7 listopada 2024

loader

Demokracja albo (jej) śmierć

Nie czas na owijanie w bawełnę i bawienie się w subtelne analizy publicystyczne, a tym bardziej na eufemizmy maskujące istotę rzeczy.

Rozważanie, czy i na ile ewentualna prezydentura Rafała Trzaskowskiego może konweniować z programem lewicy nie ma w tym momencie sensu. Nie czas żałować róż, gdy płonie las. Stawką w tych wyborach nie jest już taki czy inny punkt programu takiego czy innego kandydata, lecz przetrwanie polskiej demokracji, praw i wolności. Znaleźliśmy się w sytuacji, którą zwykło się określać jako „wóz albo przewóz”. Racją lewicy jest dziś przeciwstawienie się, wraz z milionami wyborców, recydywie prezydentury Dudy, która będzie oznaczać domknięcie i zaspawanie autorytarnej, systemowej władzy PiS oraz personalnej władzy Kaczyńskiego na czas tak długi, że istnieje śmiertelne niebezpieczeństwo dla polskiej demokracji i wolności. Doświadczenie węgierskie uczy, że władza o takich antydemokratycznych instynktach wykorzystuje drugą kadencję niepodzielnej władzy na takie zabetonowanie systemu, od którego nie będzie już odwrotu w drodze kolejnych wyborów. Samo bowiem tylko zachowanie formalnego systemu wyborczego nie zmieni faktu, że w międzyczasie autorytarna władza skorzysta z kolejnych kilku lat aby bezwzględnie opanować wszystkie instytucje państwa i zdemontować wszystkie instrumenty kontroli władzy. Wtedy prawdziwie wolne, demokratyczne, równe, zwyczajnie nie będą już możliwe. Będą jedynie pozorem takich wyborów.
Co oznacza wybór Dudy na kolejną kadencję?
Po pierwsze i przede wszystkim oznacza wybór człowieka, który szereg razy złamał Konstytucję. Profesor prawa Uniwersytetu Łódzkiego Anna Rakowska-Trela sformułowała katalog, w którym stwierdziła, że samym tylko sposobem powołania I Prezesa Sądu Najwyższego Duda złamał dziewięć następujących artykułów Konstytucji RP: art. 183 ust. 3, art. 178 ust.1, art. 179 w zw. z art.187, art. 10, art. 173, art. 126 ust. 1 i 2, art. 45 ust.1, art. 144 ust.1, art. 7, art. 2. Jest to zresztą niejako nieuchronną konsekwencją szeregu uprzednich deliktów konstytucyjnych Dudy. Nie ma najmniejszego powodu, by sądzić, że nie będzie on w przyszłości kontynuował tego procederu. Oznacza to ponowne powierzenie prezydentury osobie, która zamiast pełnić przypisaną prezydentowi misję scalania społeczeństwa, w agresywny sposób wrogo je segreguje, a każdą z posegregowanych cząstek zamyka (werbalnie – ale słowa prezydenta mają wielką nośność polityczną i psychospołeczną) w gettach.
Po drugie, wybór Dudy oznacza rozhuśtanie na wielką już i niczym niepohamowaną skalę, fali represji policyjnych, z których licznymi „próbkami” mieliśmy już do czynienia podczas pierwszej fazy epidemii. Takie na przykład formy ekspresji politycznej, jak samotny protest młodej kobiety pod siedzibą III Programu Polskiego Radia, która za to tylko, że jeździła rowerem z dalekim od drastyczności hasłem została zatrzymana i zawleczona siłą do radiowozu czy noszenie koszulek n.p. z napisem „Konstytucja” nie będzie już możliwe bez uniknięcia interwencji policyjnej (tak już było, ale stanie się już rutynową praktyką), a następnie dalszych konsekwencji prawnych w postaci – w najlepszym razie – wysokiej grzywny. Te represje nie będą już „punktowe”, wybiórcze, lecz staną się zmasowaną, rutynową praktyką „od A do Z”. I niech nikogo nie zmyli zasadniczy fakt braku represji w stosunku do uczestników wieców wyborczych kandydatów opozycyjnych czy w stosunku do kontrdemonstracji na wiecach poparcia dla Dudy. W tym momencie władza nie mogła sobie jeszcze na to pozwolić. Jestem przekonany, że po zabetonowaniu systemu, za lat pięć, policja będzie rozpraszać z użyciem brutalnej siły także demonstracje opozycyjnych kandydatów, jeśli tacy będą, a już na pewno kontrdemonstracje. W tę praktykę zostanie w znacznie większym niż dotychczas stopniu włączona prokuratura.
