wikimedia.org
Każdy, kto się przełamał i obejrzał obrady sejmu, na których procedowano wniosek opozycji o wotum nieufności dla ministra oświaty i nauki, profesora (a jakże) – Przemysława Czarnka musi sobie odpowiedzieć na kilka podstawowych pytań:
Czy warto nadal utrzymywać tak liczną Izbę Ustawodawczą? Może wystarczyłoby 25 posłów? Byłoby taniej, a być może, tak radykalne zmniejszenie ilości posłów zaowocowałoby podwyższeniem standardów. Jak to jest możliwe, że tacy ludzie jak Przemysław Czarnek zostają profesorami na jakiejkolwiek wyższej uczelni w Polsce, nawet na Katolickim Uniwersytecie Lubelskim?
Słuchając pana ministra, łatwo można zrozumieć, dlaczego kilka lat temu w Polsce nastąpiła zmiana na skali społecznego poważania i profesora uniwersytetu, który od bardzo wielu lat był na czele, zastąpił…strażak.
Czy taki spektakl, jaki się odbył w polskim sejmie – nie jest jeszcze jednym dowodem na wyższość SI w rozstrzyganiu takich sporów, jak to, kto może, a kto nie może być ministrem od tak miękkiej i wrażliwej sfery, jak oświata, nauka i wychowanie?
Zostawmy ten żałosny spektakl, jego wynik był łatwy do przewidzenia. To, co warto zapamiętać, to postawa posłów od całkowicie pogubionego Pawła Kukiza, który głosował przeciw odwołaniu Czarnka. Warto to zapamiętać. Ministrem oświaty i nauki pozostaje Czarnek – a jego program to program całej Zjednoczonej Prawicy, jak szczerze mówił w debacie niejaki Morawiecki.
Warto spojrzeć w przyszłość polskiej szkoły pod rządami Czarnka i jego doradców. One dotkną przede wszystkim szkoły publiczne. To tam dyrektorzy i nauczyciele znajdą się pod presją urzędników, to tam w obawie przed zwolnieniem będą wykonywane najbardziej nawet absurdalne zalecenia i decyzje władzy. Szkoła publiczna stanie się jeszcze mniej atrakcyjna dla wszystkich, którym drogie jest wychowanie i edukacja ich dzieci. Łatwo przewidzieć, że zwiększy się jeszcze bardziej atrakcyjność szkół niepublicznych, w których minister Czarnek i jego kuratorzy będą mieli nieco mniej do gadania. Wszyscy, których będzie na to stać – wybiorą szkoły poza reżymem, kierując się dobrem dzieci. Pogłębi to i tak już znaczący podział na tych, których stać na zapewnienie swoim dzieciom dobrego wykształcenia jako podstawowej inwestycji na przyszłość i tych, którzy zmuszeni będą posyłać dzieci do szkoły ministra Czarnka. To będzie pogłębiało polaryzację społeczeństwa, ale to jest właśnie cel, jaki postawił ministrowi prezes wszystkich prezesów: szkoła ma wychować potulnych wyborców PiS, który będzie rządził wiecznie.
Polityka to ciąg procesów dynamicznych. Zjednoczona Prawica obroniła swojego żołnierza większością zaledwie pięciu głosów. Może to ulec zmianie bardzo szybko i w następnym rozdaniu, po kolejnych wypowiedziach i decyzjach Czarnka – sejm go jednak odwoła. Bez zmiany na szczytach władzy łatwo jednak przewidzieć, że jego następca może być jeszcze gorszy. Wszak po minister Zalewskiej wydawało się, że gorzej już być nie może; a jest…
Drugą sprawą, którą chciałbym się teraz zająć, jest to, co robi – a właściwie czego nie robi – rząd w związku z nieuchronnym nadejściem czwartej fali epidemii. Poziom zaszczepienia w Polsce jest daleki od tego, jaki określany jest przez naukę jako niezbędny do osiągnięcia oporności zbiorowej. Zamykane są kolejne punkty szczepień masowych. Próba odwrócenia tego trendu poprzez system nagród, wygrania hulajnogi, loterii, na której można wygrać duże pieniądze – nie dała oczekiwanej poprawy. Że tak będzie – można było łatwo przewidzieć. Rząd – czytaj Jarosław Kaczyński – stoi przed wyzwaniem: czy wprowadzić system restrykcji, a nawet obowiązku szczepienia tych, którzy mówią, że nie lubią, gdy im ktoś gmera igłą przy ramieniu albo wierzą w jedną z wielu teorii spiskowych rozsiewanych przez trolle w sieci, albo w to, że szczepionki powstają z komórek zamordowanych dzieci i ich przyjmowanie to grzech, czy też zmierzyć się z czwartą falą i skutkami paraliżu wielu branż; a może nawet całej gospodarki. Albo – albo. Trzeciej drogi nie ma i liczenie na opatrzność boską czy bezpośrednie wstawiennictwo królowej korony polskiej nic nie da.
To jaką drogę wybierze prezes wszystkich prezesów – czy twarde prawo i różne formy przymusu, czy odłożenie decyzji w czasie, będzie sygnałem, kiedy będą w Polsce wybory. Jeżeli nie będzie twardych decyzji już teraz, to znak, że wybory będą jesienią tego roku, jeżeli będą różne formy przymusu – to znak, że wybory będą w terminie określonym upływem kadencji, to znaczy za dwa lata.
Wprowadzenie twardych rozwiązań teraz musi wywołać opór społeczny, demonstracje uliczne, starcia z policją. Widzimy to na ulicach francuskich miast. To bezpośrednio wpłynie na wynik wyborów. Wielu takich, którzy głosowaliby na PiS zagłosuje przeciw, albo zostanie w domu. Odłożenie tych decyzji na później,może wprawdzie skutkować zgonami i kolejnym paraliżem opieki szpitalnej – ale skoro ma przynieść trzecią kadencję, to nie ma takiej ceny, której rządzący by nie zapłacili. Zapłacą każdą. Walczą o swoje życie polityczne. A to jest dla nich najważniejsze.