Podczas środowych katechez, wygłaszanych co tydzień od roku 1979 do 1984 r., Jan Paweł II przedstawiał wizję ludzkiej płciowości i relacji między męskością i kobiecością, zwaną teologią ciała, którą watykanista George Weigel określił mianem „teologicznej bomby z opóźnionym zapłonem”. Bomba wybuchła.
Stojący przed bazyliką archikatedralną w Łodzi pomnik Jana Pawła II został oblany farbą. Na cokole nieznany sprawca, którego szuka policja, napisał „maxima culpa”. Dla jednych jest to barbarzyństwo, dla innych głupota, a dla jeszcze innych eksplozja emocji wywołanych brakiem otwartości polskiego Kościoła Katolickiego o wieloletniej tradycji tuszowania przestępstw pedofilii popełnianych przez księży.
Do zdarzenia doszło w nocy z soboty na niedzielę. Ręce figury pomalowano czerwoną farbą, twarz zamalowano na żółto, a na granitowym cokole napisano farbą „maxima culpa”. To nawiązanie do tytułu książki Ekke Overbeeka „Maxima culpa – Jan Paweł II wiedział”.
„O godz. 6.15 dyżurny policji otrzymał zgłoszenie o zniszczeniu pomnika Jana Pawła II stojącego przed katedrą przy ul. Piotrkowskiej. Na miejscu funkcjonariusze przeprowadzili oględziny pomnika, zabezpieczono materiał fotograficzny z monitoringu. Prowadzone są czynności zmierzające do ustalenia sprawcy” – poinformował podkom. Adam Dembiński z Komendy Wojewódzkiej Policji w Łodzi.
Można się tylko domyślać, że oblanie farbą to podzwonne materiału reportera TVN24 Marcina Gutowskiego, który próbował odpowiedzieć na pytanie co papież Jan Paweł II wiedział na temat pedofilii w Kościele. Dziennikarz, poza rozmowami z m.in. ofiarami podlegających mu księży pedofilów, dotarł także do oficjalnych kościelnych dokumentów potwierdzających działania i zaniechania Karola Wojtyły. Rozmawia również z mężczyzną, który twierdzi, że już 50 lat temu osobiście informował ówczesnego metropolitę krakowskiego o pedofilii jego podwładnego. Po wyemitowaniu programu Władza stanęła murem za tym, żeby o Wojtyle mówić tylko w samych superlatywach, zaś Kościół katolicki tę koncepcję poparł. Choć były i wyjątki.
“Jeśli jakakolwiek partia ogłosi się obrończynią Jana Pawła II, odsądzając jednocześnie od czci i wiary innych współobywatel, to ja, stary człowiek, mający problemy ze zdrowiem, pojadę do Warszawy, i krzyżem położę się przed siedzibą tej partii, która nadużywa imienia świętego papieża” – pisał w Onecie dominikanin. O. Ludwik Wiśniewski, wieloletni działacz opozycji demokratycznej w czasach PRL.
Ba, szef Kościoła katolickiego papież Franciszek w wywiadzie dla argentyńskiego dziennika „La Nación” stwierdził wprost: „W tamtych czasach wszystko było tuszowane. Do czasu skandalu bostońskiego, wszystko było tuszowane. Wcześniej rozwiązaniem było przeniesienie księdza, a co najwyżej „zmniejszenie jego roli”, jeśli nie było rozwiązania, ale bez skandalu. Według danych międzynarodowych dzieje się tak w 42 proc. przypadków w rodzinie i w sąsiedztwie. Potem dochodzi do tego szkoła. I nawet dzisiaj jest to ukrywane, aby nie wywoływać konfliktu, jest to sposób postępowania. Kościół też tak robił, żeby to zakryć, wyciszyć… Czasami nie było innego wyjścia, jak tylko rozwiązać problem definitywnie, ale to oznaczało wysłanie tego gdzieś indziej”. A żeby było ciekawiej, kilka zdań dalej podkreślał przełom, który nastąpił dzięki decyzjom nie Karola Wojtyły, ale zmarłego niedawno papieża Benedykta XVI.
Do abp. Jędraszewskiego i innych hierarchów to widać nie dotarło. Zamiast zdecydować się na odtajnienie archiwów kurialnych, biskupi poszli na wojnę, z każdym, kto chce porozmawiać o Janie Pawle II. Tymczasem, tam gdzie mnożą się zakazy, rodzą się emocje. Które oby kończyły się tylko takimi incydentami jak ten w Łodzi.
TJ/PAP