Po trzecie, aby poszerzyć sobie możliwość takich praktyk, władza PiS dokończy pacyfikacji wymiaru sprawiedliwości czyli sądów. Dotychczasowy opór znaczącej części środowiska sędziowskiego, wspierany demonstracjami obrońców praworządności oraz mitygującymi posunięciami instytucji unijnych, pohamował do pewnego stopnia część autorytarnych zapędów władzy w stosunku do sądownictwa. Było to źródłem jednej z głównych frustracji pisowskiej władzy i nie będzie ona już chciała to upokorzenie ponownie przeżywać. Tym razem władza PiS uderzy w sądy brutalnie, bezwzględnie, bez oglądania się na cokolwiek, z instytucjami unijnymi włącznie. Praktyka nauczyła ich, że taktyczna, relatywna oględność nie pomaga osiągnąć założonych celów. Teraz będą działali metodą „po nas choćby potop”, „niech się dzieje co chce”. Od ponad roku na biurku Zbigniewa Ziobry leży projekt totalnej pacyfikacji sądownictwa ukryty pod maską zmiany jego struktury. O istnieniu tego projektu, który zmierza do totalnego zniewolenia sędziów, przypomniał kilka dni temu w rozmowie w TVN24 były I Prezes Sądu Najwyższego, prof. Adam Strzembosz. Do tej pory władza nie „odpaliła” tego planu, bo w perspektywie były wybory prezydenckie i bieżący opór sędziów. Gdy tylko wygra Duda, a system zostanie domknięty i zabetonowany, dojdzie do „odpalenia” tego planu. Niejako ubocznym tego skutkiem będzie fala korupcji w cieniu władzy, rozrost szumowszczyzny i misiewiczostwa, gdyż w obliczu szans na bezkarność i parasol władzy, śmiało wypłyną na wierzch szumowiny. Może to stać się początkiem budowy systemu oligarchicznego na modłę n.p. Węgier Orbana, od którego Polska do tej uniknęła.
Po czwarte, w czasie całej poprzedniej kadencji władzy PiS i kadencji Dudy, w kręgach władzy powracał co pewien czas wątek „reformy” systemu mediów, często ukrywany pod hasłem tzw. „dekoncentracji” i „polonizacji”, w rzeczywistości będący zamysłem pacyfikacji wolności słowa w Polsce. Zwycięstwo wyborcze PiS jesienią 2019 roku na krótko zdjęło to hasło z ich agendy, poza jednorazową kolizją z TVN24, wyciszoną przez ambasador USA w Warszawie. Kwestia ataku na wolność mediów wróciła kilka dni temu, po głośnym tekście dziennika „Fakt” w sprawie ułaskawienia pedofila przez Dudę, przy akompaniamencie absurdalnych i prymitywnych haseł antyniemieckich, skierowanych, bądź co bądź, przeciwko najważniejszemu partnerowi Polski w Unii Europejskiej. Po zabetonowaniu systemu, władza PiS nie będzie się już liczyła z żadnym oporem. Uzna, że ostateczny efekt polegający na pacyfikacji mediów (na Węgrzech istotnych mediów opozycyjnych, poza niszowymi, już nie ma) wart jest zniesienia nawet intensywnej burzy medialnej. Po złamaniu najsilniejszych mediów opozycyjnych przyjdzie czas także na mniejsze środowiska medialne, rozgłośnie, portale czy gazety, takie choćby jak „Trybuna”.
Po piąte, w ślad za tym pójdzie pacyfikacja wszystkich wolnościowych, głównie formułowanych przez lewicę, nadziei na poszerzenie praw i wolności obywatelskich oraz indywidualnych, takich jak n.p. poszerzenie praw kobiet, prawa do in vitro (Duda jako poseł PiS opowiadał się za projektem karania za zapłodnienie pozaustrojowe) i wszelkich innych praw z tego zakresu. Za niemal pewne uważam wprowadzenie całkowitego zakazu aborcji, choćby dla częściowej neutralizacji Konfederacji, dla obejścia jej z prawej strony. Nie można też wykluczyć ograniczenia prawa do rozwodów oraz umocnienia religii w szkole, a także zwiększenia transferów finansowych na rzecz Kościoła kat. Bezwzględnie tępione też będą ruchy społeczne w rodzaju Strajku Kobiet, a organizacje pozarządowe czeka los podobny do węgierskiego.
