30 listopada 2024

loader

Cudowne rozmnożenie

Za niecałe trzy miesiące, będzie ich pełno we wszystkich mediach. Wyklęci, którzy przez ostatnie kilkanaście lat, rozrośli się 15 – krotnieznów opanują media. TVP, TVN i Polsat będą w tyn czasie mówić jednym łkająco, łamiącym się głosem.

Ministerstwo Edukacji Narodowej co roku wydaje okólnik. Taki, żeby wszystkie „szkoły i placówki oświatowe” włączyły się w obchody Narodowego Dnia Pamięci „Żołnierzy Wyklętych”. Każdy pisowski minister od edukacjichciałby „ aby uczniowie wspólnie z nauczycielami zorganizowali w pierwszym tygodniu marca wydarzenia edukacyjne poświęcone bohaterom podziemia antykomunistycznego. Mogą to być spotkania ze świadkami historii, wizyty w lokalnych miejscach pamięci, lekcje o „Żołnierzach Wyklętych” czy apele pamięci”.

Kuraś – tak, Lechu – nie

Żeby jednak żadnemu belfrowi nic się nie pokićkało i nie zrobił lekcji pokazującej, jak Kuraś „Ogień” wysyła do nieba Żydów, „Bury”- Białorusinów, a ludzie Łupaszki kogo popadnie, to okólnik zawiera tegoroczne doprecyzowanie co należy świętować i uwypuklać. Znaczy szkoły dostały wykładnię aktualnej polityki historycznej.
I mają uczyć, że „Powojenna konspiracja niepodległościowa była najliczniejszą formą zorganizowanego oporu polskiego społeczeństwa wobec reżimu komunistycznego”. Z cokołu spadła „Solidarność” z jej 10 mln członków, bo widać była albo niezorganizowana, albo nie walczyła z komuną, a poza tym miała w swoich szeregach Wałęsę i Frasyniuka, więc się w walce z reżimem nie liczy. Prof. Antoni Dudek zadałby przy tej okazji MEN pytanie o mikołajczykowski PSL, który miał jakiś milion członków – czy ta formacja była niezorganizowana, czy też nie antykomunistyczna?

Przyrosty historyczne

MEN przytacza zatem dowody na najlicznieszość Wyklętych. „W zbrojnym podziemiu działało nawet 200 tys. osób zgrupowanych w oddziałach o różnej orientacji. Kolejnych 20 tys. walczyło w partyzantce” – pisze ministerstwo. Nie tłumacząc czym różni się partyzantka od oddziału zbrojnego i dlaczego jest jej nie tyle samo, tylko dziesięciokrotnie mniej.
Ale to i tak nic, bo „Kilkaset tysięcy osób zapewniało łączność, aprowizację, wywiad i schronienie”.
Jakby nie patrzeć, wychodzi zatem, że z komunistami po wojnie regularnie napieprzał się jakiś milion Polaków. Zwłaszcza, że „Przeciwko władzy występowali także uczniowie zrzeszeni w podziemnych organizacji młodzieżowych – łącznie ok. 20 tys. młodych ludzi”.
Patriotyczny i bohaterski charakter Wyklętych przejawiał się zaś w tym, że „Oddziały zbrojne o antykomunistycznym charakterze walczyły z Urzędem Bezpieczeństwa, Korpusem Bezpieczeństwa Wewnętrznego i Milicją Obywatelską”.

Ofiary tylko z jednej strony

O tym, że leśni napieprzali się też z 2 milionami czerwonoarmistów nie wspomniano. Ani o rozstrzeliwaniu zdrajców, którzy przyjęli ziemię z reformy rolnej.
Oczywiście nie ma w okólniku słowa o tym, że wiosną 1945 r. PPR miała 300 tys. członków, a w 1948 r. już 900 tys. Podanie tego mogłoby nieco zaciemnić młodzieży postrzeganie czasów, które mają mieć przekaz jasny, sprowadzający się do stwierdzenia, że naród polski w znakomitej większości walczył ze garstka zdrajców przyprowadzonych do nas przez Sowietów.

