respiratorami. Tymczasem Karczewski Stanisław, niegdyś Marszałek Senatu, lekarz z zawodu, w Porannej Rozmowie RMF FM dziennikarza Mazurka Roberta (to ten, który wraz z byłym ministrem zdrowia Szumowskim swego czasu obśmiewał noszenie maseczek w dobie koronawirusa) o pandemii poradził słuchaczom, aby jeść jabłka, jedno a najlepiej dwa, czego skutkiem będzie zdrowie, a lekarz będzie zbyteczny(„Jedno jabłko z wieczora i nie ma doktora”). Faktycznie, jedzenie jabłek zwłaszcza polskich jest nie tylko zdrowe, ale napędza popyt, w dobie recesji nader ważny. Czy jednak ta metoda pomoże pokonać koronawirusa, który właśnie rozszalał się na terytorium RP? Bigos tygodniowy śmie wątpić.
Prominentni przywódcy faszystowscy w Słowacji i Grecji zostali skazani za swoją działalność na kary wieloletniego więzienia. W Polsce faszyści, ochraniani przez policję i dowartościowani przez rządową propagandę bezkarnie przejdą za kilka tygodni ulicami polskich miast, w tym w tzw. „marszu niepodległości” w Warszawie. Oto miara potwornej czeluści, w jakiej znalazła się Polska pod rządami PiS
Na nic będą ostrzeżenia i apele epidemiologów i wirusologów. Nie ulega bowiem wątpliwości, że 1 listopada, jak każdego roku, rodacy hurmą rzucą się na cmentarze, bo tego dnia nie mogą żyć bez zapachu palonej stearyny i więdnących chryzantem, spotkań z rzadko widywanymi krewnymi, rozmów nad grobem drogiego zmarłego. Tradycji stanie się zadość, bez dystansu, bez maseczek, bez zachowania zasad higieny i wskaźnik pandemii znowu radykalnie skoczy w górę. To jednak czynnik jednorazowy. Natomiast niewielu zwraca uwagę na nawyk chodzenia do kościoła, który jest w dobie pandemii nieustającym źródłem zakażeń, wśród uczestników mszy, zwłaszcza seniorów, a także osób duchownych, niejednokrotnie będących w grupie ryzyka. A przecież zamknięcie w czasach zarazy kościołów i zakaz organizowania zbiorowych obrzędów religijnych byłoby tak korzystne dla zdrowia społecznego.
W poniedziałek Polacy mogli zobaczyć Dudę, był u siebie w pałacu, miał nawet na twarzy maseczkę, a na rękach rękawiczki. Przemówił, ale nie wspierał Narodu w okresie próby pandemicznej słowem lub uczynkiem, nie przeprosił za opowieści dziwnej treści jakie głosił na placach Rzymu o mikrym poziomie zakażeń, o wypłaszczeniu krzywej cowidowej w połowie października. Nie wspomniał o sznurach karetek czekających pod szpitalami z ciężko chorymi, braku miejsc dla tych chorych, medykach harujących ponad siły, nie nakreślił planów na przyszłość, co to to nie. Duda natomiast wręczył niejakiemu Czarnkowi Przemysławowi, synowi ziemi lubelskiej, spóźnioną nominację ministerialną. Czarnek wyzdrowiał z COVID-a i może przystąpić do znojnej pracy na niwie edukacji i nauki. Mając w pamięci jego wypowiedzi choćby o LGBT czy kobietach, bez wątpienia będzie miał dużo do roboty Nauczyciele trzymajcie się, idzie „nowe” czarnkowe.