Po szóste, konsekwencją tego będzie pogłębienie zagranicznej izolacji Polski, jej postępująca izolacja i marginalizacja w Unii Europejskiej. Do tego dojdzie izolacja Dudy nie tylko za legitymizowanie łamania praworządności, ale za jego ostentacyjną homofobię, która w UE jest szczególnie źle odbierana. Wiele na to wskazuje, że skutkiem tego będzie nie tylko faktyczne osłabianie pozycji Polski w strukturach Unii ( z czasem mogą zaistnieć warunki do jej formalnego wyjścia z tej „wyimaginowanej wspólnoty”), ale także, w perspektywie krótkofalowej, odcięcie Polsce funduszy z powodu łamania praworządności. Przyjęcie mechanizmu oznaczającego powiązania przestrzegania praworządności z prawem do pozyskiwania funduszy unijnych jest już przesądzone. Trwają tylko prace nad kryteriami w oparciu, o które będzie to realizowane.
Po siódme wreszcie – władza PiS wszystko to będzie musiała uczynić również z powodu kryzysu ekonomicznego, który jest już ante portas, głównie w wyniku pandemii. Ukrywanie przed Senatem stanu finansów publicznych jest jednym z pierwszych jawnych, ostrzegawczych sygnałów, że „coś się święci”. Władza PiS, aby utrzymać władzę w obliczu zbliżającego się załamania gospodarczego oraz wynikającego z niego nieuchronnie kryzysu budżetu, musi zawczasu uszczelnić, zabetonować, zaspawać system represji. Z tym zabetonowaniem systemu PiS musi się śpieszyć. Wie bowiem, że jeśli nie zdążą, względnie jeśli Duda przegra wybory, jedyną perspektywą, jaką się przed nimi otworzy, będą cele zakładów karnych i sale Trybunału Stanu.
Czy ten czarny scenariusz po ewentualnej wygranej Dudy spełni się na pewno? Pewne jest tylko to, że umrzemy i że zawsze mogą się pojawić nieprzewidziane czynniki typu „ipsylon”, ale skala i układ realnych czynników wskazują, że prawdopodobieństwo przedstawionego wyżej możliwego przebieg zdarzeń graniczy z pewnością. Dlatego do białej irytacji doprowadzają mnie ci komentatorzy, także ci krytyczni wobec PiS, którzy w swoich ocenach używają łagodnych, „symetrystycznych” określeń, takich, jakbyśmy mieli do czynienia ze zwykłą rywalizacją dwóch sił demokratycznych. Ci, którzy tak definicją sytuację, w której się znaleźliśmy, nie wiedzą co czynią. Mamy bowiem do czynienia, w postaci PiS, nie z demokratycznym rywalem, lecz z gotową na wszystko polityczną bestią, poza wszystkim skupiającą zarówno funkcjonariuszy, jak i zwolenników o mentalności autorytarnej, wrogiej demokracji jako takiej i czekającą na najbliższą możliwą okazję, by ją unicestwić. Są też tacy, którzy swój optymizm opierają na wyliczeniach, z których zdaje się wynikać, że liczbowy układ sił wyborczych między PiS a anty-PiS jest mniej więcej „remisowy”, wyrównany. Ergo – z takiej równowagi ma wynikać niemożność spacyfikowanie społeczeństwa, bo sama fizyczna siła oporu jest zbyt duża. Nie liczyłbym na to. W odróżnieniu od jednolitej, nakręconej kompleksami, resentymentami i zwykłą nienawiścią masy wyborczej PiS – „druga połowa”, czyli anty-PiS jest niespójny, wielobarwny, mało karny, wewnętrznie zróżnicowany, mało zideologizowany. W sytuacji silnego podkręcenia śruby, bez okoliczności popychających do mobilizacji wyborczej szybko zacznie się wykruszać, schładzać, szukać sobie sposobu życia i przetrwania w zaistniałych warunkach, „urządzania się w dupie”, jak to ktoś dosadnie określił. Wiele o tym mogą powiedzieć losy Komitetu Obrony Demokracji, który wystartował jak dynamiczna rakieta niemal nazajutrz po wyborach 2015 roku i wydawał się być nadzieją na potężny, opozycyjny ruch obywatelski, by po niespełna trzech latach zgasnąć jak wypalony ogarek. Nie róbmy więc sobie złudzeń. Tylko prezydentura Rafała Trzaskowskiego, jakakolwiek będzie w praktyce, daje nadzieję na ocalenie polskiej demokracji, praw i wolności. Tylko ona da silny impuls do rozszczelnienia autorytarnego uścisku w którym PiS zamyka Polskę. W przeciwnym razie – marny nasz los.

Krzysztof Lubczyński

Poprzedni

48 godzin sport

Następny

Wyniki 34. kolejki PKO Ekstraklasy

Zostaw komentarz