Informacje o liczebności PPR podali w 2007 r. w przedmowie do „Atlasu Polskiego Podziemia Niepodległościowego 1944 – 1956” prof. Rafał Wnuk z KUL i dr Sławomir Poleszak z IPN. Dokładnie w tym samym tekście sprzed 13 lat zawarli wszystko, co polscy historycy byli w stanie wygrzebać w archiwach o liczebności powojennego podziemia.

Czyli informację, że już w 1945 roku przed komisjami amnestyjnymi stanęło 30 217 osób, które zdały 2 tys. sztuk broni. Historycy dołożyli i fakt, że w wyniku ogłoszonej 22 lutego 1947 r. amnestii z podziemia wyszło 53 517 osób, działalność swą ujawniło też 23 257 osób przetrzymywanych w więzieniach i aresztach. I wyszło im, że łącznie ta „amnestia objęła 76 574 osoby – członków organizacji podziemnych i oddziałów partyzanckich oraz dezerterów z WP, MO, KBW i UB”.
Wnuka i Poleszka środowisko historyków sobie ceni. I dlatego nikt nie kwestionuje liczb, które podają, a z nich wynika, że w 1945 r. w lesie przebywało 13-17 tys. osób, w 1946 r. 6600-8600, zaś po amnestii, w latach 1947-1950 przez oddziały przewinęło się do 1800 partyzantów.
Różnica między niecałymi 2 tysiącami, a 20 tysiącami Wyklętych, którymi posługuje się MEN jest zasadnicza, bo 10-krotna. I kłamliwa.

Jak najkrwawiej

Żaden szanujący się badacz nie pisze o kilkuset tysiącach osób czynnie wspomagających powojenne podziemie. Bo to bzdura jakaś jest i w dodatku zaprzeczająca narracji o krwawym terrorze i wszechobecnym donosicielstwie wprowadzonym przez UB. Ale dla MEN wciśnięcie takiego kitu uczniom, nie jest problemem.
Tak samo jak wymyślenie 20 tysięcy antykomunistycznie zorganizowanych uczniów. Poleszek i Wnuk, zjedli na tym zęby i – znając ich – też chcieliby taką liczbę wydmuchać. Ale niestety przeliczyli wszystko co się dało i doszli do wniosku, iż „do 1956 r. w Polsce powstało niemal tysiąc podziemnych grup młodzieżowych, przez które przewinęło się ponad 10 tys. osób. Organizacje te można podzielić na kilka kategorii. Najliczniejsze nawiązywały do konspiracji wojennej i powojennej, co wyrażało się m.in. w przybieraniu takich nazw, jak AK, WiN czy NSZ . Dużą grupę stanowiły podziemne drużyny harcerskie”. Ponad 10 tys. to jednak nie MEN-owskie 20 tys.

Podawana przez MEN idąca w dziesiątki tysięcy, liczebność Wyklętych, to nie jest ostatnie słowo obecnych władz IPN. Dlatego kierujący pracami Biura Badań Historycznych IPN w Warszawie dr Tomasz Łabuszewski uważa, że „Liczba ok. 300 tys. osób wydaje się racjonalna. Jeżeli przyjmiemy, że w okresie największego rozwoju konspiracji antykomunistycznej w jej szeregach było ok. 200 tysięcy ludzi, to wydaje się, że w okresie tych kilku kolejnych lat możemy dodać 100 tys. osób, zwłaszcza, że ta konspiracja nie zaczyna się w roku 1945, ale moim zdaniem w końcu roku 1943”.

Pewien, że Wyklętych będzie z roku na rok coraz więcej, jest prof. Antoni Dudek. I z jednej strony go to śmieszy, a z drugiej każe przypomnieć jak to jeszcze 40 lat tremu, z komunistycznych kanap takich jak SDKPiL, ówczesna propaganda usiłowała uczynić organizacje masowe. Mechanizm i chęci się nie zmieniły. Tamtym chodziło o rozdmuchanie swojego mitu założycielskiego, tym o dokładnie to samo. A że wybrali sobie nie Solidarność i AK, to będą nadymać balonik z Wyklętymi do granic przyzwoitości.

I tylko szkolnej dziatwy żal…

Małgorzata Kulbaczewska-Figat

Poprzedni

Kubica w tym roku nadal będzie się ścigał dla Orlenu

Następny

Hopla z przerzutką